wtorek, 25 września 2012

Moja kariera w przemyśle filmowym

Siedziałem czekając na prezydenta kompanii, dla której miałem pracować. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i jakiś człowiek o straszliwej twarzy i przekrwionych oczach wbiegł do pokoju. Za nim pędem wbiegło kilkanaście sekretarek, maszynistek, asystentów i osobników, których płci nie udało mi się zidentyfikować, gdyż wszyscy zdradzali tak krańcowe wyczerpanie fizyczne i psychiczne, iż twarze ich stały się niemożliwe do odróżnienia.
- To pan napisał tę pierdoloną historię o lotnikach? - zahuczał prezydent. - I co? Pan by chciał, aby kobieta w końcu odeszła od swego męża? I kto to ma finansować? Niech pan wymyśli coś innego dla tej kurwy. Niech jej mąż zginie przy lądowaniu. 
- To niemożliwe - powiedziałem. - Jej mąż jest doświadczonym lotnikiem i pracując jako pilot rolniczy ląduje co czterdzieści pięć minut. Założywszy nawet, iż musi lądować na miękkim terenie i że lądowanie takie musi odbywać się na flapsach zamkniętych do dwudziestu pięciu stopni i przy otwartej przepustnicy... Prezydent przerwał mi władczym ruchem ręki.
- To niech go szlag trafi w innych okolicznościach. Pan przecież nie myśli poważnie, że ta kurwa może odejść na końcu, zostawiwszy swego męża. Odejść z innym mężczyzną! Nam nie wolno produkować filmów niemoralnych. - Odwrócił się do jednego ze swych sekretarzy. - Fred, zawieź go gdzieś. Zapomniałem, jak się nazywa ta miejscowość. Tam są takie dziwne skały. To mu się przyda.
Miotając klątwy ruszył przed siebie; tłum sekretarzy, maszynistek, asystentów i doradców wybiegł za nim. Widziałem go jeszcze, jak pędził podwórzem wznosząc obie pięści nad głową. Nie widziałem już nigdy potem ani jego, ani tych dziwnych skał, które niewątpliwie mogłyby zmienić mój pogląd na kobiety, odchodzące od swych mężów; i tak to się w ogóle skończyło.

Marek Hłasko "Moja kariera w przemyśle filmowym" [w]: tegoż "Listy z Ameryki", „Kultura" 5/1967, Paryż.

2 komentarze:

  1. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam. Marek Hłasko w całej okazałości - ambitny i uparty. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. hm.
    nawet mnie się jakiś sympatyczniejszy dziś wydaje. kto wie? kto wie?

    :)

    OdpowiedzUsuń