wtorek, 28 maja 2013

"Cóż to za piekło tak kochać życie jak ja!"

Katherine Mansfield
List Katherine Mansfield do Anny Estelli Rice

Baugy, czwartek, 19 maja 1921 roku 

Muszę jeszcze raz napisać do Ciebie, kochana moja, póki jesteś w Paryżu. Gdybym już nigdy nie otrzymała od Ciebie słówka, mogłabym żyć Twoim listem. Zadałaś sobie trud – wiem przecież, co znaczy pisać – i przesłałaś mi kawał Paryża – kompletny – ze sobą samą i ruchem ulicznym (chciałabym być w takim miejscu, gdzie taksówki przejeżdżają ludzi), i marmurowymi parapetami, i sklepami, gdzie widać kiełbasy wśród kwiatów, i z petit dejeuner, i z Wyndhamem Lewisem, i... więc przebiegłam przez Twój list, a potem włóczyłam się po nim powoli, zatrzymując się, podziwiając i kochając; wąchałam wszystko i wszystkiego słuchałam. To był wspaniały dar, Anno – un cadeau superbe pour moi. Kocham Cię za to, czujesz? Musisz czuć. Byłam w Paryżu, a nawet w St. Cloud, gdyż na wieść o Twoim projekcie wynajęcia tam domku, zaczęłam marzyć o sąsiedniej willi. Śliczne są nasze dwa domki – dwupiętrowe z krzakami bzu przy bramie. Zrobiłam w płocie dziurę, przez którą mogę rzucić okiem do Ciebie i rano wyśledziłam małego – robił porządki w ogrodzie. Zawołałam: „Dawidzie!” – odparł dość niedbale: „Co?” Spytałam: „Chcesz przyjść dziś do mnie na podwieczorek?” – odwrócił się i krzyknął w stronę domu: „Ona chce, żebym przyszedł na podwieczorek!” Na to pokazała się w oknie Twoja głowa i powiedziałaś: „No i cóż, chcesz iść?” – Dawid odrzekł: „A co mamy w domu do herbaty?” – Był to przemiły sen. Marzę, aby się spełnił, dopiero byśmy się ubawiły! Wieczorem lampa stałaby na stole w ogrodzie. Widzę całe urocze życie, które obecnie bardziej by mi odpowiadało niż życie kawiarniane.
Mimo to Paryż i Londyn mają swój urok. Dobrze czasami porozmawiać, a ja lubię obserwować i słuchać. Góry działają przygnębiająco w roli sąsiadki przy stole. A jednak kiedy leżę, patrzę na nie całymi dniami, i groza mnie przejmuje... Gdybym je mogła umieścić w noweli – les placer.
W sobotę byłam u największego specjalisty w Szwajcarii, Anno, i dlatego Twój list przyszedł niezwykle w porę – dobrze mi zrobił, zbliżył mię do życia. Po wizycie u tego lekarza krajobraz i wszystko – zmieniło się – oddaliło się trochę. Zawsze sobie wyobrażam, że mi doktor powie: „Polepszenie? Oczywiście! Wkrótce pani wyzdrowieje. Za sześć miesięcy będzie pani zdrowa jak ryba”. Ale mimo że ten pan był bardzo miły, nie chciał powiedzieć nic ponad: „Jeszcze jest nadzieja” – to wszystko. Starałam się wtrącić słowo: guerir [wyzdrowieć], ale mi się nie udało. Mogłam jedynie wyciągnąć z doktora następujące zdanie: „Jeśli pani żołądek będzie w dalszym ciągu trawił, jest jeszcze nadzieja”.
Cóż to za piekło tak kochać życie jak ja! Uważam, że moja miłość wzrasta, zamiast się zmniejszać. Życie mi wcale nie powszednieje – wciąż jest dla mnie cudem. Mam nadzieję, że pozostanę na tym świecie dość długo, aby napisać prawdziwie dobre dzieło. Sprzykrzyli mi się ci obiecujący ludzie, co młodo umierają; nie pragnę powiększyć ich grona. Wobec tego będę w dalszym ciągu pochłaniała jeunes d’oeufs i de la cierne... [żółtka i śmietanę].
Już wieczór. Pewnie zapalają światła na ulicach. Widzę kuliste cienie drzew, ciepłą biel bruku, widzę śpieszących ludzi. A tutaj – góry odbite w jeziorze są sinawe, zimne, tylko same Wierzchołki przykrywa śnieg morelowego koloru. Cudne jest życie. „Żyć – to wystarcza”, mogłabym się prawie z tym zgodzić – ale niezupełnie.

Katherine Mansfield, Listy, tłum. Maria Godlewska, Czytelnik 1978.

Źródło fragmentu: Płaszcz zabójcy 

1 komentarz:

  1. Zbyszekspirze,
    przedwcześnie obwieściłam swój powrót, bo jednak jeszcze nie, jeszcze mnie coś wypycha z monitora w prawdziwy świat, choć zawsze twierdzę, że one obydwa są jednakowo realne.

    piękne zdjęcia opublikowałeś w zakładce ,,stare fotografie" - mam taką samą u siebie :)

    podlewaj paprotkę, żeby się pięknie zieleniła, jak już wrócę :)

    OdpowiedzUsuń