Tak często słyszałem, jak o mnie mówiono, że w końcu gorąco zapragnąłem
się poznać. Wspólny przyjaciel zaproponował, że mnie sobie przedstawi, i
oto znalazłem się - bardzo onieśmielony - twarzą w twarz z sobą samym.
-
Dzień dobry - wykrztusiłem ze ściśniętym gardłem.
- Cześć.
Gestem
wskazałem sobie krzesło.
- Może wina?
- Nie, dziękuję, ostatnimi czasy
staram się ograniczyć picie.
Roześmiałem się. Śmiechem rozpoznawalnym na
kilometr, bardzo ciepłym, bardzo młodzieńczym albo jak utrzymują ci,
którzy mnie nie lubią - "histerycznym".
- Podziwiam moją cudowną
zdolność do ciągłej pracy. Czy zdarza mi się lęk przed pustą kartką? Czy
doświadczam strachu przed bezpłodnością?
- Jestem takim samym
człowiekiem jak inni.
- Istotą niepowtarzalną.
- Niepowtarzalną jak
inni.
Rozmowa ruszyła z kopyta. Bez fałszywej skromności i prawie bez
skrępowania. Publiczność często uważa mnie za nieprzystępnego,
obrażalskiego i poważnego. Ale się myli. Jak większość wielkich ludzi,
pozostałem skromny. I straszliwie ludzki.
- Sam się zastanawiam, skąd ja
biorę te wszystkie moje pomysły. Wzruszyłem ramionami.
- Od innych, oczywiście.
Rozejrzałem się wokół mnie. W mieszkaniu było
dużo przestrzeni i światła. Z pozoru panował tu swoisty nieład, ale z
pewnością podlegał on jakiemuś porządkowi wyższego rzędu. Mnóstwo
książek i pustych butelek. Różne dzieła sztuki upamiętniające
niegdysiejsze przyjaźnie. Fotografie. Pokruszony herbatnik. Napoczęta
rolka papieru toaletowego. Czyżbym mieszkał samotnie?
- Nigdy nie
odczuwam samotności. Nieustannie rozmawiam z sobą samym, ale trzeba
przyznać, że nie mam takiego wykształcenia, inteligencji i takiego
nieposkromionego apetytu na życie jak ja. Mówiąc bez ogródek, czasami
myślę, że jestem ciemniakiem. - Kiedyś dużo czytałem, teraz raczej
oglądam telewizję. Wszystko mi jedno, program piąty czy jedynka, mam
nadzieję, że rozumiem, co chcę przez to powiedzieć.
- Żadnej książki nie
mogę doczytać do końca. To zbyt męczące.
- Śpię więcej, niż czytam.
-
Śpię więcej, niż żyję. Zawsze zgadzam się ze swoim zdaniem. Oto cały
sekret mojego spokojnego snu i wyśmienitego humoru. Ludzie zbyt często
czują się nieswojo we własnej skórze.
- Żyje się tylko raz, lepiej więc
utrzymywać ze sobą dobre stosunki.
- Z ust sobie to wyjąłem. Ale żarty
na bok. Co z kobietami? W moim życiu nie ma kobiet?
- Jestem także
kobietą. Bardzo piękną, inteligentną i sexy. Czasem nawet zaczynam być o
siebie zazdrosny. Na szczęście to mija.
- A zwierzęta? Ani psa, ani
kota, ani złotych rybek?
- Nieprawda. Uwielbiam zwierzęta. Jestem kotem,
psem, złotą rybką. A nawet osłem.
Tu mnie przytkało.
- Zupełnie
zapomniałem, że jestem tym wszystkim. Już nie ta pamięć, to naturalne,
człowiek się starzeje. Mruczę, bo głaszczę sobie kolana. Drapię się po
głowie i macham ogonem. Puszczam bańki w akwarium. Zacieram kopytka,
przygotowując się do napisania dedykacji na stronie przedtytułowej mojej
najnowszej książki.
- Która będzie być może ostatnią - stwierdzam z
naglą powagą.
Piszę: "Mojemu najlepszemu, mojemu jedynemu przyjacielowi,
z podziwem i sympatią." I podpisuję "Ja". Łzy napływają mi do oczu.
Serdecznie ściskam sobie rękę. Patrzcie państwo, jeden "ja" jest mańkutem. Mam coś z Leonarda da Vinci. I już stoję na klatce
schodowej obok drzwi mieszkania i windy. Nogi mi się trzęsą. Więc jestem
tu. Nie odszedłem od siebie. Od czasu tego spotkania nie odstępuję
siebie na krok. To jedyna rzecz, która mnie u siebie męczy. Jestem
sympatyczny i w ogóle, ale jest pewien kłopot. Jak już się przyczepię...
Strasznie jestem namolny.
Roland Topor "Dziennik paniczny".
Zdjęcie: ROLAND TOPOR
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz