Stanisław Lem |
Olbrzymiość świata, nieprzeliczalna jego
mnogość jest automatycznym regulatorem codziennej zwyczajności, dzięki
niej uzupełniają się pozornie luki i wyrwy, myśl dla własnego zbawienia
odnajduje i scala odległe fragmenty. Religia, filozofia są klejem, wciąż
składamy i zbieramy rozpełzające się w statystykę ochłapy, żeby je
złożyć w sens, jak w dzwon naszej chwały, żeby odezwały się jednym,
jedynym głosem! Tymczasem jest tylko zupa. Matematyczny ład świata to
nasza modlitwa do piramidy chaosu. Na wszystkie strony wystają kawałki
życia poza znaczenia, które ustaliliśmy jako jedyne, a my nie chcemy,
nie chcemy tego widzieć! Tymczasem istnieje tylko statystyka. Człowiek
rozumny to człowiek statystyczny. Czy dziecko będzie piękne czy
brzydkie? Czy muzyka da mu rozkosz? Czy dostanie raka? O tym wszystkim
decyduje gra w kości. Statystyka stoi u naszego poczęcia, ona wylosowuje
zlepki genów, z których tworzą się nasze ciała, ona wylosowuje naszą
śmierć. O spotkaniu kobiety, którą pokocham, o mojej długowieczności, o
wszystkim decyduje normalny rozkład statystyczny, więc może także o tym,
czy będę nieśmiertelny? Może ona staje się czyimś udziałem na ślepo,
przez przypadek, od czasu do czasu, tak samo jak uroda lub kalectwo? A
skoro nie istnieją jednoznaczne przebiegi, skoro rozpacz, piękno, radość
i brzydota są dziełem statystyki, statystyką jest podszyte nasze
poznanie, istnieje tylko ślepa gra, wiekuiste układanie się
przypadkowych wzorów. Nieskończona liczba Rzeczy szydzi z naszego
umiłowania Ładu. Szukajcie — a znajdziecie; zawsze w końcu znajdziecie,
jeżeli będziecie tylko dość żarliwie szukali, statystyka bowiem niczego
nie wyklucza, czyni wszystko możliwym, jedynie mniej lub więcej
prawdopodobnymi. Historia zaś jest ziszczaniem się brownowskich ruchów,
statystycznym tańcem cząstek, które nie przestają marzyć o innym
doczesnym świecie…
— Może i Bóg istnieje tylko czasami? — rzucił niegłośno Inspektor. Pochylił się do przodu i z niewidzialną twarzą słuchał tego, co Gregory z takim trudem wyrzucał z siebie, nie śmiejąc nań spojrzeć.
— Może — obojętnie odparł Gregory. — A przerwy w jego istnieniu są bardzo długie, wie pan?
Wstał, podszedł do ściany i wpatrzył się niewidzącymi oczami w jakąś fotografię.
— Może i my… — zaczął i zawahał się — …i my jesteśmy tylko czasami, to znaczy: raz mniej, niekiedy prawie znikamy, rozpływamy się, a potem nagłym skurczem, nagłym wysiłkiem, scalając na chwilę rozpadające się rojowisko pamięci… na dzień stajemy się …
— Może i Bóg istnieje tylko czasami? — rzucił niegłośno Inspektor. Pochylił się do przodu i z niewidzialną twarzą słuchał tego, co Gregory z takim trudem wyrzucał z siebie, nie śmiejąc nań spojrzeć.
— Może — obojętnie odparł Gregory. — A przerwy w jego istnieniu są bardzo długie, wie pan?
Wstał, podszedł do ściany i wpatrzył się niewidzącymi oczami w jakąś fotografię.
— Może i my… — zaczął i zawahał się — …i my jesteśmy tylko czasami, to znaczy: raz mniej, niekiedy prawie znikamy, rozpływamy się, a potem nagłym skurczem, nagłym wysiłkiem, scalając na chwilę rozpadające się rojowisko pamięci… na dzień stajemy się …
Stanisław Lem „Śledztwo”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s.206.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz