wtorek, 23 października 2012

Judy i Kira

Judy jest tak śliczna, iż z punktu widzenia opowiadania nie nadaje się na nic; nie nadaje się poza tym do niczego z każdego innego punktu widzenia, ponieważ ma dwadzieścia sześć lat, troje dzieci i trzy nieudane małżeństwa za sobą; jest ponadto wiecznie na gazie. Judy stanowi wspólne zmartwienie moje, Williama i wszystkich mieszkańców domu.
Judy otrzymuje od rządu sześćdziesiąt dolarów tygodniowo. Ta suma musi starczyć jej i dzieciom. Nie starcza, gdyż Judy pije jak smok, a butelka whisky kosztuje jednak sześć dolarów. Tak więc dzieci Judy latają głodne i bose; czasami karmi je żona Williama, czasami inni ludzie. Teraz Judy usiłowała popełnić samobójstwo; odratowano ją jednak i jest już z powrotem w świetnym humorze. Patrząc czasem na nią i myśląc o jej nieudanym samobójstwie, myślę o opowiadaniu Adolfa Rudnickiego „Pył", którego bohaterka, Kira, również usiłuje popełnić samobójstwo po szeregu nieudanych afer miłosnych. Kira jest młoda, ładna, uganiają się za nią mężczyźni; dziewictwo straciła będąc jeszcze właściwie dzieckiem; jako dojrzała kobieta jedzie w noc wigilijną pociągiem z Warszawy do Łodzi, aby popatrzyć na choinkę, która jej przypomina dzieciństwo.
W filmie włoskiego reżysera Blow-up [Powiększenie Antonioniego], uznanego za arcydzieło i monument myśli ludzkiej widzimy bohatera, długowłosego młodzieńca, mającego doświadczenie erotyczne rozpustnego i bogatego starca; młodzieniec ten pewnego dnia kupuje w antykwariacie drewniane śmigło samolotu; symbol czy też rekwizyt epoki, której nie może pamiętać; do której odnosi się z pogardą i z którą nic go nie łączy. Nie potrafi przy tym wytłumaczyć, po co potrzebne mu jest to śmigło.
W filmie francuskiego reżysera, „Oszuści" widzimy młodzieńca, który ryzykuje życie, aby wybawić kota z opresji, po czym oświadcza zgromadzonym i struchlałym widzom: „Nie cierpię kotów".
Dramat długowłosych ludzi nie jest rzeczą łatwą do zrozumienia. Dramaty młodych ludzi zawsze uderzmy ostrością. Dwudziestoczteroletni Iwan Karamazow prowadził rozmowy z diabłem; młody Werther zastrzelił się z miłości; Fabrycy del Dongo postanowił zamknąć się w klasztorze, aby w ascezie i ciszy znaleźć ukojenie w rozpaczy; Adolf latami nie umiał zdobyć się na zerwanie z kobietą, gdyż nie chciał sprawiać jej bólu; bohater powieści Faulknera odrzuca karierę, stanowisko, następnie możliwość ucieczki przed karą i możliwość samobójstwa, wybierając smutek, który pomoże mu zachować w pamięci ukochaną kobietę; młody Raskolnikow popełnia morderstwo snując asocjację między sobą a osobą Cesarza Francji; Robert Jordan, bohater powieści Hemingwaya, postanawia przed śmiercią polatać trochę z karabinem po polu, wysadzić parę mostów w powietrze i to wszystko po to, aby nie będąc ani komunistą, ani monarchistą, zginąć jak mężczyzna. Dramaty tych wszystkich młodych ludzi mogą nam wydawać się wyjątkowe, nawet sentymentalne, prawdziwe lub nie, lecz uderzają one ostrością. Na czym jednak polega dramat długowłosych? Jest to niewątpliwie dramat ludzi zagadkowych. Kazimierz Brandys napisał kiedyś: „Powiedziano mi, abym poszedł do kabaretu STODOŁA, gdyż tańczy tam zagadkowa młodzież. Nie pójdę. Ja też kiedyś byłem zagadkowy i nikt nie podglądał mnie w czasie tańca".
Judy i Kira należą do jednego pokolenia. Zapoznały się szybko z seksem; mają nawet pewne pojęcia na temat Freuda i wiedzą, iż sen, w którym natrętnie powtarza się motyw wieży Eiffla nie zawiera w sobie elementów religijnych; obie wiedzą, jak zażywać pigułki pozwalające uniknąć zajścia w ciążę; ta cała wiedza nie przydała im się jednak na wiele. Adolf Rudnicki kończy swoje opowiadanie słowami: „Zabiło ją poczucie winy". William odwożący nieprzytomną Judy do szpitala powiedział to samo. I to jest prawda. Zabiło je obie poczucie winy. Jednakże nie wobec społeczeństwa; nie wobec ludzi żonatych, z którymi nawiązywały romanse; nie wobec dzieci, którym odbierały ojców; nie wobec rodziców, którym ich postępowanie przynosiło wstyd. Zabiło je poczucie winy wobec siebie samych: poczucie, że straciły najlepsze lata swego życia w poszukiwaniu przygód, które okazały się w rezultacie mało ciekawe; rozbijały małżeństwa innych ludzi, lecz nie udało im się samym wyjść dobrze za mąż; straciły dużo czasu, pieniędzy i zdrowia nie myśląc o tym, iż w tym samym czasie dojrzewały inne młode kobiety równie głupie, egoistyczne i zimne jak i one, lecz mające nad nimi nieznaczną przewagę młodości.
William powiada, że dla niego najpiękniejszą ze wszystkich książek Faulknera jest książka „Dzikie palmy. William powiada, iż jest to książka prorocza; książka o umiejętności wytwarzania w sobie napięć uczuciowych. Dzisiaj, powiada William, seks jest sprawą wątłego schematu obyczajowego: Ty spotykasz kobietę, opowiadasz jej o swoim nieudanym małżeństwie; ona opowiada ci o nieudanym swoim; idziecie na kolację, idziecie do lóżka - co dalej? Seks był kiedyś ostatnią stacją w pewnej sytuacji; dziś jest początkiem. Seks stanowił „owoc namiętności", poświęcenia, odwagi; człowiek żonaty wiążący się z inną kobietą występował przeciw społeczeństwu, rodzinie i religii. Dzisiaj, powiada William, seks nie zawiera w sobie tych napięć uczuciowych, jakie zawierał niegdyś. Chciałbym dziś zobaczyć autora, który napisałby książkę o człowieku, który po prostu umarł z miłości tak jak Lucjan, tak jak Eleonora. Dlatego „Dzikie palmy" są w jakimś sensie książką proroczą. Być może jest tak istotnie. Jestem szczęśliwy widząc od czasu do czasu nowe tytuły książek poświęconych Faulknerowi. William Faulkner, którego książki w roku 1944 nie były już wznawiane, jest dzisiaj przedmiotem setek publikacji. W książce Faulkner: The Major Years autor podaje w indeksie, iż przy pracy nad tą książką o autorze „Dzikich palm" korzystał z pomocy 34 książek poświęconych Faulknerowi oraz z kilkuset artykułów krytycznych. Zwycięstwo Faulknera wydaje się całkowite. Myślę, iż najciekawszą książką, jaką czytałem w roku ubiegłym, jest „Faulkner na uniwersytecie".

Książka „Papa Hemingway" opowiadająca o ostatnich kilkunastu latach autora ”Śniegów Kilimandżaro” wydaje się zbiorem płaskich anegdot o starzejącym się gadule mówiącym w stylu: „Jedna z moich weneckich dziewczyn", lub opowiadającym o swym wyimaginowanym stosunku z Matą Hari: „Pewnej nocy, jak zwykle, wypierdoliłem ją porządnie..:'
O tym wszystkim mówiliśmy z Williamem do późnej nocy, Głębię i powagę naszych rozmyślań przerwał wesoły śpiew: Roll me over and do it again... To Judy, która dziś rano opuściła szpital po nieudanej próbie pozbawienia się życia, wróciła właśnie do domu z nowym narzeczonym. Patrząc na jego brudne długie włosy mam ochotę mordować i wyć. I mnie również zabija poczucie winy; i również wyłącznie wobec mnie samego. Widzę siebie sprzed lat dziesięciu, ale nie powiem tego Judy. Niech i ona przejdzie sama swoją drogę.
Dramat długowłosych jest reakcją na dramat Williama, który głęboko wierzy, iż spełni się pewnego dnia jego sen; tak mi to przynajmniej tłumaczyła jego żona. Być może jest tak; być może jest zupełnie inaczej. Dramaty ludzi, których twarzy nie można dojrzeć, wydają się chyba każdemu mało ciekawe. Stanowią oni odsetek i trudno rzeczywiście zrozumieć o co im chodzi, ponieważ oni sami tego nie wiedzą. W Polsce, po wojnie, patrzyliśmy wszyscy na dramat ludzi z AK, i to było dla nas zrozumiałe; to pobudzało naszą wyobraźnię; wywoływało w nas uczucia gniewu, miłosierdzia i rozpaczy. W dziesięć lat później patrzyliśmy na dramat rozczarowanych komunistów. Tutaj patrzymy na dramat, co do którego autentyczności ogarniają nas zastrzeżenia. Jest tu bunt przeciw społeczeństwu; lecz bunt wygodny; bunt nie grożący konsekwencjami, i w tym tylko przypomina mi to dramat młodych komunistów, postanawiających zerwać z Partią wtedy, kiedy Partia sama wezwała ludzi do złożenia legitymacji partyjnych.
Bruce, mój inny sąsiad, ma dwadzieścia cztery lata i od dwóch lat jest instruktorem pilotażu. Tak więc ja, starszy od niego o lat dziesięć, jestem jego potulnym uczniem. Bruce jest młodym Amerykaninem o określonych ambicjach i o dużych umiejętnościach. Szkoła, do której uczęszczam, jest jedną z tysiąca prywatnych szkół lotniczych. Bruce, kiedy przyszedł tam po raz pierwszy w swoim życiu, zapytany przez właściciela szkoły, czemu chce się poświęcić, powiedział, iż chce zostać instruktorem pilotażu. Na zapytanie, kto zapłaci za jego kurs, Bruce odpowiedział: „Pan". Wyśmiany przez właściciela, powiedział: „OK. Zabiję kogoś i przyniosę panu pańskie wszawe trzy tysiące". Właściciel powiedział: „W jego twarzy było coś takiego, iż musiałem mu uwierzyć, i Bruce odwalił cały kurs za darmo, a teraz pracuje dla mnie. To jest mój najlepszy instruktor". Bruce jest zimny i odważny i kocha latanie. Ale nie ma w sobie bezmyślności wobec niebezpieczeństwa i nigdy nie naraża swych uczniów. Zapytany przeze mnie, co myśli o dramacie długowłosych, Bruce powiedział: „Ich rodzice zarabiają forsę, dają im samochody i pieniądze na szkołę, więc czegóż można od nich żądać? Ja bym ich chciał zobaczyć na moim miejscu: uczyć kretyna, jak m latać, i dostawać za to siedem dolarów za godzinę. Keep the nose down, Marek". Bruce ma świetną metodę uczenia ludzi; jeśli ktoś na przykład przechyla samolot ponad sześćdziesiąt stopni na skrzydło, co jest zabronione w czasie lotów treningowych, Bruce zrzuca ręce ucznia ze steru z taką siłą, że to się musi pamiętać; po czym, po locie, wpisuje w książkę lotów: „Uczeń wykazuje dużą poprawę". I tak jest do następnego razu. Bruce należy do tego samego pokolenia co Judy i Kira. Bruce ma dziecko; Bruce wie, że za ileś lat pracy zarabiać będzie dostatecznie dużo, aby znaleźć wiele wolnego czasu dla siebie; czas ten prawdopodobnie przeznaczy na dodatkowe latanie, ale to już jego sprawa. William i Bruce nie lubią się nawzajem. William nazywa Bruce'a robotem; Bruce'a opinia o Williamie jest równie mało skomplikowana. William powiada, że Bruce jest typowym przykładem amerykańskiej arogancji. „Jeśli ja mu powiem, że gdzieś w Chinach jest piękne jezioro, Bruce nawet nie pozwoli mi skończyć i powie, że to nic w porównaniu z jeziorem w Michigan, nad którym leciał w zeszłym tygodniu" - powiada William. Bruce na to wszystko odpowiada warknięciem: „To jest mój dom". Być może, iż nie jest to wiele warte jako wkład do nauki poznania świata; ale któż z nas powie kiedyś te słowa? Dom jest czymś, co akceptujemy; wraz z niewygodami, z ciotką neurasteniczką; ze scenami małżeńskimi; z chorobami, kłótniami i przeprosinami. Tak samo Bruce akceptuje ten piękny kraj i jego siłę; jego dobrych i złych ludzi; jego wielkie i słabe momenty. Jego akceptacja nie wynika z bezmyślności, o którą wszyscy tak chętnie posądzają Amerykanów; jego akceptacja wynika z faktu, iż Bruce uważa, że nie ma powodu, aby on sam uważał siebie za mądrzejszego od wszystkich ludzi rządzących tym pięknym krajem. Jeśli nawet Bruce jest tylko małym kółkiem w tej olbrzymiej maszynie; jest on kółkiem piekielnie znającym swą wartość.

Marek Hłasko "Listy z Ameryki".

1 komentarz:

  1. uwielbiam ,,Dzikie palmy", chyba nawet bardziej od ,,Światłości...", bo ,,Dzikie palmy" niosą pozytywne przesłanie. zgadzam się z Wiliamem również odnośnie tego, co mówi o seksie. wszechobecność tego tematu w kulturze masowej, pornografia itp. odbierają nam połowę przyjemności, trywializują jedną z fajniejszych rzeczy w naszym życiu.

    OdpowiedzUsuń