poniedziałek, 13 maja 2013

„W hołdzie dla Philipa Marlowe’a” Andrzej Stasiuk


 „Z upodobaniem lubi wstawać późno, ale z konieczności musi czasem wstawać bardzo wcześnie. To samo zresztą dałoby się powiedzieć o każdym z nas”. Raymond Chandler o Philipie Marlowe w liście do D. J. Ibbersona

Philip Marlowe jest jedną z kluczowych postaci współczesnej kultury. Używa smith&wessona kaliber.38 z czterocalową lufą i amunicji z pociskiem w miękkim pancerzu. Jego główną cechą jest zmęczenie, ale nigdy nie dowiadujemy się o tym od niego samego, bo jeśli pozwala sobie na autokomentarz, to mówi z ironią. Nie skarży się. Lecz brak snu, alkohol, rzadkie i pospieszne posiłki muszą robić swoje. Wychodzi bez pożegnania, chociaż wie, że może nie wrócić. Ze spokojną rezygnacją przemierza speluny i salony, albowiem posiada wiedzę o tym, że świat pozbawiony jest wyraźnych granic i form. Myślę, że jego umysł skłania się raczej w stronę fizyki niż etyki. Znaczy to tyle, że bardziej interesuje go równowaga świata niż jego sprawiedliwość. W końcu dość swobodnie porusza się na granicy prawa i bezprawia, i często się ześlizguje to na jedną, to na drugą stronę, nie robiąc zresztą zbędnych ceregieli. Czego jak czego, ale przeprosin i usprawiedliwień nie usłyszymy z jego ust. W sposób całkiem naturalny traktuje rzeczywistość jako swoją własność, do której posiada takie same prawa jak inni ludzie. Różni go tylko nieco większe poczucie odpowiedzialności za to, co zastał. Zanim Camus do spółki z Sartre’em wymyślili na siedząco egzystencjalizm, Marlowe już go praktykował. Po prostu wstawał, brał prysznic, szedł do biura, czekał na klientów, a potem wychodził do miasta i próbował coś zrobić, by życie było trochę bardziej możliwe niż zwykle. Przypuszczam, że bez specjalnej nadziei i bez specjalnego powodu. A przynajmniej bez powodu, który domagałby się słów pisanych dużą literą. Moje słowiańskie serce kocha go wierną i beznadziejną miłością. Jest dla mnie najlepszą częścią Ameryki. Poza nim Ameryka ma tylko Faulknera, The Ramones i braci Marx. Ucieleśnia wszystkie te cechy, których Europa nigdy nie umiała wykształcić w zadowalającym stopniu: przede wszystkim brak złudzeń, małomówność i całkowitą odporność na psychoanalizę. Z faktu bycia człowiekiem potrafił wyciągnąć bardzo ludzkie wnioski, które sprowadzają się do stwierdzenia, że jako bezpośredni i jedyni sprawcy dobra i zła jesteśmy odpowiedzialni za to, by jedno i drugie utrzymać w jakiej takiej równowadze. Nic więcej. Ilekroć czytam Dostojewskiego, dla harmonii sięgam zaraz potem po Długie pożegnanie, tak samo jak po łyku alkoholu sięga się po papierosa. Jest to jeden z tych zwyczajnych odruchów, dzięki którym świat się nie rozpada, a osobowość nie ulega dezintegracji. Zamykam oczy i widzę go, jak wychodzi w kalifornijską noc, by z duszą na ramieniu nadstawić karku dla pieniędzy, których często zresztą nie dostaje. I nawet gdy do kogoś strzela, w jego spojrzeniu nie znajdziemy cienia przyjemności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz