Raymond Chandler |
Do Alexa Barrisa
18 marca 1949 r.
[...] "Jak spędzam dnie? Piszę, kiedy mogę, nie piszę,
kiedy nie mogę; zawsze piszę rano albo w pierwszej połowie dnia. Wieczorem ma
się bardzo zabawne pomysły, ale potem nie zdają one egzaminu. Dawno się już o
tym przekonałem. Musiał się Pan chyba zorientować, że sam piszę na maszynie.
Kiedy tutaj zamieszkałem, kupiłem dyktafon i dyktowałem do niego teksty, ale
nigdy nie używam dyktafonu do pisania powieści. Prawie wszyscy pisarze, którzy
dyktują, cierpią na biegunkę słowną. Kiedy trzeba dołożyć wysiłku, żeby te
słowa napisać, człowiek bardziej jest skłonny do oszczędności.
Czytam wciąż wypowiedzi pisarzy, którzy twierdzą, że nie czekają nigdy
na natchnienie, po prostu siadają co dzień o ósmej rano przy swoich biureczkach
— deszcz czy słońce, kac, złamana ręka, nieważne — oni wystukują na maszynie
zaprogramowany kawałek. Niech tam pustka w głowie, niech myśli ciężkie jak
kamienie młyńskie — natchnienie to bzdura, oni go nie uznają. Składam im wyrazy
szczerego podziwu i starannie unikam czytania ich książek.
Co do mnie, czekam na natchnienie, chociaż niekoniecznie tak to
nazywam. Moim zdaniem, wielkie pisarstwo tchnące życiem powstaje za sprawą
splotu słonecznego. To ciężka praca w tym sensie, że człowiek bywa potem
zmęczony, a nawet wyczerpany. W sensie świadomego „wysiłku" nie jest to w ogóle
praca. Rzecz najważniejsza, żeby był pewien okres czasu, powiedzmy co najmniej
cztery godziny dziennie, kiedy zawodowy pisarz nie robi nic innego, tylko
pisze. Może zresztą wcale nie pisać, jeżeli nie ma ochoty, nie powinien nawet
próbować. Może wyglądać przez okno, stać na głowie, turlać się po podłodze, ale
nie powinien robić nic określonego, nie powinien czytać, pisać listów, oglądać
pism czy wypisywać czeków. Ma pisać albo nie robić
nic. Na tej samej zasadzie utrzymuje się ład w szkole. Jeżeli się zmusza
uczniów, żeby siedzieli spokojnie, nauczą się czegoś, po prostu, żeby nie usnąć
z nudów. Przekonałem się, że zasada jest skuteczna. Oto dwie bardzo proste
reguły: a) Nie ma się obowiązku pisać, b) Nie wolno robić nic innego. Reszta
przychodzi sama. Musiałem nauczyć się amerykańskiego, jak obcego języka. Żeby
się nauczyć, musiałem go studiować i analizować. Dlatego, kiedy używam slangu,
wyrażeń potocznych, specyficznych wyzwisk czy jakiegokolwiek innego, rzadko
spotykanego żargonu, robię to świadomie. Używanie gwary w literaturze jest
samo w sobie sztuką. Myślę, że tylko dwa rodzaje wyrażeń gwarowych nadają się
do użytku: takie, które zdobyły prawo obywatelstwa w języku, i takie, które
pisarz sam tworzy. Wszelkie inne dezaktualizują się, zanim jeszcze trafią do
druku". [...]
Do pani Robert J.
Hogan
7 marca 1947 r.
[...] "Jednym z moich dziwactw i kłopotów jako pisarza
jest to, że nic nie mogę pominąć. Nie mogę zapomnieć, że jakiś powód, jakieś
uczucie pobudziło mnie do pisania, i diabli mnie biorą, dopóki się z nim nie
uporam.Inne moje dziwactwo (i w to wierzę bez zastrzeżeń) polega na tym, że
nigdy nie wiem dokładnie, jak wypadnie książka, dopóki nie napiszę pierwszego
szkicu. Uważam więc pierwszy brulion za surowiec. To, co wydaje się żywe,
wchodzi do treści. Dobrej fabuły nie można wymyślić, trzeba ją przedestylować.
Na dłuższą jednak metę, choćby się o tym nie mówiło, a nawet nie myślało,
najtrwalszą wartością w pisarstwie jest styl, styl jest najcenniejszym
walorem, w jaki autor może zainwestować swój czas. Ta inwestycja zwraca się powoli,
agent będzie z niej szydził, wydawca nie będzie w ogóle rozumiał, o co chodzi,
i dopiero ludzie, o których istnieniu nikt nic nie wie, przekonają ich wolno i
stopniowo, że pisarza, którego twórczość cechuje jego własny, indywidualny
sposób pisania, zawsze się w końcu opłaca wydawać. Cechy tej nie osiągnie się
za cenę największych nawet wysiłków, ponieważ ten rodzaj stylu, jaki mam na
myśli, jest wyrazem indywidualności, przede wszystkim więc trzeba mieć
indywidualność, żeby móc dać jej wyraz. Ale zakładając, że się ma taką
indywidualność, można ją przelać na papier tylko wówczas, gdy myśl jest
pochłonięta czym innym. Nie brak w tym ironii. Dlatego chyba twierdzę nadal,
że w pokoleniu pisarzy „kształconych” niepodobna stworzyć pisarza.
Zaabsorbowanie stylem nie prowadzi do jego wyrobienia. Choćby się nie wiedzieć
ile redagowało i wygładzało tekst, nie wpłynie to w najmniejszym stopniu na
aromat i smak tego, jak człowiek pisze. Styl jest owocem jakości jego doznań i
przeżyć, a dopiero zdolność przeniesienia tych doznań i przeżyć na papier czyni
go pisarzem". [...]
Do Erle’a Stanleya
Gardnera
5 maja 1939 r.
[...] "Kiedy rozmawialiśmy o starym magazynie „Action
Detective”, zapomniałem Ci powiedzieć, że uczyłem się pisać krótkie powieści na
jednej z Twoich, tej o sobowtórze Eda Jenkinsa, niejakim Rexie Kane, co to wplątał
się mimo woli w awanturę z wygadaną osóbką, która mieszkała w Hollywood, w domu
na wzgórzu, i była szefem organizacji do walki z szantażystami. Sam już chyba
nie pamiętasz. Jest pewno w Twoim archiwum, w teczce numer 54276-84...
Zrobiłem bardzo szczegółowe streszczenie tej historii,
opierając się na streszczeniu napisałem ją na nowo, porównałem rezultat z Twoją
opowieścią, wróciłem do początku, napisałem wszystko jeszcze raz i tak dalej. W
końcu byłem nawet trochę zły, bo przecież nie wolno mi było jej opublikować.
Ale wyszła wcale nie najgorsza. Notabene wykryłem, że głównym i najtrudniejszym
do naśladowania chwytem Twojej techniki pisarskiej jest umiejętność stwarzania
sytuacji na pograniczu nieprawdopodobieństwa, które jednak przy czytaniu
wydają się najzupełniej realne. Rozumiesz chyba, mam nadzieję, że traktuję to
jako komplement. Dla mnie jest to umiejętność wręcz nieosiągalna. Dumas miał ją
w bardzo wysokim stopniu, Dickens również. Jest to pewnie zasadniczy warunek
szybkiego pisania, bo oczywiście szybkie pisanie zawiera w sobie pokaźny
element improwizacji, żeby zaś zaimprowizowana scena wydawała się konieczna i
naturalna, potrzeba nie lada sztuki. Takie jest przynajmniej moje zdanie.
Oto więc siedzę o pół do trzeciej rano i piszę o sprawach techniki
mimo głębokiego przeświadczenia, że z chwilą, kiedy człowiek zaczyna gadać o technice pisarskiej,
oznacza to niezbicie, że wyczerpały się wszelkie pomysły".
Pracowity gość.
OdpowiedzUsuń