"Przeszło
dwa tygodnie bez notatek. Cały czas nad tym przeklętym opowiadaniem.
Wyrosła kolubryna na 67 stron i nie wiem, czy coś warte. Pisałam to
cztery razy, choć odrzucając całkiem pierwszy szkicowy brulion
liczę to, co teraz skończyłam, za trzecie przepisywanie. Tekst ustaliłam
na dobre trzeciego stycznia. Do dziesiątego ostatecznie przepisałam. Ale własciwa
robota twórcza robiona była przez listopad i grudzień. Jeśli sród
tortury zwanej twórczością istnieje jakaś możliwość przyjemności, to jej ślad
można znalezć w owym tzw. trzecim przepisywaniu. Ale w sumie
pracą nad tym opowiadaniem tak się przemeczyłam, tak sobie
sforsowałam serce, że dwa dni leżałam potem ziając. Dopiero dziś rano
zaczynam patrzeć przytomnie. Czemu wiec piszę? Otóż tu mogłaby znaleźć
zastosowanie definicja: wolność jako przyjęcie konieczności. Pisanie
jest dla mnie koniecznością, czesto wprost nienawistną (to rzemiosło wydaje mi
się niedżentelmenskie, niedyskretne i nieprzyzwoite), której
jednak muszę się poddawać, gdyż tylko podjęcie i jakie takie sprostanie zadaniu
twórczemu przynosi mi króciutką chwilę poczucia wolności, czyli
szczęścia. To mgnienie... dla tego mgnienia się żyje...[...]
3 stycznia skończyłam pisać opowiadanie "Na wsi wesele", a 12 skończyłam je po raz trzeci przepisywać. Na razie mam o tym opinię Anny, która mówi, że to "bardzo piękne", ale jak do wszystkiego, co piszę, i do tego ma stosunek chłodny. Ja znajduję o wiele więcej upodobania w jej twórczosci niż ona w mojej. Sądze, że pisałaby olsniewająco, gdyby mogła życ jak chce i lubi; cóż, kiedy na takie życie nie zarobi, a nadto samochcąc i "na własne żadanie" związała sie z osobą tak diametralnie od siebie różną jak ja. Moje opowiadanie podobało się pani Orłowskiej z radia i w ogóle, ku mojemu zdumieniu, w radiu, gdzie mają to całe czytać w dziewięciu odcinkach. Natomiast pani Wilczkowa, która sama przyjechała, by zabrać to opowiadanie - milczy, snadź w "Czytelniku" nie wiedzą, czy ma się im podobać; tak samo nie podobało się widać w "Twórczości", bo nic mi nie pisnęli, choć przyjęli i już nawet przysłali korektę. Co myślę ja sama? Najpierw, że gdy piszę, osiągam już teraz cośkolwiek tylko nadmiernym wysiłkiem, na pewno skrócającym mi życie. Potem - zaznaję mgnienia ulgi wyzwalającej z przerażenia, że już nie umiem pisać i nie mam nic do powiedzenia. Lecz żadnej w tym już nie ma radości. A że nie daje mi już radości nic prawie na tym świecie, a bez radości niepodobna jest życ - często myślę, że to chyba oznacza bliską podróż do gwiazd".
3 stycznia skończyłam pisać opowiadanie "Na wsi wesele", a 12 skończyłam je po raz trzeci przepisywać. Na razie mam o tym opinię Anny, która mówi, że to "bardzo piękne", ale jak do wszystkiego, co piszę, i do tego ma stosunek chłodny. Ja znajduję o wiele więcej upodobania w jej twórczosci niż ona w mojej. Sądze, że pisałaby olsniewająco, gdyby mogła życ jak chce i lubi; cóż, kiedy na takie życie nie zarobi, a nadto samochcąc i "na własne żadanie" związała sie z osobą tak diametralnie od siebie różną jak ja. Moje opowiadanie podobało się pani Orłowskiej z radia i w ogóle, ku mojemu zdumieniu, w radiu, gdzie mają to całe czytać w dziewięciu odcinkach. Natomiast pani Wilczkowa, która sama przyjechała, by zabrać to opowiadanie - milczy, snadź w "Czytelniku" nie wiedzą, czy ma się im podobać; tak samo nie podobało się widać w "Twórczości", bo nic mi nie pisnęli, choć przyjęli i już nawet przysłali korektę. Co myślę ja sama? Najpierw, że gdy piszę, osiągam już teraz cośkolwiek tylko nadmiernym wysiłkiem, na pewno skrócającym mi życie. Potem - zaznaję mgnienia ulgi wyzwalającej z przerażenia, że już nie umiem pisać i nie mam nic do powiedzenia. Lecz żadnej w tym już nie ma radości. A że nie daje mi już radości nic prawie na tym świecie, a bez radości niepodobna jest życ - często myślę, że to chyba oznacza bliską podróż do gwiazd".
Maria
Dąbrowska "Dzienniki powojenne 1955-1959 t.3", wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Czytelnik, Warszawa 1996, s.464.
Maria Dąbrowska w swoim mieszkaniu,
fot. Lucjan Fogiel/East News
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz