czwartek, 6 września 2012

Moje "love story"

"Byłem też parę razy zakochany. Zawsze to trwało cztery lata, tylko że z żeniaczką jakoś mi nie wychodziło. Jednak później tamte dziewczyny całkiem dobrze powychodziły za mąż. I nie to, że nie chciałem się żenić. Chciałem, ale ja zawsze wydawałem więcej, niż zarabiałem, a tego kobity nie lubią. A teraz, jak mam pieniądze, już nie mogę tyle pić i wydawać. Bardzo lubiłem mocny alkohol. Najlepiej mi się piło z kubka, bo to pobudza myślenie, gdy człowiek ma zablokowany umysł i nic mu nie wychodzi, jak nie potrafi rozgryźć tekstu. Kiedy nie umiałem rozgryźć Artura Schopenhauera, wtedy szybko nalewałem sobie kubek wódki, potem drugi i od razu mi się w łepetynie robiło jaśniej. Tylko że wiecie państwo, człowiek musi się czuć przy tym tak, jakby szedł pod górkę, wtedy jest świetnie. A kiedy nagle zaczyna mieć wrażenie, co bywa tak mniej więcej po czterech godzinach, że ten alkohol działa odwrotnie, wtedy trzeba się na chwilkę położyć, wpakować do łóżka. Bardzo chętnie wylegiwałem się w łóżku, popołudniami też. Mogłem sobie na to pozwolić, bo chodziłem albo na drugą, albo na trzecią zmianę, tylko że niechętnie trzymałem się grafiku. Ale wróćmy do obserwacji rzeczywistości. W moich opowiadaniach zawsze są obecne szczegóły, takie te najbardziej banalne, które, co ciekawe, dostrzegają dzieci i ludzie nawiedzeni, no i jeszcze pijusy, poeci oraz prozaicy. Właśnie proza wychwytuje z rzeczywistości oczka, po których tamta się porusza. Czyli się nią inspiruje...

[...]

Teraz chcę wrócić do czegoś, co łączy nas wszystkich... Krótko mówiąc, każdy dorosły, chociaż czasami zdarza się to również dzieciom, przeżywa tak zwane love story. Wtedy dobrze wie, że oszalał na punkcie kogoś odmiennej płci, bo rozrabiają mu gruczoły i wysyłają takie fluidy, że przez rok czy dwa jest zdolny do pisania miłosnych listów. Gdy nagle czuje się tak samo jak poeci, zaszczycony, że może się zwracać do swego obiektu, seksualnego obiektu, a nawet jest w stanie opisywać krajobraz i jak go wzrusza słońce oraz wszystko, co ostatnio czytał. I ni stąd, ni zowąd, choć nigdy się tego nie uczył, pisze czterostronicowe listy. Tak wygląda początek. Początkiem literatury jest po prostu miłosna korespondencja, bo jeśli ktoś wytrzyma z jej pisaniem, nie z myślą o natychmiastowej publikacji, tylko na własny użytek, a miejsce seksualnego obiektu zajmie, najogólniej mówiąc, przyroda czy aspekt ludzki, jeśli zakochanym wzrokiem będzie potrafił rozejrzeć się wokół i dostrzec te wszystkie warstwy i pokłady ludzkiego życia, wtedy staje się poetą. Ten początek mamy wspólny, ponieważ wszyscy zakochani są genialni. Kiedy nas dopada miłość, mówimy od rzeczy, nie śpimy, a odtrącony amant w skrajnym wypadku urżnie się w trupa. Powiedziałbym, że są dwa wspólne mianowniki. Korespondencja miłosna i coś, co dzisiaj już nie jest w zwyczaju, ale kto wie, może ktoś to odnowi... w pewnym okresie XIX wieku ludzie prowadzili pamiętniki: „Mój pamiętniczku, powierzam ci, że... " I te dziewczęce pamiętniki, ich sekrety też są istotą literatury. Korespondencja miłosna oraz pamiętnik stanowią początek, czyli kto to pisze, ten wie, co znaczy być genialnym. Ale konieczne jest stałe przypominanie sobie tego pięknego okresu, kiedy zwierzał się pamiętnikowi, temu papierowi, powierzając mu tak zwane szlachetne – nie, nie tak zwane, zagalopowałem się – po prostu autentycznie szlachetne uczucia. Ponieważ ta szczerość, gdy mówi człowiek zakochany, to musi być coś wspaniałego, a jak zaczyna pisać pamiętnik, niektóre wydarzenia z jego życia towarzyskiego albo emocjonalnego wydają mu się nagle ważne i odczuwa potrzebę zwierzenia, i ulega podszeptowi „przecież ty umiesz pisać", i wtedy pisze jakby pod dyktando. Taki list miłosny powstaje pod dyktando seksualnego pożądania, pamiętnik podobnie. Ciekawe zresztą, skąd się to brało w tych wiejskich dziewczynach, że pisały sekretne pamiętniki. Więc tam właśnie jest wspólny mianownik, a zrządzeniem losu wszystko się jakoś tak kombinuje u człowieka nazywanego pisarzem lub pisarką, poetą lub poetką, niemniej to, co nas wszystkich łączy, ma jedno źródło".


przełożył Jan Stachowski

Bohumil Hrabal Spotkanie autorskie w restauracji "Leśna" [z]: tegoż "Piękna rupieciarnia", przełożyli Aleksander Kaczorowski i Jan Stachowski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz