niedziela, 22 lipca 2012

Sprawa wymiarów

Hemingway i Fitzgerald

"Znacznie później, w okresie, kiedy Zelda już przeszła to, co się wówczas nazywało pierwszym załamaniem nerwowym, a my akurat bylismy w Paryżu, Scott zaprosił mnie na obiad do restauracji Michauda na rogu rue Jacob i rue des Saints-Peres. Powiedział, że chce mnie zapytać o coś bardzo waznego, co ma dla niego wieksze znaczenie, niż wszystko na świecie, i że muszę mu powiedzieć absolutną prawdę. Powiedziałem, że postaram się najlepiej, jak potrafię. [...]

Podczas obiadu pił wino, ale nie działało na niego, a nie przygotował sie do obiadu pijąc soś przedtem. Rozmawialismy o naszej pracy i o różnych ludziach i pytał mnie o tych, których ostatnio nie widywaliśmy. Wiedziałem, że pisze coś dobrego i że ma z tym wielkie klopoty z wielu przyczyn, ale nie o tym chciał mówić. Czekałem, żeby to przyszło, ta rzecz, o której miałem powiedzieć absolutną prawdę, ale nie chciał tego poruszać przed końcem posiłku, zupełnie jak gdyby to był obiad, na którym omawia sie interesy.
 
W końcu, kiedy jedliśmy tort wiśniowy i pili ostatnią karafkę wina, powiedział:
- Ty wiesz, że ja nigdy nie spałem z nikim prócz Zeldy.
- Nie, nie wiedziałem.
- Myślałem, że ci mówiłem.
- Nie. Mówileś mi wiele rzeczy, ale nie to.
- O to właśnie muszę cię spytać.
- Dobrze. Mów.
- Zelda powiedziała, że tak jak jestem zbudowany, nie mogę nigdy uszczęśliwić żadnej kobiety, i to właśnie wytrącało ją pierwotnie z równowagi. Mówiła, że to jest sprawa wymiarów. Odkąd to powiedziała, nigdy nie czułem się już tak samo i muszę wiedzieć prawdę.
- Chodź do gabinetu - odrzekłem.
- Gdzie tu jest gabinet?
- Le water - powiedziałem.
Wróciliśmy na salę i usiedliśmy przy stoliku.
- Jesteś całkowicie w porządku - powiedziałem. - Jesteś okej. Nic ci nie brakuje. Oglądasz siebie z góry i widzisz sie w skrócie. Idź do Luwru i popatrz na tych ludzi z posągów, a potem wróć do domu i przejrzyj się w lustrze z profilu.
 - Te posągi mogą być niedokladne.
- Są wcale niezłe. Większość ludzi zgodziłaby się na to.
- Ale dlaczego ona miałaby tak mówić?
- Żeby cię unieszkodliwić. To jest najstarszy na świecie sposób unieszkodliwiania ludzi. Scott, prosiłeś mnie, żebym powiedział ci prawdę, i mogę powiedzieć ci dużo wiecej, ale to jest absolutna prawda i wszystko, czego ci trzeba. Mogłeś iść do doktora.
- Nie chciałem. Wolałem, żebyś ty powiedział mi prawdę.
- No, a czy mi wierzysz?
- Nie wiem - odrzekł.
- Chodź do Luwru - powiedziałem. - Trzeba tylko przejść tą ulicą i na drugą stronę rzeki.
 
Poszliśmy do Luwru i obejrzał posągi, ale wciąż miał wątpliwości co do siebie.
- Zasadniczo to nie jest kwestia rozmiaru w spoczynku - powiedziałem. - Idzie o rozmiar, jaki to przybiera. Jest także kwestia kąta.
Wytłumaczyłem mu, jak się używa poduszki, i kilka innych rzeczy, których znajomość mogła mu się przydać.
- Jest jedna dziewczyna - rzekł - ktora była dla mnie bardzo miła. Ale po tym, co powiedziała Zelda...
- Zapomnij o tym, co powiedziała Zelda - odparłem. Zelda zwariowała. Nic ci nie brakuje. Po prostu miej ufność w siebie i zrób to, czego chce ta dziewczyna. Zelda zwyczajnie chce ciebie zniszczyć.
- Ty nic nie wiesz o Zeldzie.
- W porządku - powiedziałem. - Dajmy z tym spokój. Ale przyszedłeś naobiad, żebymi postawić pytanie, i starałem dać ci uczciwą odpowiedź.
On jednak ciągle miał wątpliwości".

Ernest Hemingway "Ruchome święto", tłum. Bronisław Zieliński, Czytelnik, Warszawa 1966, s.144-146.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz