wtorek, 10 lipca 2012

Jak uzasadnić posiadanie biblioteki domowej


"Podoba mi się tu, wśród moich książek. [...] Moja biblioteka jest dla mnie tak podniecająca jak dla niektórych kalendarz Pirelli.[...] Żaden film, zdjęcie nie dadzą mi takiej radości, takiego poczucia bogactwa jak kartkowanie stron. Cichy akt czytania ma w sobie coś wzniosłego, intymnego, porównywalnego do przeżycia seksualnego". Umberto Eco

"Od najmłodszych lat byłem narażony zwykle na dwa (i tylko dwa) rodzaje uwag: „Zawsze musi być twoje (pana) na wierzchu” oraz: „Mówisz (mówi pan) tak, że echo niesie się po dolinie”. Przez całe dzieciństwo sądziłem, że wskutek jakiegoś osobliwego zbiegu okoliczności wszystkie osoby, jakie poznawałem, są głupie. Potem, kiedy osiągnąłem wiek podeszły, przekonałem się, że każda istota ludzka podlega dwóm prawom: pierwsza myśl jest najlepsza, oraz: kiedy już się wpadło na tę myśl, nie przychodzi człowiekowi do głowy, że inni mogli wpaść na nią wcześniej. Mam całą kolekcję tytułów recenzji, napisanych we wszystkich językach wywodzących się z pnia indoeuropejskiego, od „Echo Eca” po „Ta książka odbije się szerokim echem”. Ale podejrzewam, że w tym ostatnim przypadku nie taka była pierwsza myśl redaktora; z pewnością na posiedzeniu kolegium rzucono ze dwadzieścia rozmaitych tytułów, a wreszcie naczelnemu rozjaśniło się oblicze i oświadczył: „Chłopcy, mam świetny pomysł!” Na to współpracownicy: „Szefie, jesteś niesamowity, sypiesz pomysłami jak z rękawa”. „To wrodzone” - odparł bez wątpienia. Nie chcę przez to wcale powiedzieć, że ludzie są banalni. Uznanie czegoś oczywistego za rzecz nową, wymyśloną dzięki boskiemu objawieniu świadczy o świeżości umysłu, entuzjastycznym podejściu do życia i niespodzianek, jakie niesie, o umiłowaniu myśli - choćby nie największej. Nigdy nie zapomnę pierwszego spotkania z wielkim człowiekiem, jakim był Erving Goffman. Podziwiałem go i kochałem za geniusz i głębię spojrzenia pozwalającą mu gromadzić i opisywać najbardziej nikłe odcienie zachowań społecznych, za umiejętność wyłuskiwania najmniej widocznych cech, które uchodziły uwadze innych. Siedzieliśmy przy stoliku przed kawiarnią i po chwili, patrząc na ulicę, Goffman powiedział: „Wiesz, wydaje mi się, że w miastach jest już za dużo samochodów”. Być może nigdy nie przyszło mu to do głowy, gdyż zastanawiał się nad znacznie ważniejszymi rzeczami; nagle doznał olśnienia i miał umysł na tyle świeży, że je wyjawił. Ja, mały snob, zatruty lekturą „Niewczesnych rozważań” Nietzschego, nie wykrztusiłbym tego z siebie, nawet gdyby przyszło mi do głowy. 

Umberto Eco

Drugi wstrząs wskutek nagłego olśnienia przytrafia się wielu osobom, które żyją podobnie jak ja. Mam dosyć bogatą bibliotekę, rzucającą się w oczy, gdy wchodzi się do naszego domu - także dlatego, że nie ma tu nic poza tym. Gość wchodzi i mówi: „Ile książek! Przeczytał pan to wszystko?” Z początku uważałem, że te słowa są charakterystyczne dla osób słabo oswojonych z książkami, przywykłych do widoku półeczki z pięcioma kryminałami i zeszytową encyklopedią dla dzieci. Jednak doświadczenie nauczyło mnie, że słowa powyższe padają także z ust osób pozostających poza wszelkim podejrzeniem. Można by powiedzieć, że zawsze są to osoby, dla których półka to miejsce na książki przeczytane, a biblioteka domowa nie jest narzędziem pracy - ale to nie wystarcza. Uważam, że na widok wielkiej liczby książek ludzi ogarnia pragnienie wiedzy, tak więc nieuniknione jest pytanie, które wyraża niepokój i wyrzuty sumienia. Problem polega na tym, że kiedy cię karcą: „Zawsze musi być twoje na wierzchu!”, wystarczy odpowiedzieć cichym chichotem, a co najwyżej, jeśli chcesz okazać uprzejmość, oznajmić: „Święta racja!” Ale na pytanie dotyczące książek trzeba odpowiedzieć, chociaż zaciskają ci się szczęki, a strumyki lodowatego potu spływają po grzbiecie. Kiedyś stosowałem odpowiedź wzgardliwą: „Żadnej nie czytałem, w przeciwnym razie po co miałbym je tu trzymać?” Ale jest to odpowiedź niebezpieczna, gdyż prowokuje oczywistą reakcję: „A gdzie trzymasz przeczytane?” Lepsza jest standardowa odpowiedź Roberta Leydiego: „O wiele więcej, proszę pana, o wiele”, paraliżuje bowiem przeciwnika i wprawia w stan osłupienia i nabożnej czci. Moim zdaniem jest jednak bezlitosna i grozi wywołaniem stanów lękowych. Obecnie skłaniam się do stwierdzenia: „Nie, to tylko lektury na najbliższy miesiąc, resztę trzymam na uniwersytecie”, gdyż taka odpowiedź z jednej strony sugeruje precyzyjną strategię ergonomiczną, a z drugiej - skłania gościa do przyspieszenia chwili pożegnania".

(1990)

Umberto Eco "Zapiski na pudełku od zapałek. Tom I", przełożył Adam Szymanowski.


4 komentarze:

  1. A po co uzasadniać? Ja mam cztery tysiące woluminów i nikomu nic do tego, a osoby nie czytające uważam za głupie i nie zadaje sie z nimi. Jak poznam nową osobe robie szybkie rozeznanie. Interesueje mnie

    - co czyta

    - Dehnel czy Wisniewski

    - Eco czy Rolling.

    Z osobami lubiącymi Harry Potera nie rozmawiam, bo to bezguście i nieoczytanie wielkie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam felietony Eco, jego styl, ironię i poczucie humoru. Co do samej domowej biblioteczki, zawsze marzyła mi się wielka domowa biblioteka z dużym wygodnym fotelem, w którym mogłabym spędzać całe godziny i czytać, czytać, czytać... Póki co muszę zadowolić się kilkoma regałami i kanapą z IKEI, ale na wszystko przyjdzie czas :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomimo, że jego ksiązki różnią się bardzo jeżeli chodzi o formę i treść, lubię Eco w każdym wydaniu, do wymienionych przez Ciebie cech dorzuciłbym jeszcze "szatańską" inteligencję. Mam podobne marzenia dotyczące biblioteki:) Może jeszcze cos błyśnie, otworzy się i nadejdzie spełnienie. Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń