środa, 5 września 2012

Wciąż nie mogę zgłębić tego, czym w gruncie rzeczy jest człowiek


 "Jak już mówiłem, w szkole zimowałem dwa razy Do dwudziestego roku życia głupol był ze mnie straszny, dzwon imbecylizmu. Przykładowo nie umiałem się uczyć, szkoła była jakby pociągiem, który jechał przez tunel. Ja tam wolałem ganiać z chłopakami, albo grać w piłkę, albo ze stryjem Pepinem siedzieć w czeladnej i słuchać, co mówią dorośli. A czasem popijaliśmy i robiliśmy to samo, co dzisiaj ludzie przy oglądaniu teleturniejów. Chodziliśmy też do knajpy, grali w bilard i gadali... Teraz patrzę na telewizję tylko wyjątkowo, kiedy jest jakiś mecz piłki albo co innego... Wczoraj na przykład chciałem obejrzeć „Norę" aleśmy siedzieli tutaj, więc nie mogłem jej zobaczyć. Jednak jak tylko o tym przeczytałem, czułem, że ta „Nora" będzie znakomita, że z historią tej aktorki jest jak ze mną. Piszę o jakiejś pozytywnej postaci i jednocześnie stwierdzam, że ja nie jestem tym pozytywnym facetem. Podobnie jest z Norą, gdy w sytuacji konfliktowej znalazło się jej małżeństwo. Chętnie bym sobie obejrzał tą sztukę o sprzeczności między ideałem i marzeniem a tym, jak sprawy mają się naprawdę. A państwo przecież wiecie, że mnie do pisania wystarczą ludzkie historie wzięte z życia, że nie przepadam za jakimiś na wpół wymarzonymi bohaterami, tylko na odwrót, ciągle się zanurzam w banalnym opisywaniu pewnych szczegółów dotyczących najzwyklejszych ludzi i wciąż nie mogę zgłębić tego, czym w gruncie rzeczy jest człowiek. Państwo wiecie, jaka jest różnica między czytaną akurat książką a tym, co widzicie we własnym życiu, tym, kim jesteście. Pisarz ma określone zahamowania, a kiedy ich nie ma, wtedy mówi się o nim, jak na przykład o panu Haśku, że jest ordynusem. Chociaż to nieprawda, bo „Szwejk" jest literaturą pełną gębą, powieścią światowej klasy, natomiast sam Szwejk to jedna z najzacniejszych postaci światowej prozy, a dzięki sposobowi, w jaki Jaroslav Haśek bezlitośnie obnaża rzeczywistość, nie robiąc przy tym nic, żeby upiększyć tego człowieka i w ogóle swoich bohaterów, więc pod tym względem pan Haśek jest dla mnie niedościgłym wzorem. Tyle w charakterze wprowadzenia. A teraz pytanie: czemu ludzie się śmieją, powiedzmy, z takiego „Szwejka"? Dlatego, że jest tam niewiarygodna masa szczegółów. Kiedy pisze o realiach knajpianych czy wojennych, mistrz Haśek zawsze jest uważnym obserwatorem rzeczywistości. Tutaj chcę zwrócić uwagę czytelników, że literatura to nie tylko czytanie do poduszki albo dla zabawy, służy też do tego, żeby coś z niej wynieść, choćby nawyk rozglądania się wokół. Żeby się rozejrzeć i zobaczyć, jaki cudny jest zachodzący albo wschodzący księżyc. Jaka cudna jest kąpiel w wodzie z nagimi dziewczętami – nie, nie teraz, latem – jak można być twórcą siebie samego i traktować własne życie jak dzieło sztuki, co umieją robić ludzie, którzy chadzają do knajpy, gdzie pogwarki potrafią stworzyć tak piękną atmosferę, że człowiekowi po prostu nie chce się wyjść nawet o północy, a potem w domu żona się piekli i jazgocze: „A cóż cię tam takiego trzyma?". No, zawsze lepsze takie połajanki, niż gdyby też miała chodzić do knajpy i pić tam na umór".

przełożył Jan Stachowski


Bohumil Hrabal Spotkanie autorskie w restauracji "Leśna" [z]: tegoż "Piękna rupieciarnia", przełożyli Aleksander Kaczorowski i Jan Stachowski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz