wtorek, 4 września 2012

O nudzie

"Spróbujmy nie-nudno o nudzie napisać. Nie-nudno, a więc, między innymi krótko. Sama sprawa nudy nie jest nudna ani błaha, jako że chodzi w niej o doświadczenie powszechnie znane, takie mianowicie, które jest na ogół postrzegane negatywnie, a jednak nie daje się nazwać cierpieniem (wyjąwszy skrajne przypadki, jak sztuczne pozbawienie ludzi bodźców na czas dłuższy w doświadczeniach psychologicznych. Podobnie jak jakości estetyczne, nuda jest takim zjawiskiem, które zachodzi, jeśli jest doświadczane, ale zarazem może być przypisane przedmiotowi postrzeganemu, a nie tylko temu, kto postrzega („nudzi mnie ta powieść”, „ta powieść jest nudna”); nadaje się zatem, jak to się wzniośle powiada, do „fenomenologicznego” obejrzenia. Kiedy zatrzymujemy się na potocznym użyciu tego słowa, zauważamy natychmiast, po pierwsze, że przypisujemy nudę temu tylko, czego postrzeganie rozciąga się w czasie: bywa nudne przedstawienie teatralne, nudny utwór muzyczny, nudna rozprawa historyczna, nudna praca, na ogół jednak nie mówimy o nudnym dziele malarskim, które z reguły ogarniamy jednym spojrzeniem. Pejzaż jest nudny, czyli monotonny, pozbawiony kontrastów, jeśli oglądamy go przez czas dłuższy, na przykład jadąc koleją przez zasypaną śniegiem równinę. Z punktu widzenia przedmiotu nuda jest bądź powtarzaniem tego samego, bądź chaosem, brakiem artykulacji i sensu ( ale powieść lub dramat przedstawiające świat w chaosie wcale nie muszą być nudne: przykładem Ulisses Joyce'a, teatr Becketta i mnóstwo innych ). Z punktu widzenia postrzegającego nuda jest niezdolnością do oczekiwania czegokolwiek nowego, poczuciem przebywania (choćby tymczasowego) w świecie, gdzie nic się nie stanie, tj. gdzie albo będzie to samo, albo, jeśli coś się stanie, postrzegającemu jest wszystko jedno, czyli taki się stanie, jakby się nic nie stało. Można by twierdzić, że nic samo w sobie nie jest nudne, jako że ludzie różnią się pod tym względem w odbiorze rozmaitych kawałków świata, a ich poczucie nudy zależy od przypadku, zwłaszcza zaś od minionych doświadczeń. Całkiem interesujący film staje się nudny, gdy go po raz wtóry obejrzymy, natychmiast po pierwszym obejrzeniu, jako że co tam się stało, dla nas już się stało. Nawet bardzo słabo edukowany muzycznie człowiek nie uzna z nudny koncertu skrzypcowego Paganiniego, koncertu skrzypcowego Czajkowskiego, koncertu fortepianowego Chopina, ale nudzić go mogą niektóre symfonie Brahmsa, za co znawca, opinii takiej ani poczucia nie podzielając, na pewno nieudactwo jego zgani. Może mnie o nudę przyprawić jakieś dzieło historyczne, które komu innemu ekscytujące się wyda, mój bowiem odbiór tym się tłumaczy, że temat żadnych we mnie nie budzi skojarzeń, że kontrastów nie widzę, że nie umiem odróżnić, co tam ważne, co nieważne, co nowe, a co stare itd. Zajęcie nudne dla tego, który je długo i rutynowo uprawia, nie musi być takie dla debiutanta. Stwórzmy sobie sztuczną nudę i czytajmy przez godzinę książkę w niezrozumiałym języku: może to być przecież powieść Agaty Christie. Rzeczywiście, jest w nudzie czy tez w znudzeniu znaczny obszar, który całkiem od naszych prywatnych skłonności i doświadczeń zależy i co do którego jednomyślności nie ma. Kwestia, czy coś może być „samo w sobie” nudne, jest zatem podobna do kwestii jakości estetycznych: czy zawsze i bez reszty są projekcją osobniczą, czy jakoś w „rzeczy” są odkrywane? W obu przypadkach jest zakres zgody i zakres niezgody, to pewne. W obu także chodzi o pewne jakości kulturalnie wykształcone; może jednak nie ma nic absurdalnego w przypuszczeniu, że gdy się te jakości postrzega, zawsze jest oddziaływanie wzajemne rzeczy i umysłu i że nie bardzo jest sensowne pytanie, co było absolutnie pierwotne. Na ogół sądzimy, że nuda jest nie tylko powszechnie ludzkim zjawiskiem- nie zaś przywilejem Baudelaire'a czy Chateaubrianda- ale że też jest swoiście ludzka i że zwierzęta jej nie doświadczają (jeśli, jak sobie wyobrażamy, doświadczają jej jednak psy domowe- choć skąd to wiedzieć?- to pewnie od nas się nauczyły); gdy ich fizjologiczne potrzeby są zaspokojone, a zagrożeń nie ma, bezczynnie się wylegują, by energii na próżno nie wydatkować, nie ma powodu mniemać, że się nudzą. Co więcej, nie jest jasne, kiedy i dlaczego nuda się narodziła; nie wydaje mi się, by przed dziewiętnastym wiekiem był to temat literacki lub filozoficzny (jeśli się mylę, niech mnie poprawią) choćby słowo istniało. Czy doświadczali nudy chłopi w tradycyjnych prymitywnych wsiach, od rana do nocy harujący ciężko, by tylko przeżyć, w jednostajności codziennych zajęć, w jednym miejscu spędzający życie? Nie wiem tego, ale wyobrażam sobie, że nawet taki los, bez perspektywy zmian, niemal bezczasowy, nie musiał powodować stałego uczucia nudy; coś się zawsze działo poza rutyną: dzieci się rodziły, dzieci umierały, sąsiedzi dopuszczali się cudzołóstwa, były burze, susze, powodzie, pożary, różne rzeczy się zdarzały nieprzewidywalne, tajemnicze, groźne albo dobroczynne. Słowem, nawet w takich pozornie stagnacyjnych warunkach ludzie mieli chyba wrażenie, że życie zdane jest na łaskę przypadków, których przewidzieć niepodobna.
W rzeczy samej, normalność, monotonia ciągle takiego samego żywota, może się zdawać nudna. Często słychać narzekanie, że wiadomości podawane przez środki masowego przekazu są najczęściej niedobre: klęski żywiołowe, zabójstwa, wojny, okrócieństwa, kryzysy. Na to odpowiada się zwykle, że tak być musi, że naprawdę przecież jest tak, że gdy Jana zabiją na ulicy, to jest nowina, a gdy Jan zjada śniadanie, idzie rano do pracy i wraca do domu, to nowiną nie jest, to nudne; jeśli Jan się rozwodzi, to jest nowina dla znajomych, ale jeśli z żoną w przyjaźni żyje, to nie nowina żadna, to nuda. Nowiną jest to, co przypadkowe i mało prawdopodobne, ale przypadek działa najczęściej przeciw nam; to, co przypadkowe, jest przeważnie niedobre, chaos świata nie jest na nasze usługi. Historia ludzkości to walka z przypadkowością, wysiłek na redukcją przypadku w życiu; gdyby przypadkowość była zazwyczaj dobroczynna, nie byłoby powodu z nią walczyć. To prawda, że gdy Jan wygrał na loterii, jest to także nowina, ale jest to dobra nowina dla Jana, a zła dla wszystkich, którzy nie wygrali, a kupili los, by Jan mógł wygrać; czyli w sumie zła nowina. Szczęśliwcy, którzy na przykład znaczną cześć życia spędzają w książkach, na ogół się nie nudzą, tj. nie mają poczucia, że brak im bodźców zaciekawiających; zawsze sobie mogą takie znaleźć. Tymczasem można przeczytać, na przykład, że chuligańskie bandy w miastach różnych krajów, bezcelowo rozrabiające, niszczące co popadnie i tłukące kogo popadnie tak się właśnie tłumaczą: bo nudno (była kiedyś taka piosenka w kabarecie STS-chyba Agnieszki Osieckiej: „to wszystko z nudów, wysoki sądzie”). Oglądanie podniecających filmów, jak się okazuje, nie wystarcza; pewnie dlatego po prostu, że jest to bierna oglądanie, nie można się wyzbyć uczucia fikcyjności i że się samemu z nim nie uczestniczy. Przeciwnie, fascynujące przygody telewizyjnych bohaterów mogą potęgować nudę, głód stymulacji, a także uczucie pokrzywdzenia: a dlaczego ja nie mam takiego ciekawego życia, jak ów detektyw nieustraszony, i dlaczego nie jestem taki bogaty, jak Liz Taylor? I cóż począć z tą biedną młodzieżą, która głodu nie cierpi i boso nie chodzi, ale nie ma ani bogactwa, ani fikcyjnych czy realnych przygód gwiazd filmowych? Łatwo powiedzieć, że trzeba by ich instynkt ciekawości i potrzebę bodźców na „konstruktywne” drogi skierować, by się nie wyładowywały na bezmyślnym niszczycielstwie i zbiorowych ekstazach na koncertach ogłuszającego a bezsensownego hałasu; lecz jak to uczynić? Ciekawość jest ludzką osobliwością par excellance i bez niej nie byłoby powodu, byśmy ze stanu zwierzęcego wyszli: ciekawość, więc instynkt, który nas skłania do tego, by świat poznawać dla samego poznawania, niezależnie od tego, czy nasze biologiczne potrzeby są zaspokojone i czy chcemy się niebezpieczeńst ustrzec. Podobnie jak w przypadku nudy, „ciekawy” może być przedmiot i „ciekawy” jest umysł, który się na ów przedmiot kieruje; jednego bez drugiego nie ma. Ponieważ „być zaciekawionym” i „być interesującym” jest przeciwieństwem i dopełnieniem odpowiednio „bycia znudzonym” i „bycia nudnym”, wolno powiedzieć, że zjawisko nudy jest ceną, jaką płacimy za to, że umiemy być ciekawi; nic nie byłoby ciekawe, gdyby nie było nic nudne. Innymi słowy: nuda jest nieodzowną częścią naszego człowieczeństwa; albo: fakt, że jesteśmy zdolni do uczucia nudy, ludźmi nas czyni. Uczucie nudy rozbudza, oczywiście, potrzebę wyjścia z nudy, a to wyjście może być zarówno niszczycielskie, jak twórcze, przy czym pierwsze jest łatwiejsze. Wojna jest okropna, ale nudna nie jest i przez wieki w wojnach, obok wielu innych przyczyn, miał również swój udział zapał do wojaczki, który przeciwdziała znudzeniu. Co więcej, ponieważ sama powtarzalność łatwo nudę rodzi, można się obawiać, że istnieją bodźce będą się ciągle wyczerpywały jakoś źródło zaciekawienia i że będziemy mieli wobec tego potrzebę bodźców nie tylko coraz innych, ale coraz silniejszych, jak narkomani. Nie wiemy, do czego to doprowadzić może. Szczególnym przypadkiem rozważanego zjawiska jest „nudny człowiek”, ktoś, kogo nadzwyczaj trudno opisać. Nie jest to koniecznie ktoś, kto źle odróżnia, co jest ważne, a co nieważne, opowiada różne rzeczy z mnóstwem zbytecznych i nieinteresujących detali, nie zna ironii ani humoru, nie może oderwać się od sprawy, która w otoczeniu żadnych reakcji nie wywołuje, nie potrafi wprowadzić w ruch mechanizmu oddziaływania wzajemnego z innymi; może więc cierpi właśnie na niezdolność do tworzenia kontrastów w komunikacji? W tym sensie podpadałby pod ogólną, proponowaną tu charakterystykę nudy. Zbyteczne dodawać, że być lub nie być nudziarzem nie ma żadnego związku z wykształceniem ani złym lub dobrym charakterem. Utopia, czyli stan doskonałego zaspokojenia, nieobecność konfliktów i napięć, byłaby, rzecz jasna, gdyby się udać miała, końcem ludzkiego świata, wyschnięciem instynktu ciekawości. Dopóki nasz gatunek jest, czym jest, utopia nie może więc być zbudowana. Czy jednak nie można sobie wyobrazić „końca historii” w sensie przepowiedzianym niedawno przez japońskiego Amerykanina, więc świta, w którym nie będzie żadnych wyobrażalnych alternatyw, alternatyw dla istniejących instytucji politycznych, nie będzie też wojen i niedostatku, sztuka i literatura obumrą i zapanuje nuda powszechna? Nie bardzo się martwię realnością tej przepowiedni, gdyby jednak ziścić się miała, to rychłym wynikiem byłaby zapewne nie tylko zgoda na wieczną nudę, ile desperackie poszukiwanie wyjścia takiego, jakie znajdują wspomniane bandy wyrostków: pęd do niszczenia dla samego niszczenia. Jest więc nuda, jak wszystkie uniwersalne zjawiska, pochwały godna, ale i niebezpieczna".

Leszek Kołakowski "O nudzie".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz