środa, 26 września 2012

Życie jest fascynujące


Nimrud w Iraku, 2 kwietnia 1950

Nimrud to współczesna nazwa starożytnego miasta Kalah, wojskowej stolicy Asyryjczyków. Nasz Dom Ekspedycji zbudowany jest z glinianych cegieł. Stoi po wschodniej stronie kopca i mieści kuchnię, jadalnię połączoną ze świetlicą, małe biuro, pracownię, duży magazyn oraz malutką ciemnię. My wszyscy śpimy w namiotach. W tym roku dodano do Domu Ekspedycji jeszcze jeden pokój, o powierzchni mniej więcej trzech metrów kwadratowych. Jest tam cementowa podłoga, na niej leżą rogoże i kilka wesołych szorstkich dywaników. Na ścianie wisi obraz młodego irakijskiego malarza - barwna masa kolorowych kostek przedstawia dwa osiołki przechodzące przez suk. Okno wychodzi na wschód i widać przez nie ośnieżone wierzchołki gór w Kurdystanie. Na drzwiach od strony zewnętrznej przyczepiono kwadratową tabliczkę z wypisanym pismem klinowym BEIT AGATHA (Dom Agathy).

Jest to zatem mój „dom”. Chodzi o to, żebym miała w nim całkowitą swobodę i mogła poświęcić się pisaniu. Kiedy prace wykopaliskowe nabiorą tempa, nie będzie zapewne na to czasu. Znaleziska muszą być oczyszczone i naprawione. Zacznie się też fotografowanie, zaopatrywanie w metryczki, katalogowanie oraz pakowanie. Niemniej przez pierwszy tydzień, a może i dziesięć dni, będzie sporo wolnych chwil.

Co prawda, nie brak też rzeczy utrudniających koncentrację. Po dachu skaczą arabscy robotnicy i wesoło pokrzykują do siebie, przesuwając niestabilne drabiny. Szczekają psy, gulgocą indyki. Koń policjanta pobrzękuje łańcuchem, a drzwi i okno już to nie chcą się domknąć, już to na zmianę się otwierają. Siedzę przy całkiem solidnym drewnianym stole, obok siebie mam kolorowe blaszane pudło, takie z jakim zazwyczaj podróżują Arabowie. Zamierzam przechowywać w nim swój maszynopis.

Powinnam pracować nad powieścią kryminalną, ale w zgodzie z naturalnym u pisarza pragnieniem pisania zachciało mi się zupełnie nieoczekiwanie napisać autobiografię. Pragnienie to, jak mi mówiono, ogarnia prędzej czy później każdego. I nagle też ogarnęło mnie.

Po namyśle dochodzę do wniosku, że autobiografia to za duże słowo. Sugeruje bowiem metodyczne studium całego życia danej osoby. Obejmuje nazwiska, daty i miejsca podawane w ściśle chronologicznym porządku. Ja zaś chcę zanurzyć jakby rękę w rogu obfitości i wyciągnąć garść mieszanych wspomnień.

Życie, jak sądzę, składa się z trzech części: z absorbującej i zazwyczaj sprawiającej przyjemność teraźniejszości, która gna z zabójczą szybkością; z przyszłości, zamglonej i niepewnej, którą można sobie planować na wiele różnych sposobów, a im dziksze są te plany i bardziej nieprawdopodobne, tym lepiej, bo jeśli nic z owych zamierzeń nie wyjdzie, to przynajmniej ma się uciechę z samego układania planów; i z trzeciej części, przeszłości, wspomnień i rzeczywistości tworzących podłoże obecnego życia, które nagle przywołuje jakiś zapach, kształt wzgórza, stara piosenka - jakaś błahostka zmuszająca cię nieoczekiwanie do powiedzenia: - Przypominam sobie... - ze szczególną i dość niewytłumaczalną przyjemnością.

Wspominanie to jedna z rekompensat, jakie przynosi wiek, i to rekompensat z pewnością bardzo miłych.

Na nieszczęście często się pragnie nie tylko wspominać, lecz także mówić o tym, co się pamięta. A to, jak trzeba sobie stale powtarzać, innych nudzi. Dlaczegóż mieliby interesować się tym, co ostatecznie jest twoim, nie ich życiem? Czasami w osobach młodszych budzisz niejaką historyczną ciekawość.

- Przypuszczam - mówi wykształcona dziewczyna z pewnym zainteresowaniem - że pani pamięta całą wojnę krymską?

Dość dotknięta odpowiadam, że nie jestem aż tak wiekowa. Odrzucam również ewentualność udziału w powstaniu sipajów w Indiach. Przyznaję się natomiast do wspomnień z wojny burskiej - brał w niej udział mój brat.

W najwcześniejszym wspomnieniu, jakie pojawia się w mojej pamięci, wyraźnie widzę siebie idącą wraz z matką w dzień targowy ulicami Dinard. Jakiś chłopak z wielkim koszem zderza się ze mną, rani mnie w rękę i prawie powala na ziemię. Ręka bardzo boli. Zaczynam płakać. Mam pewno z siedem lat.

Moja matka, która lubi zachowywać się po stoicku w miejscach publicznych, napomina mnie.

- Pomyśl - mówi - o naszych dzielnych żołnierzach w Afryce Południowej.

Wrzeszczę w odpowiedzi: - Nie chcę być dzielnym żołnierzem. Chcę być tchórzem!

Co decyduje o wyborze wspomnień? Życie przypomina siedzenie w kinie. Pstryk! I oto ja: dziecko pałaszujące ptysie na swoich urodzinach. Pstryk! Minęły dwa lata i siedzę na kolanach u babci, elegancko zesznurowana, jak kurczak przysłany dopiero co od Whiteleya, i niemal pękam z radości na myśl o tym żarcie.

To jedynie chwilki - a między nimi długie puste przestrzenie miesięcy czy nawet lat. Gdzie się wtedy było? Przywodzi to na myśl jedno z pytań Peer Gynta: - Gdzie byłem, ja, prawdziwy, cały?

Nigdy nie poznamy całego człowieka, jakkolwiek niekiedy w okamgnieniu poznajemy prawdziwego człowieka. Osobiście jestem przekonana, że czyjeś wspomnienia przedstawiają te chwile, które choć wydawać się mogą mało ważne, niemniej prezentują wewnętrzne „ja” i tego kogoś jako osobę najbardziej rzeczywistą.

Jestem dziś tą samą osobą co owa poważna dziewczynka z jasno-płowymi anglezami. Cielesna skrytka, w której zamieszkuje dusza, rośnie, rozwija instynkty i upodobania, uczucia i zdolności intelektualne, lecz ja, prawdziwa Agatha, pozostaję taka sama. Nie znam całej Agathy. Całą Agathę, jak wierzę, zna tylko Bóg.

Tak więc my wszystkie - mała Agatha Miller i duża Agatha Miller, i Agatha Christie, i Agatha Mallowan - podążamy naszą drogą. Dokąd? Tego człowiek nie wie - i to oczywiście sprawia, że życie jest fascynujące. Zawsze uważałam i nadal tak uważam, że życie jest fascynujące.

Wie się o nim tak mało - zna się jedynie własną niewielką rólkę - jest się więc jakby aktorem, który ma wygłosić kilka zdań w pierwszym akcie. Napisano mu na maszynie tekst jego kwestii i tylko tyle wie. Nie czytał sztuki. Dlaczegóż miałby ją czytać? Ma jedynie powiedzieć: - Telefon nie działa, proszę pani - a następnie usunąć się w cień.

Kiedy jednak w dniu przedstawienia kurtyna pójdzie w górę, zobaczy całą sztukę i wraz z innymi, stojąc w rzędzie, kłaniać się będzie widzom.

Za jedną z najbardziej intrygujących rzeczy w życiu uważam to, że bierzemy udział w czymś, czego zupełnie nie rozumiemy.

Uwielbiam żyć. Bywam czasem okropnie zrozpaczona, bardzo nieszczęśliwa, udręczona smutkiem, ale przy tym wszystkim wiem z całą pewnością, że cudownie jest żyć.

A zatem zamierzam delektować się wspomnieniami - bez pośpiechu - pisząc sobie po parę stroniczek od czasu do czasu. Zadanie to pewno zabierze mi wiele lat. Lecz dlaczego właściwie nazywam to zadaniem? To raczej przywilej. Ujrzałam kiedyś stary chiński obraz, który bardzo mi się spodobał. Widać na nim było starca siedzącego pod drzewem i bawiącego się przekładaniem sznurka z palców na palce. Obraz nosił tytuł „Stary człowiek delektuje się próżnowaniem”. Nigdy go nie zapomniałam.

Tak więc ustaliwszy, że będę smakować wspomnienia, powinnam chyba już zacząć. I choć nie oczekuję, żeby udało mi się zachować ciągłość chronologiczną, mogę przynajmniej spróbować zacząć od samego początku.

Agatha Christie "Autobiografia" (An Autobiography), przełożyły Magdalena Konikowska i Teresa Lechowska,

1 komentarz:


  1. branie udziału w czymś czego się nie rozumie to przygoda.
    ,,a przygoda, to jest...tego...coś niezwykle ciekawego" - tak mawiał Królik od Kubusia Puchatka :)

    OdpowiedzUsuń