środa, 15 maja 2013

"W obliczu nadciągających zmór"

Stanisław Lem z Pegazem
List Stanisława Lema do Sławomira Mrożka


Klińskie Roztopiszcza, 11 marca 1962 roku

Bracie w Bycie,
przepraszam za brzmienie tego okrzyku wstępnego, ale nastroić pragnąłem lutnię duszy mojej na ton wysoki, i tak mi się jakoś kiksnęło, a żebym miał wykręcać papier z maszyny i od nowa zaczynać – co to, to za nic. Listów Twoich, Treściami tak Naładowanych, że nie wiem, Worek pod moim łożem madejowym. I byłbym Ci ja z miejsca na ostatni Zew Duszy Twej odpisał, wprost mi się palce do klawiatury Żarzyły, ale myślałem, czy Ty czasem po drodze do Warszawki gdzieś do Genewki lub Konstantynopola nie zboczysz. [...]

Ja tu w obliczu nadciągających zmór. Dom cały, niestety, ma być malowany od środka; garaż cementowany; życie zrujnowane. Porządek cichy, powolne Dżynu sączenie obalone na czas jakiś; piszę rozmaite bzdury, a ostatnio zacząłem pisać wiersze, lecz nie we własnym imieniu, a tylko w imieniu Robotów, per procura niejako. Najpierw zapragnąłem, w obliczu nadciągającej zmiany pokoleń (że niby te roboty nas zastąpią), ocalić dla nich bezcenne skarby literatury naszej ojczystej, no więc przekładam (np. „Cóż to za robot, piękny i młody”) – ale potem ruszyłem śmielej:

Idę samotny borem i Lasem
Choć wszędy wicher i słota
I tylko głucho skrzypię zawiasem
Albo o kamień potknę się czasem
Robot – sierota. [...]

A propos mopsa, mamy małego jamnika, wabi się Pegaz, a tamtego pieseczka mamy też. Co robić; to nie ja sprowadzam tę menażerię do domu. Przybądź kiedy. Mam obecnie martini bianco, gin (London Gin), rum jamaica, Arak, który Jaś Sz. przywiózł z Persyi, likier Chartreuse i wodę sodową; w ten sposób doraźnie udaje mi się czasem nieco zmniejszyć Ból i Rozpacz Istnienia, które dławią i męczą, jak o tym mówią słusznie Podania i Klechdy Starych Robotów.

A w ogóle to powinienem był napisać jakoś całkiem inaczej, ale beztalencie rozpościera się u mnie na dziedzinę epistolografii też. Ty, mój drogi, to umiesz prawdziwe listy pisać z takim zimnym ogniem wewnętrznego uwznioślenia ponad szkieletów ludy, że składam i się tylko cieszę na to pośmiertne ich wydanie. Narobi szumku-huczku, spokojna głowa! Kanalizuj te pasje, wciskaj je w koryta Twórczości i przybywaj, Maestro Vitae Ofaidane, na Kliny, gdzie już skowronek śpiewa.

Your Old Robot

1 komentarz:

  1. Tak, trzeba takie rzeczy czytać, koniecznie, koniecznie. Skoro już rodzina zgodziła się na publikację.

    OdpowiedzUsuń