poniedziałek, 13 maja 2013

"O Hrabalu" Andrzej Stasiuk

A teraz będzie o Bohumilu Hrabalu. Umarł i trudno się do tej myśli przyzwyczaić. Może nawet jest tak, że moje łzawe i słowiańskie serce najzwyczajniej nie ufa realności i nie wierzy w to zdarzenie. Wychodzę przed dom, jest pogodna noc i wszystko sobie trwa w swoim starym kształcie. Gwiazdy świecą, ludzie śpią, ziemia wiruje pewnie, aczkolwiek niezauważalnie, zwinięte w kłębek psy i koty drzemią w swoich zakamarkach i guzik je obchodzi, że kiedyś będzie jakiś kolejny dzień. Jednym słowem zwyczajność sobie hula i świat per saldo nie zmienia się ani na lepsze, ani za bardzo na gorsze. A przecież całe stworzenie, cała widzialność, jednostkowe byty, wszystkie egzystencje i przynajmniej obywatele wyszehradzkiego trójkąta powinni trwać w pomieszaniu i pytać: Jeśli jego nie ma, to kto nas zapamięta? Kto opisze? Kto nas ocali przed bezmyślnym pyskiem kosmosu i analityczną, ezoteryczną paszczą historii, która smak i gust ma wysoce wysublimowany, i jeśli ktoś nie był zapisany, dajmy na to, w „Zeszytach Literackich”, to nie było go w ogóle?  Kto będzie teraz odmawiał tę litanię do wszystkich świętych, w której niepostrzeżenie zjawiają się imiona z książki telefonicznej i nazwiska z powszechnego spisu ludności.

Ale wokół jest cicho jak gdyby nigdy nic. Zupełnie tak, jakby wciąż odjeżdżał ten sam autobus do Kerska z tą samą kobietą, którą kiedyś wziął za niewidomą, a ona tylko szkoliła psy dla ociemniałych. Zupełnie tak, jakby doczesność zmieniła się jakimś cudem w wieczność, zupełnie tak samo, jak podczas tych poranków, gdy żona była już w pracy, a on mógł spokojnie zaczynać dzień od mocnej kawy i kilku papierosów, a świat za oknem zastygał w swej ruchliwej postaci i minuty ogromniały jak baloniki nadęte nieskończonością. Tak było. Wystarczy zajrzeć gdzie trzeba i przeczytać.

Bohumil Hrabal na fotografiach wygląda tak, jakby na nikogo nie czekał, jakbyśmy go akurat przy czymś zastali. Spodnie w paski, wiatrówka na suwak, coś tam wychodzi spod czegoś, na ramieniu podejrzana torba, z której wystaje nie wiadomo co. Przypomina wcielenie wszystkich swoich postaci. Gdyby wszedł pomiędzy nie, byłby nie do odróżnienia. Tak też najprawdopodobniej wygląda jego duch. I czas pewnie nie poradzi sobie z tym wizerunkiem, ponieważ sam wizerunek jest nieskończenie tymczasowy i pokonuje przemijalność jej własną bronią. No bo co może zrobić świat i czas komuś, kto całe życie powtarzał: „W porządku, ja się zgadzam”. Nic mu nie może zrobić, bo to jest egzystencjalne aikido, czyli wykorzystanie energii atakującego przeciwnika. A potem któregoś dnia wchodzę do Gazdy. Jest dziewiąta rano, czarno-biały telewizor nadaje wieści, lecz nikogo one nie obchodzą. Trzech facetów siedzi przy stoliku i popija piasta. Kompozycja jest nieskończenie spokojna i ostateczna, jakby czas o tej dziewiątej, piętnaście kilometrów od słowackiej granicy w kwietniu, nagle przestał płynąć. Przypominają plebejską i ziemską wersję Trójcy Andrieja Rublowa. Jak przystało na świeckie wykonanie, światło obrazu jest właściwie monochromatyczne. Składa się z kilkunastu odmian szarości. Najprawdopodobniej na nic nie czekają. Nie zamieniają ani słowa. Ich obecność jest całkowicie elementarna. I jeślibym miał znaleźć jakiś emblemat dla pisarstwa Bohumila Hrabala, to byłoby to tych trzech siedzących facetów. Nie ma w nich śladu heroizmu, nie ma w nich śladu literackości, nie ma pragnienia, by uzasadniać własną egzystencję. W końcu fundamentem świata nigdy nie były czyny, ale jedynie zwykłe, najzwyklejsze istnienie. I Hrabal, jak nikt inny, potrafił nam to opowiedzieć.

A potem jeden z nich wstał i powoli zaczął się zbierać. Drugi jakby się ocknął, popatrzył na tamtego i powiedział: „Gdzie będziesz szedł?”. Wtedy ten, co wstał, rozejrzał się po knajpie i trochę po świecie i powoli usiadł z powrotem.

2 komentarze:

  1. Absolutnie piękne, to co pisze Stasiuk. Chciałam tu skrobnąć coś mądrego, coś treściwego, ale mam pustkę w głowie, nic prócz tego zachwytu, który wyrazić muszę. Dzięki za ten fragment!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego z reguły nie piszę nic od siebie, trudno coś dodać.

      Usuń