piątek, 28 września 2012

Ziarnko do ziarnka


Przekroczywszy pięćdziesiątkę z wolna zaczynamy umierać śmierciami innych. Wielcy magowie, szamani naszej młodości po kolei znikają. Już nie myślimy o nich tak często, zostali gdzieś z tyłu: other voices, other rooms nas wzywają. W jakiś sposób zawsze są obecni, ale jak obrazy, których już nie ogląda się tak jak na początku, jak perfumy z lekka tylko perfumujące pamięć. Wtedy — każdy przecież ma swe kochane cienie, swych wielkich orędowników — nastaje dzień, gdy pierwszy z nich zajmuje główne miejsce w prasie i w radio. Może nie od razu zaczynamy rozumieć, że także i nasza śmierć rozpoczęła się tego dnia; co do mnie, to tego wieczoru, kiedy w połowie kolacji ktoś powtórzył wiadomość z telewizji, że w Milly-la-Foret umarł Jean Cocteau, zrozumiałem, że pośród konwencjonalnej rozmowy część mnie padła nieżywa na obrus. Inni poszli w ślad za nim, zawsze w ten sam sposób, radio, gazety, Louis Armstrong, Pablo Picasso, Strawiński, Duke Ellington, a wczoraj, podczas gdy kasłałem w hawańskim szpitalu, słowa przyjaciela przynoszącego mi do łóżka odgłosy świata dołożyły do tej listy Charlie Chaplina. Wyjdę z tego szpitala, wyjdę z niego zdrów, to pewne, ale po raz szósty trochę mniej żywy.

Julio Cortazar "Ziarnko do ziarnka" [w]: tegoż "Opowiadania o Łukaszu", przełożyła Zofia Chądzyńska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1982, s. 49-50.

2 komentarze:

  1. jak to się stało, że tego wpisu wcześniej nie widziałam :-O

    fajnie, że przypominasz tyle dobrych rzeczy :)

    ps. buszowałam po archiwum, pościerałam kurze tu i tam. a może ich tam nigdy nie było??

    OdpowiedzUsuń