środa, 29 maja 2013

"Mam romantyczną słabość do zakonnic"

Katherine Mansfield i jej przyjaciółka
Dorothy Brett, malarka (z lewej)

List Katherine Mansfield do Doroty Brett

Montana, 8 sierpnia 1921 roku 

Przepraszam za ten papier. Jestem na górze i nie mam innego pod ręką. Siedzę na szerokim balkonie, na który wychodzi moja ubieralnia. Jest wczesny ranek, wierzchołki drzew wyglądają, jakby były z polerowanego złota, a lekki wiatr huśta się na gałęziach. Góry po drugiej stronie szerokiej doliny stoją nieruchomo w słońcu; po ich dalekich, sennych szczytach szybują srebrzyste obłoczki. Ale najbardziej lubię patrzeć na głębokie, ostre cienie w rozpadlinach i na zboczach gór; stały się częścią mojej wizji. Nie umiem sobie wystawić, aby można żyć obok piękniejszego i bardziej doskonałego widoku. Przyglądam mu się – z małymi przerwami – od wczesnego ranka do późnej nocy, gdy nietoperze wylatują i ćmy czepiają się włosów... 
Proszę Cię i błagam nie myśl, że aż tak bardzo potrzebne mi są pieniądze. Mogę je zawsze zdobyć. „Mogę pojechać do jakiejś cudownej miejscowości i nadstawiać kapelusza albo sprzedawać maść borną, wartości l pensa, za 2 szylingi i 6 pensów, zdobywając na czysto 2 szylingi i 5 pensów, albo – nie, nie lękam się już o pieniądze. A przy tym zarabiam – suma zarobku zależy od mojej pilności. Obecnie mam 30 funtów długu, a w tej chwili przyszły dwie zakonnice i przyniosły roboty wykonane przez dzieci w klasztorze. Te kochane istoty (mam romantyczną sła­bość do zakonnic), łagodne gołębice w niebieskich kapturach, słodkie, zamknięte w sobie, wyjęły małe wyprawki z ciężkiego pudła i tak je zachwalały, że wydałam 2 funty i 7 szylingów na maleńkie flanelo­we kaftaniczki i fartuszki dla dziecka siostry mojej służącej Ernestyny, którego jeszcze nie ma na świe­cie.
Rachunek rzeźnika na czerwonym papierze jest nie uregulowany – nie będę mogła go teraz zapłacić. Więc widzisz, taka już jestem, jeśli chodzi o pieniądze – nie warto mnie żałować ani mi pomagać. [...]
Muszę skończyć ten list i wziąć się do mojego opowiadania. Nazwałam je „W zatoce”. Pełno w nim (mam nadzieję) piasku, wodorostów i kostiumów kąpielowych porozwieszanych na werandach, sandałów na parapetach okien, drobnych, różowych, „morskich” powoi, kanapek nieco przysypanych piaskiem i wznoszących się fal przypływu. Pachnie rybami (ach, mam nadzieję, że czuć ten zapach!).
Katherine Mansfield, Listy, tłum. Maria Godlewska, Czytelnik 1978, s. 362–364.

Źródło: Płaszcz zabójcy 

2 komentarze: