sobota, 7 lipca 2012

Dla tego mgnienia się żyje...

13 I 1955. Czwartek

"Przeszło dwa tygodnie bez notatek. Cały czas nad tym przeklętym opowiadaniem. Wyrosła kolubryna na 67 stron i nie wiem, czy coś warte. Pisałam to cztery razy, choć odrzucając całkiem pierwszy szkicowy brulion liczę to, co teraz skończyłam, za trzecie przepisywanie. Tekst ustaliłam na dobre trzeciego stycznia. Do dziesiątego ostatecznie przepisałam. Ale własciwa robota twórcza robiona była przez listopad i grudzień. Jeśli sród tortury zwanej twórczością istnieje jakaś możliwość przyjemności, to jej ślad można znalezć w owym tzw. trzecim przepisywaniu. Ale w sumie pracą nad tym opowiadaniem tak się przemeczyłam, tak sobie sforsowałam serce, że dwa dni leżałam potem ziając. Dopiero dziś rano zaczynam patrzeć przytomnie. Czemu wiec piszę? Otóż tu mogłaby znaleźć zastosowanie definicja: wolność jako przyjęcie konieczności. Pisanie jest dla mnie koniecznością, czesto wprost nienawistną (to rzemiosło wydaje mi się niedżentelmenskie, niedyskretne i nieprzyzwoite), której jednak muszę się poddawać, gdyż tylko podjęcie i jakie takie sprostanie zadaniu twórczemu przynosi mi króciutką chwilę poczucia wolności, czyli szczęścia. To mgnienie... dla tego mgnienia się żyje...[...]  

3 stycznia skończyłam pisać opowiadanie "Na wsi wesele", a 12 skończyłam je po raz trzeci przepisywać. Na razie mam o tym opinię Anny, która mówi, że to "bardzo piękne", ale jak do wszystkiego, co piszę, i do tego ma stosunek chłodny. Ja znajduję o wiele więcej upodobania w jej twórczosci niż ona w mojej. Sądze, że pisałaby olsniewająco, gdyby mogła życ jak chce i lubi; cóż, kiedy na takie życie nie zarobi, a nadto samochcąc i "na własne żadanie" związała sie z osobą tak diametralnie od siebie różną jak ja. Moje opowiadanie podobało się pani Orłowskiej z radia i w ogóle, ku mojemu zdumieniu, w radiu, gdzie mają to całe czytać w dziewięciu odcinkach. Natomiast pani Wilczkowa, która sama przyjechała, by zabrać to opowiadanie - milczy, snadź w "Czytelniku" nie wiedzą, czy ma się im podobać; tak samo nie podobało się widać w "Twórczości", bo nic mi nie pisnęli, choć przyjęli i już nawet przysłali korektę. Co myślę ja sama? Najpierw, że gdy piszę, osiągam już teraz cośkolwiek tylko nadmiernym wysiłkiem, na pewno skrócającym mi życie. Potem - zaznaję mgnienia ulgi wyzwalającej z przerażenia, że już nie umiem pisać i nie mam nic do powiedzenia. Lecz żadnej w tym już nie ma radości. A że nie daje mi już radości nic prawie na tym świecie, a bez radości niepodobna jest życ - często myślę, że to chyba oznacza bliską podróż do gwiazd".

Maria Dąbrowska "Dzienniki powojenne 1955-1959 t.3", wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Czytelnik, Warszawa 1996, s.464.


Maria Dąbrowska w swoim mieszkaniu,
fot. Lucjan Fogiel/East News

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz