"Tuż obok, na Montague Street, mieściła się wspaniała biblioteka, dość posępne miejsce, ale za to wypełnione skarbami. Kiedy
Mona była w teatrze, ja czytałem. Czytałem wszystko, na co tylko
przyszła mi ochota, i to z podwójną uwagą. Często nie dawało się czytać –
to miejsce było po prostu zbyt cudowne. Wciąż widzę, jak zamykam
książkę, podnoszę się wolno z krzesła i chodzę w pogodnej zadumie od
sali do sali, przepełniony zadowoleniem. Naprawdę niczego nie chciałem,
prócz ciągłego, niezakłóconego powielania tego samego". [s. 11]
-
"W bibliotece na Montague
Street znali mnie doskonale, jako że sprawiałem im wiele kłopotów,
prosząc o książki, których nie mieli, domagając się, żeby sprowadzili mi
z innych bibliotek rzadkie lub drogie egzemplarze, narzekając na
ubóstwo ich zbioru, niefachowość usług i generalnie dając im w kość. Na
domiar złego, zawsze płaciłem wysokie kary za przetrzymywanie lub
gubienie książek (które przeznaczałem na własne półki), czy za brakujące
strony. Co pewien czas otrzymywałem publiczną naganę, jakbym wciąż był
uczniakiem, za podkreślanie fragmentów czerwonym atramentem lub pisanie
na marginesach" [s. 15]
Henry Miller, Różoukrzyżowanie. Plexus, przeł. Ewa Kulik-Bielińska, wyd. Noir sur Blanc, Warszawa 2003.
Źródło: Poczytalnia/kultura czytania.
Źródło: Poczytalnia/kultura czytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz