środa, 18 lipca 2012

Zawsze podobają mi się niewłaściwe książki

CHANDLER NA TEMAT POWIEŚCI KRYMINALNEJ

    Do Jamesa Sandoe 1
26 stycznia 1944 r.
...Z pewnością nie jesteś odosobniony w swym życze­niu, „aby dało się jakoś zaradzić krzywdzącej dyskry­minacji, spychającej wszystkie powieści kryminalne do osobnego działu recenzji”. Czasem tylko, i to od wielkie­go dzwonu, traktuje się autora powieści detektywistycznych jako pisarza. Sądzę jednak, że istnieje po te­mu sporo ważkich powodów. Na przykład: a) wię­kszość kryminałów jest bardzo źle napisana, b) kupują je głównie wypożyczalnie, których rentowność za­leży od poczytności książki i które nie zwracają uwagi na recenzje, c) kalkulacja handlowa powieści detekty­wistycznej jest moim zdaniem niewłaściwa. Śmieszną jest rzeczą wymagać od ludzi, żeby płacili za powieść kryminalną więcej niż za bilet do kina, d) powieść kry­minalna czy sensacyjna, jako forma artystyczna, zosta­ła już gruntownie zbadana i wyeksploatowana, toteż istotny problem dla pisarza polega na tym, aby udawał tylko, że pisze powieść kryminalną, pisząc pod tym po­zorem zupełnie co innego. Żaden jednak z tych powo­dów, ważkich czy nieważkich, nie zmienia źródła iry­tacji pisarza, którym to źródłem jest świadomość, że choćby powieść kryminalna była napisana po mistrzo­wsku, recenzenci poświęcą jej tylko jeden akapit, gdy tymczasem każda trzeciorzędna, źle skonstruowana, ni­by to poważna opowieść o życiu garstki robotników, ty­rających przy zbiorze bawełny w którymś z najbar­dziej zacofanych stanów południowych, doczeka się peł­nego szacunku omówienia na półtorej kolumny. Tylko Francuzi oceniają należycie warsztat pisarza. Anglosasi przede wszystkim zwracają uwagę na fabułę, a spra­wa wartości literackich jest już dla nich drugorzędna.
1 Krytyk powieści kryminalnych piszący do „New York Herald Tribune”, pracownik naukowy wydziału humanistycz­nego i bibliograficznego Uniwersytetu stanu Kolorado.
     Do Erle’a Stanleya Gardnera
29 stycznia 1946 r.

...Pozwalam sobie zwrócić się do Wysokiego Sądu w sprawie niejakiego Gardnera, pomówionego o pisanie powieści kryminalnych. Ogół czytelników jest w naj­lepszym razie intelektualnie niedojrzały, toteż tak zwa­ną literaturę poważną można mu sprzedawać jedynie metodami, których używa się przy sprzedaży pasty do zębów, pigułek na przeczyszczenie czy samochodów. Po­nieważ zaś wyżej wymieniony ogół nauczono czytać stosując przemoc fizyczną, w przerwach między ślęcze­niem nad najnowszym „poważnym” bestsellerem chce on czytać książki, które go bawią i interesują. Podobnie więc, jak każdy niedouczony ogół od stworzenia świata,zwraca się on z westchnieniem ulgi do pisarza, który opowiada mu bajkę i nic poza tym. Mówić, że to, co ten człowiek pisze, nie jest literaturą, to tak, jakby się mó­wiło, że książka nie może być dobra, jeżeli ma się ochotę ją przeczytać. Gdy powieść, bez względu na jej gatunek literacki, osiąga pewien stopień wyrazistości artystycznej, wów­czas staje się literaturą. Ta wyrazistość może być sprawą stylu, sytuacji, bohatera, tonu emocjonalnego, pomysłu lub wielu innych czynników. Może też wynikać z mis­trzostwa, z jakim pisarz panuje nad rozwojem akcji, co można porównać z mistrzostwem, z jakim znakomity gracz panuje nad piłką. Właśnie Ty owo mistrzostwo posiadasz w bardzo wysokim stopniu, i to w wyższym niż ktokolwiek inny... Każda strona jest haczykiem, który ciągnie do przeczytania następnej. Moim zdaniem jesteś swego rodzaju geniuszem... Perry Mason to wspa­niały detektyw, bo ma intelektualne podejście prawni­ka, a zarazem niespokojny charakter poszukiwacza przy­gód, który musi być stale tam, gdzie najgoręcej. Skończmy więc z bredniami na temat tego, że „lite­raturą moja pisanina wciąż jeszcze nie jest”. Kto to mówi — William Dean Howells?
Do Alexa Barrisa 1
16 kwietnia 1949 r.
...Najlepszy pisarz kryminałów? Nie potrafię odpo­wiedzieć, zbyt się między sobą różnią. Według ilości sprzedawanych egzemplarzy Gardner i Agatha Christie. Christie czytać nie mogę, Gardner zaś jest moim przy­jacielem. Nie mogę również czytać Cartera Dicksona, ale inni za nim przepadają. Najlepiej kreśli postacie i tworzy napięcie Elisabeth Holding, autorka konse­kwentna, chociaż niewiele pisząca. Najlepiej dopraco­wuje szczegóły Freeman Wills Crofts. Najlepiej przy­tacza cytaty z łaciny i greki Dorothy Sayers. Najwięcej wrodzonego wdzięku ma Philip Macdonald. Autor, któ­ry najlepiej tworzy nastrój grozy? Nie ma takiego, żadna powieść nie budzi we mnie grozy. Chociaż większość czytelników uważa, żepotrafi to robić Dorothy Hughes. Najciekawszym bohaterem, jaki przychodzi mi w tej chwili do głowy, jest M.C. w powieści Margaret Millar Wall of Eyes — skrót M.C. oznacza Mistrza Ce­remonii. Najlepsze pomysły ma Cornell Woolrich (Wil­liam Irish) pod warunkiem, że czyta się go szybko i nie próbuje analizować, jest bowiem niezbyt dokładny. To wszystko nie ma żadnego sensu. Trzeba najpierw ustalić definicje i kryteria. Trzeba nawet być w odpo­wiednim nastroju. Ponadto trzeba zadecydować, czy się wydaje sąd na podstawie całej twórczości, czy na podsta­wie jednej książki, która akurat była wystrzałem.
1 Alex Barris przysłał Chandlerowi ankietę.
Do Bernice Baumgarten
21 kwietnia 1949 r.
...Dorothy Sayers usiłowała wykonać skok od powie­ści kryminalnej do obyczajowej, nie rezygnując z ele­mentu zagadki. Starała się przenieść wraz z całym swo­im bagażem z grupy tych, co umieją budować fabułę, ale nie umieją pisać, do grupy autorów, którzy umieją pisać, nazbyt jednak często nie radzą sobie z fabułą. Spotkało ją niepowodzenie, bo powieść obyczajowa, jaką chciała napisać, jest gatunkiem zbyt nieważkim, aby mógł odegrać w literaturze poważniejszą rolę. Sa­yers zastąpiła więc jeden popularny, lecz błahy gatunek literacki innym równie błahym. Nie twierdzę, że osią­gnięcie takiego celu jest niemożliwe ani że ktoś kiedyś — może nie teraz i nie ja — nie napisze powieści, w któ­rej stworzy autentyczne postaci i atmosferę, w tle zaś współbrzmieć będą tony przemocy i grozy.
Do Jamesa Sandoe
16 czerwca 1949 r.
...Kiedy przeglądałem wczoraj wieczorem The Art of the Mystery Story, uderzyło mnie, jak niski jest po­ziom krytyki, gdy chodzi o ten rodzaj. Wszyscy dysku­tanci wychodzą z założenia, że powieść kryminalna jest gatunkiem drugorzędnym i z wielką skwapliwością od­mawiają jej wszelkich wartości literackich. Wykształceni półanalfabeci, jakich się teraz spoty­ka... mówią mi zwykle coś mniej więcej takiego: „Tak dobrze pan pisze, że mógłby pan chybanapisać poważ­ną powieść”. Pewnie czuliby się dotknięci, gdyby się im powiedziało, że między naprawdę dobrą powieścią kry­minalną a najlepszą powieścią poważną ostatnich dzie­sięciu lat nie ma dostrzegalnej różnicy w porównaniu z przepaścią, jaka dzieli powieść poważną od każdego wybitnego utworu literatury attyckiej z IV wieku p.n.e. Nie może istnieć sztuka, jeżeli ogół czytelników nie ma wyrobionego smaku, a wyrobiony smak nie może istnieć, gdy całemu społeczeństwu brak poczucia stylu i wartości literackich. Zadziwiające, że poczucie stylu ma chyba bardzo mało wspólnego z subtelnością czy nawet humanizmem. Poczucie stylu może istnieć w epoce zdziczenia i rozwiązłości, nie może natomiast istnieć w epoce coca-coli... w epoce „książki miesiąca” czy prasy brukowej. Brakuje go w epoce, w której pa­noszy się wulgarność, bezwzględna walka o pieniądz, w epoce, w której typowa średniozamożna rodzina, przynajmniej w Kalifornii, żyje zdawałoby się tylko po to, aby utrzymywać wielki, okazały i kosztowny samo­chód, będący pod względem technicznym przestarzałą kupą złomu.

     Do Jamesa Sandoe
14 października 1949 r.

Ale zawsze podobają mi się niewłaściwe książki. I nie­właściwe filmy. I niewłaściwi ludzie. I mam fatalny na­wyk, że zaczynam książkę, żeby się przekonać, czy będę miał ochotę ją przeczytać, potem odkładam na bok i roz­poczynam parę innych. W ten sposób, kiedy jestem znu­dzony i przygnębiony, co zdarza się aż nazbyt często, wiem, że mam co czytać w nocy, i pozbywam się okropnego uczucia, że nie mam do kogo ust otworzyć czy kogo posłuchać. Z kryminałami sprawa jest beznadziejna. Nie są przeważnie warte zachodu. Byłbym zachwycony, gdy­by ktoś napisał dobrą analityczną powieść kryminalną, pal diabli napięcie czy dowcipny dialog, wróćmy dla odmiany do spraw podstawowych. Cały ten gatunek literacki zbłądził z drogi, nacisk kładzie się na szczegó­ły najzupełniej nieistotne.
Do Hillary’ego Waugh 1
październik 1955 r.
...Nie uważa się mnie tutaj 2 za autora kryminałów, ale -za dość wybitnego powieściopisarza amerykańskie­go. Nie powiem, w jakim stopniu wybitnego, bo opinie na ten temat są różne.W Anglii, jeżeli autor kryminałów pisze dobrze książ­ki, jest po prostu dobry, jak każdy pisarz. Nie ma tu snobizmu, który na podstawie etykietki wynosi trzecio­rzędnego pisarza literatury poważnej, bez stylu czy prawdziwego talentu, ponad pisarza powieści krymi­nalnych, który być może przyczynił się do odświeżenia całej literatury. Przychodzą do mnie, do tego dość eks­kluzywnego hotelu ludzie — dobrze wychowani An­glicy — którzy przedstawiają się i dziękują mi za przy­jemność, jaką sprawiły im moje książki. Wątpię, czy kiedykolwiek zdobędziemy taką pozycję w Ameryce. W każdym razie nie za mojego życia. Obawiam się, że nasz pociąg do klasyfikacji jest zbyt silny. Obawiam się, że nasze fundamentalne nieuctwo intelektualne jest zbyt wielkie. Jeżeli to nie jest jakiś mały bestseller albo powieść wybrana w danym miesiącu przez klub książki, to się już nie liczy. ...Przyznaję, że wśród powieści detektywistycznych jest za dużo miernoty, ale jeśli zastosować surowe kry­teria, okaże się, że za dużo jest miernoty wśród książek wszystkich innych gatunków i rodzajów. Nie zgódźmy się jednak nigdy z poglądem, że tylko pismaki tworzą kryminały. Nawet ci najsłabsi spośród nas w krwawym pocie pisali każdy rozdział. Najlepsi z nas przy każdej nowej książce muszą zaczynać od zera. Pismak to taki człowiek, który bez trudu i z całą świadomością robi coś, czego robić nie warto, i robi to tylko dla pieniędzy. Żaden ze znanych mi pisarzy powieści kryminalnych nie uważał nigdy, że to, co robi, nie jest warte trudu, pragnął tylko móc robić to jak najlepiej. Tak się złożyło, że należę do tych, którym się posz­częściło, a wierz mi, szczęście odgrywa tu wielką rolę...
1       Pisarz powieści kryminalnych.
2       W Londynie.

    Do Erle’a Stanleya Gardnera
5 maja 1939 r.
...Kiedy rozmawialiśmy o starym magazynie „Action Detective”, zapomniałem Ci powiedzieć, że uczyłem się pisać krótkie powieści na jednej z Twoich, tej o sobo­wtórze Eda Jenkinsa, niejakim Rexie Kane, co to wplątał się mimo woli w awanturę z wygadaną osóbką, która mieszkała w Hollywood, w domu na wzgórzu, i była szefem organizacji do walki z szantażystami. Sam już chyba nie pamiętasz. Jest pewno w Twoim archi­wum, w teczce numer 54276-84... Zrobiłem bardzo szczegółowe streszczenie tej historii, opierając się na streszczeniu napisałem ją na nowo, porównałem rezultat z Twoją opowieścią, wróciłem do początku, napisałem wszystko jeszcze raz i tak dalej. W końcu byłem nawet trochę zły, bo przecież nie wolno mi było jej opublikować. Ale wyszła wcale nie najgorsza. Notabene wykryłem, że głównym i najtrudniejszym do naśladowania chwytem Twojej techniki pisarskiej jest umiejętność stwarzania sytuacji na pograniczu niepra­wdopodobieństwa, które jednak przy czytaniu wydają się najzupełniej realne. Rozumiesz chyba, mam nadzie­ję, że traktuję to jako komplement. Dla mnie jest to umiejętność wręcz nieosiągalna. Dumas miał ją w bar­dzo wysokim stopniu, Dickens również. Jest to pewnie zasadniczy warunek szybkiego pisania, bo oczywiście szybkie pisanie zawiera w sobie pokaźny element impro­wizacji, żeby zaś zaimprowizowana scena wydawała się konieczna i naturalna, potrzeba nie lada sztuki. Takie jest przynajmniej moje zdanie. Oto więc siedzę o pół do trzeciej rano i piszę o spra­wach techniki mimo głębokiego przeświadczenia, że z chwilą, kiedy człowiek zaczyna gadać o technice pi­sarskiej, oznacza to niezbicie, że wyczerpały się wszelkie pomysły. 

Raymond Chandler "Mówi Chandler" (Raymond Chandler Speaking), przekład Ewa Budrewicz, wstęp Krzysztof Mętrak, Czytelnik, Warszawa 1983.


8 komentarzy:

  1. REWELACJA powtórzę się(po raz kolejny, ale nie mogę się powstrzymać) rewelacyjna robota. Gdzie ty te wszystkie informacje, cytaty znajdujesz? Jestem pełna podziwu. Czytam wszystko regularnie i czekam na kolejne posty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:)Ale nie bardzo wiem co powiedzieć/napisać, na pochwały nie zasłużyłem. Co innego gdybym to ja był autorem cytowanych przeze mnie fragmentów lub przynajmniej wspaniale je przeanalizował, to dopiero była by dla mnie rewelacja:) A tak to "słuhat hadko", "zbytek łaski" i takie tam...

      Usuń
    2. Co ja biedny miś mam zrobić, nie chcodziło mi o kokietowanie. Po prostu miło mi, że się podoba, nie zaprzeczę, ale ... Ten blog jest inny, przypomina bardziej bibliotekę czy gazetkę literacką, i nie wiem jeszcze czy to dobrze czy źle:)

      Usuń
  2. Również mam ten fatalny nawyk, żeby zaczynać kilka książek naraz. Ale chyba Chandler miał więcej czasu na czytanie, bo ja cierpię, nie mogąc czytać tych rozpoczętych jednocześnie, odkładając część z nich na niesprecyzowane "później".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobny zwyczaj, szczególnie dzieje się tak, kiedy książka, którą zacząłem czytać okazuje się nie tak ciekawa jak myślałem. Czasami też mam nastrój na inny rodzaj literatury. Niektóre zaczęte ksiązki kończę potem, ale jest kilka takich rozpoczetych jak jakaś budowa wysokościowca w Warszawie:)

      Usuń