sobota, 22 września 2012

Listy z Ameryki: Sąsiedzi

Manager domu (w Stanach każdy człowiek ma jakiś tytuł; w najgorszym wypadku jest się Vice Presidentem lub Officerem) wprowadził mnie na podwórko domu i powiedział:
- Pański apartament będzie dwadzieścia dziewięć. Jeśli Pan usłyszy jakieś krzyki z apartamentu dwadzieścia siedem, proszę nie zwracać uwagi. To samo spod dziewiętnastego; jeśli zaczną się kłócić, to niech pan udaje, iż pan nie słyszy. Natomiast dwadzieścia siedem to problem. Gdyby się zaczęli kotłować, proszę zawołać mnie lub połączyć się przez operatora z policją. Ta samotna starsza pani, mieszkająca na dole, będzie mówić czasem do pana, ale proszę nie zwracać uwagi. Jest chora umysłowo i mówi tylko do siebie. Ten gość, którego pan tam widzi, będzie chciał od pana pożyczyć pieniądze. Niech pan mu nie daje. Pańskim sąsiadem będzie irlandzki policjant, który mieszka z matką. On jest spokojny przez cały tydzień; w niedzielę lepiej... 
Nie dokończył; potężny blondyn w mundurze oficera policji przeszedł podwórkiem obrzuciwszy nas bacznym spojrzeniem i uśmiechnął się sadystycznie. W ten sposób zostałem mieszkańcem domu w dzielnicy ludzi mało zarabiających. Najbliższym moim sąsiadem jest Bob. Bob pracował niegdyś jako agent reklamowy; pewnego dnia pijany kierowca samochodu poturbował go tak dotkliwie, iż Bob poszedł do szpitala na długie miesiące. Dzień ten, jakkolwiek pełen bólu, okazał się jednak najradośniejszym w jego monotonnym dotąd życiu; Bob po wyjściu ze szpitala otrzymał kilkadziesiąt tysięcy dolarów odszkodowania jak również zaświadczenie, że jest niezdolny do pracy. Bob raźno zabrał się do dzieła: szybko przepił część pieniędzy w Down-Town; resztę przegrał w Las Vegas. Od tego czasu Bob szwenda się po barach opowiadając o sobie różne historie, a kiedy nie ma pieniędzy na picie, staje na skraju ulicy i tęsknym wzrokiem wpatruje się w mijające go samochody. Treść jego marzeń jest dla wszystkich oczywista. Bob jest myślicielem, filozofem i wnikliwym obserwatorem życia codziennego. Jest najkoszmarniejszym typem alkoholika; jest bowiem alkoholikiem-entuzjastą; alkoholikiem piejącym hymny na cześć życia. O ile pamiętam, spotkałem się tylko raz z podobnym typem pijaka w literaturze; bodajże w „Pojedynku” Kuprina spotykamy postać pijącą nałogowo i wygłaszającą entuzjastyczne monologi na cześć życia. Bob ma po temu zresztą pełne podstawy; otrzymuje dwieście dolarów miesięcznie jako niezdolny do pracy, a to starcza mu na mieszkanie i na picie. Ponieważ jednak jego nogi zostały pogruchotane, Bob posuwa się zygzakami i nazywany jest „skaczący Bob”. Bob nie dysponuje również własnym uzębieniem. Po miesiącach starań otrzymał nareszcie sztuczną szczękę i wybrał się na przejażdżkę do rodziny samochodem przyjaciół. Jadąc w kierunku Santa Monica, Bob uległ czarowi krajobrazu i otworzywszy okno, wychylił się, a wtedy wiatr wydmuchnął mu szczękę. O tym opowiadał mi wieczorem, przekonując mnie, iż powinienem koniecznie pożyczyć mu czterdzieści dolarów na zakup nowej szczęki; w końcu zadowolił się dwudziestoma pięcioma centami i poszedł. Bob należy do kategorii „Rummys”. „Rummys" chodzą tylko po pewnych ulicach nie zapuszczając się nigdy w dzielnice zamieszkane przez ludzi lepiej zarabiających. „Rummys" wchodzą do baru i w milczeniu kładą przed sobą na lado dwadzieścia pięć centów; tyle płaci się tutaj za kiepskie piwo. „Rummys" kładą pieniądze i rzadko kiedy mówią o co im chodzi; są znani, barmani znają ich upodobania i możliwości. Pijaństwo odbywa się tutaj w milczeniu; nikt do nikogo nie mówi; wszyscy obserwują ekran telewizyjny komentując z rzadka dramat miłosny lub obyczajowy; częściej komentują tutaj walki bokserskie czy zmagania zapaśników, a w niedzielę zawody piłkarskie. Mało widzi się awantur; jak powiedziałem, pijaństwo odbywa się w milczeniu; tego rodzaju niezbędne akcesoria, jakimi dysponuje alkoholik w Polsce, jak na przykład nóż sprężynowy, szpadryna czy bicz do łamania kręgosłupa, są tutaj mało popularne w kręgach dojrzałych uczuciowo alkoholików. Na tym szarym raczej tle korzystnie odbijają się długowłosi młodzieńcy zręcznie operujący kozikami. Grasują oni w okolicach Sunset Boulevard i nie zapuszczają się w naszą ponurą dzielnicę. Bob jest również entuzjastą życia erotycznego i rewolucji seksualnej. Pewnego dnia zjawił się w towarzystwie Davida; David właśnie wyszedł ze szpitala dla wariatów po czteroletniej kuracji odwykowej; teraz razem z Bobem zabrali się do dzieła, podkreślając w czasie pijaństwa konieczność znalezienia dla Davida ukochanej; ten bowiem pozbawiony był możliwości korzystania z wdzięków kobiecych przez ostatnie cztery lata.

Marek Hłasko "Sąsiedzi" [w]: tegoż "Listy z Ameryki".

1 komentarz:

  1. Wow, ten Bob wygląda na bardzo hrabalowską postać :) A historia ze sztuczną szczęką niczym z Hrabala żywcem wyjęta! :D

    OdpowiedzUsuń