sobota, 6 października 2012

Chemia

Graham Greene w swej książce „Nasz człowiek w Hawanie" pisze, że tematem numer jeden rozmów w Hawanie jest seks. Powyższa obserwacja uczyniona przez mistrza prozy katolickiej świadczy, iż Greene nie spędził ani godziny swego życia w Los Angeles. Należy przypuszczać jednak, iż jest to strata najmniej bolesna ze wszystkich, z punktu widzenia hrabstwa Los Angeles. Stendhal w rozdziale poświęconym Irlandii pisze, iż w życiu Irlandczyka postacią najbardziej straszliwą jest ksiądz wkraczający w życie człowieka i niszczący je według swych idiotycznych dogmatów; nad życiem duchowym mych przyjaciół czuwa psychoanalityk. Oczywiście frustracja jest zagadnieniem numer jeden. Ponieważ jednak, jak już pisałem, psychiatra jest ostatecznym autorytetem we wszystkim począwszy od kupna samochodu aż do koloru trumny nie ośmielę się zabrać głosu w tej sprawie. 
Czuję się ogłupiony seksem. Tu każda reklama poparta jest seksualnym symbolem. Siedząc na lotnisku i czekając na swój lot czytam często pismo „Pilot and Plane". Na ostatniej stronie tego pisma widzę ilustrację samolotu Piper Cherokee. Na skrzydle samolotu stoi powabna blondyna, a wiatr owiawszy sukienkę wokół jej smukłych nóg, obnaża w sposób dyskretny, lecz jednoznaczny jej kuszące wdzięki. Podpis: „KOCHANIE. Kiedy pierwszy raz polecisz naszym nowym Cherokee 140 i wylądujesz miękko i bezpiecznie, nie pomyślisz inaczej o Cherokee jak: KOCHANIE". Na drugiej stronie czasopisma artykuł: Sex and the simple engine. Autor badacz, naukowiec, opisuje, co działo się pewnego dnia na lotnisku, kiedy przeszła dziewczyna w minisukience. Mechanik nalał benzyny 92 miast 82; ktoś popatrzył chwilę na dziewczę i obliczył TC (True Cors) 300 zamiast 030, co w konsekwencji miast zaprowadzić go na północny wschód zaprowadziło go na północny zachód. Jeszcze ktoś tam popełnił inną straszliwą omyłkę, która w konsekwencji pozbawiła go licencji pilota. I tak dalej i tak dalej.
Siedząc przed telewizorem widzę setki razy dziennie reklamy rozmaitych środków medycznych, kosmetycznych, spożywczych; każda z nich jest misternie skomponowanym scenariuszem, dowodzącym, iż używanie tego właśnie środka uchroni cię od klęski erotycznej, co w konsekwencji uchroni cię od utraty żony, pracy, przyjaciół; uchroni cię od alkoholizmu, rozpaczy, samotności. Chłopiec z dziewczyną wracają do domu; on chłodno się z nią żegna, a ona idzie do przyjaciółki i powiada: „Uścisk dłoni miast pocałunku". Przyjaciółka skupia się przez chwilę w sobie i wreszcie, z męką wyraziście malującą się na twarzy, powiada: „Czy jesteś pewna, iż twój oddech jest OK?" „Ależ ja myję zęby", powiada nieszczęsna. „To nie wystarcza. Musisz używać - etc. etc."

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ - ZALEDWIE JEDEN TYDZIEŃ PÓŹNIEJ. 

Ta sama dziewczyna z rym samym chłopakiem wracają późno do domu. Tym razem on nie podaje jej ręki, ale namiętnie ją obejmuje i zamyka jej usta długim, przeciągłym pocałunkiem, który wstrząsa do głębi jej jestestwem. Ona poddaje mu się. Zaciemnienie; rozlegają się nad nimi chóry aniołów i my wiemy, my wierzymy, my jesteśmy najszczęśliwsi na świecie wierząc, iż wywiązała się sytuacja, o której rosyjska pieśń ludowa powiada: Pareń diewuszku j... Choczei paznakomiisia... Głos speakera: „Nasz taki a taki produkt uchroni cię od samotnego powrotu do domu". I znowu chóry aniołów. Inna reklama: młodzi mają się ku sobie, on wyciąga ku niej drżącą dłoń, ona podaje mu swoją i nagłe - trzask - on nie trzyma w dłoni jej pięknych szponów, on trzyma... szczotkę. Speaker mówi tonem zagniewanego Pana Boga karcącego Onana: „Czy on chciałby ściskać szczotkę miast twojej dłoni? NIE: Tydzień później: dziewczyna użyła środka zmiękczającego skórę i widzimy, że tym razem on trzyma jej dłoń, aby potem, ruchem szalonym i spragnionym, przytulić jej ciało do siebie i - jak powiadał niezastąpiony Tadeusz Dołęga-Mostowicz - „Ciała ich splotły się w zagadkowy hieroglif natury".
W każdym drugstorze można nabyć publikacje poświęcone życiu erotycznemu samicy ludzkiej. Mój znajomy lekarz nie bez racji powiada, że istnieją tysiące publikacji poświęconych zagadnieniu, w jaki sposób samica ludzka powinna zostać zaspokojona; nie znana mu jest natomiast ani jedna książka wyjaśniająca, w jaki sposób samica ludzka powinna uszczęśliwić mężczyznę. Książki te zostały przeważnie napisane przez lekarzy psychiatrów i oparte są na autentycznych wypadkach; każdy z tych wypadków został opatrzony fachowym komentarzem ze szczególnym uwzględnieniem symboli erotycznych. Książki tego rodzaju rozchodzą się w milionach egzemplarzy, a autorzy ich zarabiają ciężkie pieniądze. O wartości naukowej tych publikacji trudno wyrokować; być może, iż jedna na sto jest rzeczywiście w jakiś sposób pożyteczna. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, iż ta ofensywa seksu, począwszy od reklam mydła i szpilek do włosów, wykorzystywana jest przez cwaniaków, żerujących na tym tak, jak na każdym ludzkim pragnieniu zawsze żerowano. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż za tymi tysiącami publikacji wciąż jeszcze kryją się marzenia o dobrych mężczyznach i kobietach i o tym, co kiedyś nazywano miłością, a co dziś nazywa się już tylko chemią.

Marek Hłasko "Listy z Ameryki".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz