Zanim ukończyłam piąty rok życia, poznałam pierwszy raz strach. Pewnego wiosennego dnia Niania wybrała się ze mną na pierwiosnki. Przeszłyśmy na drugą stronę torów kolejowych i idąc uliczką Shiphay zrywałyśmy je wzdłuż żywopłotów, gdzie rosło ich najwięcej. Potem weszłyśmy przez otwartą bramę i dalej zrywałyśmy kwiatki. Koszyk był już prawie pełny, gdy jakiś człowiek krzyknął głosem ostrym i pełnym złości:
- Co wy tamój robicie?
Wydawał mi się olbrzymem, rozgniewanym i
czerwonym na twarzy. Niania odparła, że nie robimy niczego złego,
zbieramy tylko pierwiosnki.
- Znajdujecie się na cudzym terenie. Jazda
stąd. Jeśli w ciągu minuty nie znajdziecie się za tą bramą, to ugotuję was żywcem!
Trzymałam kurczowo rękę Niani, gdy stamtąd
wychodziłyśmy. Ona nie mogła iść zbyt prędko, a zresztą nawet nie bardzo
chciała, a we mnie strach narastał. Kiedy wreszcie znalazłyśmy się bezpieczne
na ulicy, odczułam taką ulgę, że o mało nie upadłam. Pobladłam i wyglądałam
źle, jak zauważyła nagle Niania.
- Kochaneczko - rzekła łagodnym tonem - nie
myślisz chyba, że on naprawdę mógłby coś takiego zrobić? Nie zamierzał cię
ugotować ani nic w tym sensie.
Pokiwałam głową w milczeniu. Wyobraziłam sobie
wielki gar buchający parą na ogniu i mnie wrzucaną do gotującej się wody. Moje
przeraźliwe krzyki. Wszystko to widziałam straszliwie realnie. Niania przemawiała do mnie uspokajająco.
- Tak się tylko mówi. To rodzaj dowcipu. Nie był to miły osobnik, raczej dosyć nieuprzejmy, nieprzyjemny, ale nie mówił tego poważnie. Po prostu żartował.
- Tak się tylko mówi. To rodzaj dowcipu. Nie był to miły osobnik, raczej dosyć nieuprzejmy, nieprzyjemny, ale nie mówił tego poważnie. Po prostu żartował.
Dla mnie to nie był wcale żart i nawet teraz
gdy wchodzę na jakiś obcy teren, odczuwam lekkie mrowienie wzdłuż kręgosłupa.
Od tamtego dnia do dziś nie zaznałam równie realnej jak tamta grozy. W moich koszmarach nocnych nigdy jednak nie
pojawiło się to właśnie przeżycie. Wszystkie dzieci miewają koszmary i ciekawa
jestem, czy są one efektem „straszenia” ich przez piastunki lub inne osoby, czy
też jakiegoś rzeczywistego wydarzenia z życia. Mój osobisty koszmar związany
był z kimś, kogo nazywałam Uzbrojonym Bandytą. Nigdy o nikim takim nie
czytałam. Nazwałam go Uzbrojonym, bo miał broń, a nie pod wpływem obawy, że
zastrzeli mnie, albo z jakiejś innej przyczyny związanej z tą strzelbą,
przypominającą staroświecki typ muszkietu. Stanowiła ona część jego wyglądu
zewnętrznego, obok, jak mi się teraz wydaje, francuskiego szaroniebieskiego
munduru, pudrowanej peruki z harcapem i pewnego rodzaju trójgraniastego
kapelusza. Sam widok Uzbrojonego Bandyty wzbudzał przerażenie. Sceneria snu
natomiast mogła być najzupełniej zwyczajna - podwieczorek albo przechadzka z
różnymi osobami, a zazwyczaj jakaś miła zabawa. Wtem zgoła nieoczekiwanie
pojawiało się uczucie niepokoju. Był tam ktoś - ktoś, kogo być nie powinno -
okropne uczucie strachu, a potem go widziałam: siedzi przy stole, spaceruje po
plaży, przyłącza się do gry. Jego jasne niebieskie oczy napotykały mój wzrok i
budziłam się krzycząc:
- Uzbrojony Bandyta, Uzbrojony Bandyta!
- Uzbrojony Bandyta, Uzbrojony Bandyta!
- Panience śnił się ostatniej nocy znowu
uzbrojony bandyta - meldowała Niania swoim spokojnym głosem.
- Dlaczego on tak cię przeraża, kochanie? -
pytała matka. - Co może ci zrobić?
Nie wiedziałam, dlaczego mnie przeraża. Później
sen się zmienił. Uzbrojony Bandyta nie zawsze był w tym samym kostiumie.
Czasem, gdy siedzieliśmy wokół stołu, a ja spojrzałam na kogoś z przyjaciół czy
któregoś z członków rodziny, widziałam nagle, że to nie jest Dorothy, Phyllis
czy Monty, matka czy też ktoś inny. Mój wzrok napotykał spojrzenie jasnych
niebieskich oczu w znanej mi twarzy - pod jakże znajomą powierzchownością.
Naprawdę to był przecież Uzbrojony Bandyta.
Agatha Christie "Autobiografia".
Agatha Christie "Autobiografia".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz