piątek, 21 września 2012

Pożar! Pożar!

Christiaan Tonnis Virginia Woolf

Poniedziałek, 11 stycznia 1915

Rano Leonard brał kąpiel, a ja leżałam jeszcze w łóżku, kiedy doszły do mnie odgłosy zamieszania u sąsiadów, a potem ktoś pędem zbiegł ze schodów, krzycząc dziwnym, nienaturalnym głosem: „Pożar! Pożar!". Jako że było oczywiste, iż nie ma pożaru, a w każdym razie nie na jakąś większą skalę, to zanim wyjrzałam przez okno, włożyłam na siebie płaszcz przeciwdeszczowy i kapcie. Potem poczułam zapach palonego papieru. Wyszłam na korytarz i zobaczyłam, jak dym wydobywa się z otwartych drzwi sąsiedniego pokoju. Było oczywiście dosyć czasu na ucieczkę, więc się wycofałam; słyszałam potem, jak Lizzy idzie tam z lokatorem i mówi: „Dałam tylko troszkę papieru, żeby rozniecić ogień...". Później powiedziano mi, że zajął się papier, następnie draperie na kominku, parawan i boazeria. Ponieważ każdy z tutejszych pokoi jest wyłożony starym, suchym drewnem, niestarannie pokrytym tapetą, to po upływie ledwie dziesięciu minut do opanowania ognia nie wystarczyłyby już, jak sądzę, tylko dzbanki z wodą... To, żeśmy do dziś przetrwali, jest, biorąc pod uwagę możliwości Lizzy, cudem. Wczoraj zbiła nam dwie sztuki bardzo delikatnej porcelany. Po południu wybraliśmy się do Londynu: L. miał spotkanie z redaktorem „The New Statesman" na temat swojego artykułu o dyplomacji, a ja oglądałam mieszkanie przy Mecklenburgh Square. Potem ja poszłam do biblioteki Daya, a L. do Biblioteki Londyńskiej. Musi do środy w południe napisać artykuł na tysiąc dwieście słów.

Virginia Woolf, Chwile wolności: Dziennik 1915-1941, oprac. Anne Olivier Bell, tłum. Magda Heydel, Wydawnictwo Literackie 2007.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz