„Piekło pocztowe” to kolejna już przeczytana przeze mnie
książka Terrego Pratchetta należąca do cyklu „Świat Dysku”. Ktoś może zadać
sobie pytanie czy czytanie kolejnych pozycji o tym samym może być interesujące
i zabawne. Czy to aby się nie nudzi? Mogę Was zapewnić, że absolutnie nie. Przynajmniej
jeśli o mnie chodzi. Pomysłowość, inteligencja i humor. Na tym właśnie polega mistrzostwo
Terrego Pratchetta. Świat Dysku wypełniają postaci, które są barwne, żywe, dowcipne,
ani trochę papierowe, bardzo prawdziwe.
Niby co jeszcze można wymyślić w
kolejnej dwudziestej czy entej odsłonie tego samego uniwersum? A jednak za
każdym razem jesteśmy zaskoczeni, dajemy się wciągnąć i bawimy się świetnie. A kiedy docieramy do końca, żałujemy, że to już
ostatnia strona.
„Piekło pocztowe” otwiera nowy, niewielki podcykl w Świecie
Dysku, którego głównym bohaterem jest niejaki Moist von Lipwig. Były przestępca,
fałszerz, manipulator, oszust i złodziej. Człowiek o stu twarzach i
jednocześnie żadnej twarzy oraz o wielu nazwiskach. Oszust niemal doskonały. Chyba
nie tak do końca, bo jednak wpada i zostaje schwytany. To w pewnym sensie nowy
typ bohatera. Zły człowiek, który zaczyna czynić dobre rzeczy. Co prawda pod
groźbą śmierci i przymuszony, ale jednak, jednak. Moist von Lipwig dostaje od rządzącego miastem Ankh-Morpork patrycjusza, Vetinariego, propozycję, jedyną w swoim rodzaju i raczej nie do
odrzucenia, propozycję objęcia posady poczmistrza i przywrócenia do życia instytucji
Poczty, która podupadła i właściwie od dawna już nie istnieje. Stało się tak
za sprawą nowego wynalazku, czegoś w rodzaju naszego telegrafu, który jako
znacznie szybszy wyparł pocztowe usługi. Jak się jednak okazuje, nie do końca i
nie zawsze nowe wynalazki są dobre. Tak nawiasem mówiąc Brytyjczycy zorganizowali kiedyś plebiscyt na
10 najlepszych postaci ze Świata Dysku i Moist von Lipwig znalazł się w tej
dziesiątce, co mnie zresztą nie dziwi. "Piekło pocztowe" było też pierwszą książką Terrego Prachetta jaka została nominowana do nagrody Nebuli, a na jej podstawie został nakręcony film fabularny.
Jak wiele książek Terrego Pratchetta, także i ta jest parodią
naszego świata i satyrą na wiele jego instytucji. Tutaj mamy nabijanie się z poczty, jej
sposobu funkcjonowania, a także z hobby jakim jest zbieranie znaczków i samych
filatelistów w szczególności. Jednocześnie Terry Prachett piętnuje duże
korporacje, grupy finansowe, firmy działające wyłącznie dla zysku i starające się nieuczciwymi środkami wyeliminować konkurencję, np. przejmując małe, rodzinne firmy. Karty książki zaludniają postacie znane już z
innych tytułów, takie jak golemy, wampiry, wilkołaki czy Igory. Ważną rolę, znaną
z naszej rzeczywistości odgrywa także prasa i dziennikarze, a gdzieś tam w tle
obecna jest słynna Straż Miejska. "Piekło", inaczej niż poprzednie części cyklu, podzielone jest na rozdziały, z których każdy, na wzór XIX wiecznych powieści, poprzedzony jest kilkuhasłową zapowiedzią mających nastąpić wydarzeń.
Czytanie „Piekła pocztowego” sprawiło mi dużo radości i
znacznie poprawiło nastrój. Zawsze tak
reaguję kiedy mam do czynienia z czymś co jest jednocześnie zabawne, mądre i naprawdę
dobrze napisane. Stwierdzam to kolejny już raz. Terry Pratchett miał
błyskotliwy umysł. Zaczęło się od jednego cytatu z „Piekła”znalezionego gdzieś
w sieci, który mnie na tyle zaintrygował, że sięgnąłem tylko na
chwilkę po książkę i tak już zostałem z nią przez kilka wieczorów. Nie muszę chyba pisać, że wszystkim gorąco polecam.
W planach mam już kolejną książkę ze Świata Dysku, a będzie nią „Mort”