niedziela, 31 marca 2019

"Rzeka bogów" Iana McDonalda, czyli bogowie i sztuczne inteligencje



"Rzeka bogów" to moje pierwsze spotkanie z pisarstwem Iana McDonalda. Ten brytyjski autor słynie z tego, że w przeciwieństwie do większości anglosaskich pisarzy SF akcję swoich książek umieszcza w 'egzotycznych' krajach nie należących do świata zachodniego, co czyni je tym bardziej interesującymi i godnymi uwagi. I tak "Chaga" przenosi nas do Afryki i gorącej Kenii, "Brasyl" oczywiście zabiera nas do Brazylii, a "Dom derwiszy. Dni cyberabadu" do azjatyckiej części świata, a dokładnie do Turcji. W przypadku "Rzeki bogów" trafiamy na Półwysep Indyjski. Mamy rok 2047 i Indie niezbyt odległej przyszłości podzielone na kilka mniejszych państw, toczących ze sobą wojny i konkurujących o zasoby naturalne, a w szczególności jeden z podstawowych jakim jest woda. 

Ogrom i rodzaj poruszanych tematów, różne miejsca akcji, a także to, iż mamy do czynienia nie z jednym lecz wieloma bohaterami, powoduje, że opisanie czy omówienie tej powieści nie należy do łatwych zadań. Historie grupy bohaterów początkowo toczą się pozornie bez związku ze sobą, przeplatając się w kolejnych rozdziałach aby w końcówce książki cała układanka puzzli trafiła na swoje miejsce. Ian McDonald niczego nie zostawił przypadkowi lecz bardzo precyzyjnie i do ostatniego szczegółu zaplanował całość. Książka pomimo tego, że jest trudna i wymaga sporego skupienia podczas czytania, daje mnóstwo przyjemności, takiej czystej czytelniczej radości i do tego bardzo wciąga. To co mnie osobiście w niej urzekło, to wyjątkowy klimat i nastrój, na które to rzeczy zwracam zawsze szczególną uwagę podczas lektury jakiejkolwiek książki. Kiedy czyta się "Rzekę bogów" można dosłownie poczuć zapachy Indii, nie koniecznie zresztą przyjemne, ich gorąco, zobaczyć wszystkie kolory i dźwięki. Indie tętnią bowiem życiem, są barwne i chaotyczne, a mimo to wszystko się jakoś kręci i posuwa naprzód. Indie to kraj licznych kontrastów, podziałów klasowych, kast, gdzie widać obojętność dla losu innych, dla losu jednostki. To kraj ludzi skrajnie biednych i obrzydliwie bogatych, połączenie tradycji, wiary i nowoczesności, to największe na Ziemi skupiska ludzkie i niemal opuszczone wioski, pozostawione samym sobie. To wojny i zamieszki religijne, podpalanie świątyń, wzajemne ataki terrorystyczne hindusów i muzułmanów. Wizja przyszłości jaką serwuje nam autor jest bardzo prawdopodobna, wiele z opisanych przez niego problemów i procesów społecznych dzieje się już obecnie. McDonald pisze, mimo, że to fantastyka, wyjątkowo realistyczną prozę, jego styl jest specyficzny i bardzo rozpoznawalny. Pisze ładnie, cyzeluje zdania, a jego pisanie jest gęste niczym smoła. Trudno odłożyć tę książkę, a to co czytasz wpływa na sposób twojego myślenia jeszcze wiele dni po skończeniu lektury.

Opisywanie szczegółowo treści tej książki mija się z celem i jest chyba niemożliwe, dlatego może skupię się tylko na kilku sprawach. Wspomniałem wcześniej o braku jednego bohatera. Otóż takim bohaterem z pewnością jest lub mogła by być sztuczna inteligencja. Zawładnęła ona życiem ludzi w niemal wszelkich dziedzinach i jego aspektach, kontrolując je w dużym stopniu, dążąc do realizacji swoich celów i doprowadzając do powstania najwyższej swojej formy, sztucznej inteligencji A.I. trzeciej generacji 3.0. Inne tematy to inżynieria genetyczna, modyfikowanie genów  nienarodzonych jeszcze dzieci przez specjalnych projektantów, co doprowadza do powstania nowego typu człowieka, post-człowieka o opóźnionym starzeniu się, tzw. Brahminów czy też na przykład powstania trzeciej płci, a właściwie pozbawionych cech płciowych osobników, tzw. Neutek. Jakby tego było jeszcze mało czytelnik znajdzie w "Rzece bogów", bo to w końcu fantastyka naukowa, sporo naukowego żargonu, terminów i teorii naukowych, głównie z fizyki, dotyczących budowy wszechświata oraz możliwości istnienia innych wszechświatów. Jest jeszcze jedna rzecz, o której chyba warto wspomnieć. Sporo jest w tej powieści erotyki, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Dawno nie czytałem tak znakomitych opisów scen erotycznych i w ogóle seksu, podziwiam wyobraźnię autora, to naprawdę rzadkość.

"Rzeka bogów" to wyjątkowa książka, z rodzaju tych, na które trafia się bardzo rzadko, zdecydowanie książka do wielokrotnego czytania, prawdziwa uczta wyobraźni. Ja z pewnością wrócę do niej jeszcze nie raz. Polecam ją wszystkim, którzy lubią dobrą literaturę.

Pierwsze zdanie: "Niesiony prądem trup obraca się."
Kiedy: 2047
Gdzie: Półwysep Indyjski
Dla kogo: fanów nieszablonowej "realistycznej" fantastyki

"Rzeka bogów" /River of Gods/ Ian McDonald, przełożył Wojciech M. Próchniewicz, Wydawnictwo MAG, Warszawa 2009.


niedziela, 10 marca 2019

"Związek żydowskich policjantów" Michael Chabon



Spełniona nadzieja to połowa rozczarowania.

Wybór kolejnej lektury to zawsze u mnie skomplikowana sprawa i trudno mi podjąć decyzję co ma być następne. Każda książka bowiem ma swój czas. Musi być odpowiedni nastrój, właściwa pora roku. Ważne są też pierwsze zdania, początkowe strony. Wtedy pojawia się to coś, następuje „zassanie” i już wiem, iż to był dobry wybór, tego właśnie potrzebowałem, to jest to. Nie inaczej było w przypadku „Związku żydowskich policjantów” Michaela Chabona.

Wiele dobrego czytałem o tej powieści w różnych miejscach w sieci. Pojawiała się często na listach najlepszych książek i w wielu tego typu zestawieniach. Zdobyła też wiele nagród. W roku 2008 wyróżniona została nagrodami Hugo, Locus, Nebula oraz Sidewise. Oprócz tego otrzymała także  nominacje do nagrody im. Edgara Allana Poe oraz nagrody BSFA. Dodałem oczywiście do kolejki książek, które chcę, muszę koniecznie przeczytać. Potem kilka razy próbowałem napocząć, ale za każdym razem z różnych powodów ją odkładałem. To nie był ten czas. W końcu jednak książka trafiła we właściwy moment i teraz po lekturze wiem, że poniósłbym dużą stratę i pozbawił się wielkiej przyjemności gdybym jej nie przeczytał.
Według relacji „Tog”, cudowny kurczak wygłosił szereg zdumiewających przepowiedni, nie wspomniał jednakże o zupie, w której zamilknąwszy wreszcie niczym Bóg Wszechmogący, zajął później poczesne miejsce. Nawet najbardziej pobieżna lektura kronik, myśli Landsman, dostarcza dowodów, że dziwne czasy dla Żydów to prawie zawsze również dziwne czasy dla kurczaków.
„Związek żydowskich policjantów” to książka wyjątkowa. Połączenie chandlerowskiego czarnego kryminału noir, historii alternatywnej i political fiction. Zaliczana do fantastyki, laureatka wielu nagród, które zwykle przyznaje się książkom z tego gatunku. Właściwie nie wiadomo dlaczego tak się dzieje, ponieważ fantastyki mamy tam jak na lekarstwo jeśli tylko pominie się fakt, że czytamy alternatywną historię świata. Dla mnie jest to przede wszystkim czarny kryminał, bardzo dobry kryminał, przy czym nie oceniam książek z tego gatunku na podstawie liczby trupów lub szybkiej i pełnej nagłych zwrotów akcji. Osobiście podobają mi się, o czym pisałem już kiedyś, dziwne kryminały, nieoczywiste, które są połączeniem kilku gatunków literackich. Wtedy jest właśnie dla mnie najbardziej interesująco.

Jak już wspomniałem wcześniej „Związek żydowskich policjantów” to książka wyjątkowa, także dlatego, że jest owocem pięciu lat  pracy autora. Bardzo dobrze napisana. Od pierwszych zdań dają się zauważyć wspaniały styl i niezwykle dopracowane dialogi, zawierające porównania, których nie powstydziłby się sam Chandler oraz sporą dawkę żydowskiego humoru. Aby jednak nie wprowadzać kogoś w błąd muszę wyraźnie powiedzieć, że nie jest to wesoła książka. Posiada bardzo urokliwy, prawie magiczny, melancholijny nastrój i klimat miejsca gdzie wszystko się kończy, znany nam świat się kończy i za kilka dni nic nie będzie już takie jak dawniej. Tutaj chcę przekazać wyrazy uznania dla tłumaczki, Barbary Kopeć-Umiastowskiej, której znakomicie udało się oddać ten klimat w polskim tłumaczeniu.
...odpowiada Szprinca po amerykańsku, głosem jak cebula turlająca się w wiadrze.
Akcja książki dzieje się w czasach nam współczesnych jednak w innej, alternatywnej ich wersji. Naród żydowski przegrał wojnę z Arabami i stracił swoją ziemię obiecaną, państwo Izrael. Zagrożony eksterminacją otrzymał jednak od rządu amerykańskiego prawo do czasowego użytkowania kawałka stanu Alaska w okolicach miasta Sitka. Właśnie upływa 60-letni okres dzierżawy. Z różnych powodów nie udało się spełnić marzeń o Ziemi Obiecanej. Chabon, sam będąc pochodzenia żydowskiego, z humorem opisuje żydowskich mieszkańców kolonii Sitka, ich problemy, wady, religijność, śmiesznostki, wszystko co doprowadziło do kolejnej porażki. Bardzo chcieli, miało być tak pięknie i nie wyszło, znowu zrobili sobie na złość. Sami będąc wygnańcami i uchodźcami z Europy i Palestyny, nie mogli się dogadać i pokojowo współistnieć z rdzennymi mieszkańcami Alaski, plemieniem północno-amerykańskich Indian, Tlingitami. Stracili pionierski zapał i porzucili marzenia  o Ziemi Obiecanej, starając się uciec i wyemigrować jak najdalej od niej. 

W takim to czasie i w takich okolicznościach musi wykonywać swoją pracę główny bohater powieści inspektor śledczy Mejer Landsman, rozwiedziony alkoholik, przegrany człowiek, były szachista, który nienawidzi szachów, w każdym razie łączy go z nimi dziwna relacja. Ostatnią sprawą jaką się zajmuje w ciągu ostatnich dni dogorywającej kolonii jest sprawa szachisty narkomana zastrzelonego w pokoju hotelu, w którym mieszka Landsman. W śledztwie pomaga mu jego partner, pół-Żyd pół-Tlingit, Miśko Szemec, zaś przeszkadza była żona, Bina Gelbfisz. Nie zważając na zakazy Landsman prowadzi swoje prywatne śledztwo rozwiązując zagadkę, także szachową, i odkrywając prawdę.

Jeśli ktoś chce może odczytywać powieść Chabona na więcej niż jednym poziomie, także jako uniwersalną opowieść o odchodzeniu, o końcu starego świata, o powiązaniach politycznych i ekonomicznych rządzących światem, o religii, egzystencji ludzkiej. Jedynym być może minusem polskiego wydania jest brak słowniczka wyjaśniającego liczne terminy i słowa żydowskie, co sprawia, że czytelnik musi domyślić się ich znaczenia z kontekstu lub przerywać co jakiś czas lekturę i zacząć serfować w sieci. Wszystko to jest jednak drobnostką w porównaniu z przyjemnością płynącą z lektury. Zapewniam i mogę się założyć, że nie będziecie zawiedzeni i że czas spędzony z tą książką nie będzie czasem straconym.

Pierwsze zdanie: "Od dziewięciu miesięcy Landsman gnieździ się w hotelu Zamenhof i jak dotąd żaden ze współmieszkańców nie padł ofiarą morderstwa"

Kiedy: 2007
Gdzie: Sitka, Alaska
Dla kogo: fanów historii alternatywnych, political fiction i czarnego kryminału

"Związek żydowskich policjantów" /The Yiddish Policemen's Union/ Michael Chabon, przełożyła Barbara Kopeć-Umiastowska, Wydawnictwo W.A.B, 2009