sobota, 14 lipca 2012

Napisz jedno prawdziwe zdanie

Ernest Hemingway trzymający swojego synka Bumby'ego, 1927.

"Ze względu na zmianę wysokości odczuwałem wzniesienia tylko jako przyjemność, a wdrapywanie się na najwyższe piętro hotelu, gdzie pracowałem w pokoju wychodzącym na wszystkie dachy i kominy wysokiego wzgórza tej dzielnicy, też było przyjemnością. Kominek w pokoju ciągnął dobrze i było ciepło i miło pracować. Przynosiłem do pokoju mandarynki i pieczone kasztany w papierowych torebkach, i obierałem i jadłem te małe pomarańczki, a jedząc wrzucałem ich skórki i wypluwałem pestki do ognia, i przypiekałem kasztany, kiedy byłem głodny. Zawsze byłem głodny od chodzenia, chłodu i pracy. W pokoju miałem butelkę kirszu, którą przywieźliśmy z gór, i popijałem kirsz zbliżając się do końca jakiegoś opowiadania albo do końca całodziennej pracy. Kiedy kończyłem pracę na dany dzień, chowałem notatnik czy papier do szuflady stolika i wkładałem pozostałe mandarynki do kieszeni. Zamarzały, jeżeli się je zostawiało na noc w pokoju.

Cudownie było schodzić po długich schodach wiedząc, że mi się poszczęściło w pracy. Zawsze pracowałem dopóki nie miałem czegoś zrobionego, i zawsze przestawałem wtedy, kiedy wiedziałem, co ma się zdarzyć potem. W ten sposób mogłem być pewny, że następnego dnia ruszę dalej. Ale czasami, gdy zaczynałem nowe opowiadanie i nie mogłem go ruszyć z miejsca, siadałem przed ogniem i wyciskałem skórki tych małych pomarańczek nad skrajem płomienia i przypatrywałem się, jak pryskały błękitnie. Wstawałem, wyglądałem na dachy Paryża i myślałem: Nie martw się. Zawsze przedtem pisałeś i będziesz pisał teraz. Trzeba ci tylko napisać jedno prawdziwe zdanie. Napisz najprawdziwsze zdanie, jakie znasz. - Więc w końcu pisałem jedno prawdziwe zdanie i od niego ruszałem dalej. Wtedy już szło łatwo, bo zawsze było jedno prawdziwe zdanie, które znałem albo widziałem czy słyszałem wypowiadane przez kogoś. Jeżeli zaczynałem pisać wymyślnie albo jak ktoś, kto wprowadza czy prezentuje jakąś rzecz, przekonywałem się, że mogę wyciąć te zawijasy czy ornamenty, wyrzucić je i zacząć od pierwszego prostego, deklaratywnego zdania, jakie napisałem. Tam, w tym pokoju, postanowiłem, że napiszę jedno opowiadanie o każdej rzeczy, o której coś wiedziałem. Starałem się to robić przez cały czas pisania, i było to dobrą i surową dyscypliną.

W owym pokoju nauczyłem się też nie myśleć o tym, co pisałem, od chwili, gdy przestawałem pisać, aż do momentu, kiedy znów zaczynałem następnego dnia. W ten sposób pracowała nad tym moja podświadomość, a jednocześnie słuchałem innych ludzi i - miałem nadzieję - zauważałem wszystko; i tę nadzieję, że się uczę; i czytałem, żeby nie myśleć o swojej pracy i nie stać się do niej niezdolnym. Schodzenie po schodach, kiedy dobrze pracowałem, co wymagało zarówno szczęścia jak dyscypliny, było cudownym uczuciem, i wtedy mogłem pójść, dokąd chciałem w Paryżu".

Ernest Hemingway "Ruchome święto", tłum. Bronisław Zieliński, Czytelnik, 1966, s.14-16.


2 komentarze:

  1. Kapitalne słowa. Popłynąłem...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami tak bardzo mnie również brakuje tego jednego prawdziwego, dobrego zdania, aby ruszyc z kopyta, aby napisac cos, czego potem nie chciałabym zmieniac i zmieniac.

    OdpowiedzUsuń