"Jak
wiadomo, uczeni dzielą się dziś na stacjonarnych i jeżdżących. Stacjonarni po staremu
prowadzą różne badania, jeżdżący zaś uczestniczą we
wszechmożliwych konferencjach i kongresach
międzynarodowych. Uczonego tej drugiej grupy łatwo rozpoznać: w klapie nosi zawsze
małą wizytówkę z własnym nazwiskiem i stopniem
naukowym, w kieszeni — rozkłady jazdy
linii lotniczych, podpasuje się ściągaczem bez części metalowych, a także jego
teczka zamyka
się na plastykowy zatrzask —
wszystko, aby nie uruchamiać niepotrzebnie alarmowej syreny
urządzenia, któe na lotnisku prześwietla podróżnych i wykrywa broń sieczną oraz palną. Uczony
taki fachową literaturę studiuje w autobusach linii lotniczych, w
poczekalniach, w samolotach i w hotelowych barach". [s. 8-9]
"Nad podium
widniała umajona tablica z porządkiem dziennym; punkt pierwszy dotyczył katastrofy
urbanistycznej świata, drugi —
ekologicznej, trzeci —
atmosferycznej, czwarty — energetycznej,
piąty — żywnościowej, po czym miała nastąpić
przerwa. Katastrofę technologiczną,
militarystyczną i polityczną przeniesiono na dzień następny razem z wolnymi wnioskami. Każdy mówca dysponował czterema minutami czasu dla wyłożenia swych
tez, co i tak było
sporo, zważywszy, że zgłoszono 198 referatów z 64 państw.
Aby przyspieszyć tempo obrad, referaty
należało przestudiować na własną rękę, przed posiedzeniem, orator zaś mówił wyłącznie cyframi,
określając w ten sposób
kluczowe ustępy swej pracy; dla ułatwienia recepcji tak bogatych
treści wszyscyśmy nastawili swoje podręczne magnetofony oraz komputerki — między tymi
ostatnimi dojść miało potem do zasadniczej dyskusji. Stanley Hazelton z
delegacji USA zaszokował
od razu salę, powtarzając z naciskiem: — 4, 6,
11, z czego wynika 22; 5, 9, ergo 22; 3, 7, 2,
11, skąd wynika znowuż 22!! — Ktoś
wstał wołając, że jednak 5, ewentualnie 6, 18 i 4; Hazelton
odparował zarzut błyskawicznie, tłumacząc, że tak czy owak 22. Poszukałem w
jego referacie
klucza numerycznego i dowiedziałem się, że cyfra 22 oznacza katastrofę
ostateczną. Następnie
Japończyk Hayakawa przedstawił nowy, wykoncypowany w jego kraju model domu przyszłości,
osiemsetpiętrowego, z klinikami położniczymi, żłobkami, szkołami, sklepami, muzeami,
zoologami, teatrami, kinami i krematoriami; projekt uwzględniał pomieszczenia podziemne
na popioły zmarłych, telewizję czterdziestokanałową, izby upojeń i wytrzeźwień,
sale podobne
do gimnastycznych do uprawiania grupowego seksu (wyraz postępowych przekonań projektantów) oraz katakumby dla nieprzystosowanych ugrupowań
subkulturowych. Pewnym novum była
myśl, aby każda rodzina, każdego dnia, przeprowadzała się z dotychczasowego mieszkania
do innego, przy czym w grę wchodziły przeprowadzki albo ruchem szachowego pionka,
albo konia. Zapobiegałoby to nudzie oraz frustracji, lecz na wszelki wypadek ów gmach o
kubaturze siedemnastu kilometrów sześciennych,
osadzony na dnie oceanu, a sięgający stratosfery,
miał przewidziane własne komputery matrymonialne, swatające na zasadzie sadomasochizmu
(stadła sadystów z masochistkami, i na odwrót, są statystycznie najtrwalsze, bo każdy
partner ma w nich to, o czym marzy) oraz ośrodek terapii przeciwsamobójczej. Hakayawa, drugi
delegat japoński, zademonstrował nam makietę takiego domu — w skali 1:10 000 — z własną
rezerwą tlenu, ale bez rezerw wody i żywności, ponieważ dom był planowany z
obiegiem zamkniętym:
wszelkie wydaliny miano regenerować, wychwytując nawet poty śmiertelne i inne cielesne
sekrecje. Yahakawa, trzeci Japończyk, odczytał listę smakołyków regenerowalnych z wydalin
całego gmachu. Były tam między innymi sztuczne banany, pierniki, krewetki,
ostrygi i nawet
sztuczne wino, które, mimo pochodzenia budzącego niemiłe
asocjacje, nie ustępowało ponoć w
smaku najlepszym winom Szampanii. Na salę dostarczono próbki w estetycznych buteleczkach
oraz po paszteciku w opakowaniu z folii, ale jakoś nikt się nie kwapił do
picia, a paszteciki
upychano dyskretnie pod fotele, więc i ja tak zrobiłem. Pierwotny plan, żeby
taki dom mógł latać dzięki potężnym wirnikom, co umożliwiałoby
wycieczki zbiorowe, upadł, raz, że takich
domów miało być w pierwszym rzucie 900
milionów, a dwa, że przenosiny byłyby bezprzedmiotowe.
Gdyby nawet dom miał 1000 wyjść i gdyby mieszkańcy używali wszystkich, i tak
nigdy by nie wyszli, bo nim ostatni opuściłby budynek, już zdążyłyby podrosnąć
urodzone w tym
czasie dzieci. Japończycy,
zdawali się wielce zadowoleni ze swego projektu. Po nich zabrał głos Norman
Youhas z delegacji USA, który
zaproponował siedem różnych
metod zahamowania eksplozji
demograficznej, a mianowicie: zniechęcanie perswazyjne i policyjne, deerotyzację, przymusową
celibatyzację, onanizację, subordymację, a wobec niepoprawnych — kastrację. Każde małżeństwo
miało się ubiegać o prawo posiadania dziecka, składając odpowiednie egzaminy
trzech kategorii, to jest kopulacyjny, edukacyjny i bezkolizyjny. Nielegalne
urodzenie dziecka
podlegało karom; premedytacja i recydywa groziły winnym dożywociem. Do tego referatu
odnosiły się owe ładne foldery i bloczki z kuponami do odrywania, jakie dostaliśmy wśród materiałów
kongresowych. Hazelton i Youhas postulowali nowe rodzaje zawodów, a mianowicie:
inwigilatora matrymonialnego, zakazywacza, rozdzielacza i zatykacza; projekt nowego
kodeksu karnego, w którym zapładnianie
stanowiło delikt główny, o
wyjątkowej szkodliwości
społecznej, rozdano nam niezwłocznie". [s. 23-25]
Stanisław Lem "Kongres futurologiczny", Wydawnictwo Literackie, Kraków 1983, s. 185.
Obraz: Yerka
Hurrraaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :D :D :D :D :D
OdpowiedzUsuńBardzo przepraszam za mało merytoryczny komentarz, ale okropnie się ucieszyłam. :D
OdpowiedzUsuńInwigilator matrymonialny i paszteciki w opakowaniu z folii upychane dyskretnie pod fotele to kolejny argument, że po Lema sięgnąć po prostu muszę. Mam wypisane tytuły, które kiedyś polecałeś na okoliczność recenzji "Wysokiego zamku". Dzięki!
Lirael, takie mało merytoryczne komentarze są na tym blogu mile widziane:) To fakt, MUSISZ w końcu sięgnąć. Od tamtego posta minęło w końcu ponad pół roku:)
UsuńCzymże jest pół roku wobec piętrzących się stosów? :) Sięgnę na pewno.
UsuńZbyszekspirze,
OdpowiedzUsuńprzez Ciebie kiedyś dostanę wirtualnego zawału :))
Czy jest na sali lekarz?:) A tak poważnie, musisz przyznać, że nie daję Ci się nudzić.
Usuńuwielbiam wyszukiwać w Twoich wpisach różne słówka i wyrażenia, które są jak wisienka na szczycie tortu. tym razem znalazłam ,,wykoncypowany" - cudo! zapomniałam całkiem, że takie słowo jest.
OdpowiedzUsuńa drugie to ,,sekrecje cielesne" :D
fekalistyczne ,,regenerowanie wydalin" też jest niczego sobie hihihi
Emmo, a jak tam Twoja znajomość Lema? Może w takim razie warto się zapoznać, przynajmniej niektóre jego dzieła przypadły by ci do gustu, lubił bawić się słowem, wymyslać nowe terminy:) Ale trzeba uważać od czego się zaczyna i dobrze wybrać, bo mozna źle trafić i się rozczarować:)
Usuńba! że się nie nudzę to mało powiedziane! :))
Usuńbardzo lubię ,,Bajki robotów" i ,,Cyberiadę". są rewelacyjne!
czytałam ponadto ,,Opowieści o Pilocie Pirxie" i ,,Pamiętnik znaleziony w wannie", ale zdecydowanie bardziej wolę te dwie pierwsze rzeczy, bo są zabawne i tak karkołomne pod względem językowym! oprócz tego odwołują się do wielu archetypów i symboli literackich, co bardzo lubię w literaturze. to bardzo smakowity kogel- mogel tradycji literackiej i futurologi, okraszony dowcipem i ironią - pycha :)
,,Kongresu..." nie czytałam, ale ten fragment wiele obiecuje.
Miałam wyrazić żal przy poprzednim twoim pożegnalnym poście, a tu proszę, jednak nie znikasz z blogosfery:) Czyżbyś badał reakcje swoich czytelników;) Lubię zaglądać do twojego zacisza, bo mieszkają w nim najlepsi pisarze.
OdpowiedzUsuńReakcja czytelników bardzo mnie zaskoczyła, ale badanie jej nie było moim celem:) Ktoś mnie po prostu przekonał.
Usuń