wtorek, 30 października 2012

Ucieczka przed śmiercią

Katherine Mansfield i John Middleton Murry

26 stycznia 1922 

[...] Pewna jestem, że rozmyślania są najlepszym lekarstwem na chorobę mojej duszy, to jest na brak kontroli nad sobą. Mam bardzo wrażliwy umysł, który wszystko chłonie, i dlatego tak łatwo daje się ponieść i przygnębić.

27 stycznia 1922

[...] Cały dzień cierpiałam. Wszystko mnie bolało, ledwie mogłam to wytrzymać. Nie mogę uwierzyć, że wyjadę w poniedziałek.

28 stycznia 1922

Wprost nieprawdopodobne są te przygotowania do ucieczki. Jedyny sposób, aby zachować spokój, to grać w karty. siedzimy z J. naprzeciwko siebie. Czuję, że jesteśmy sobie bardzo bliscy. Gramy. Śmiejemy się, wszystko, wydaje się, nas łączy i tak jest dopóki gramy. Dziwne uczucie...

29 stycznia 1922

[...] Uporządkowałam papiery; darłam i niszczyłam bezlitośnie, sprawia mi to zawsze wielką przyjemność. Za każdym razem, gdy wybieram się w podróż, przygotowuję się do niej jak na śmierć. Gdybym nawet nigdy nie wróciła, wszystko będzie w porządku. Życie nauczyło mnie tego. [...] Prawie przez cały dzień graliśmy z J. w karty. Czuję jak bardzo się kochamy, najczulszą, tkliwą miłością. Oby to się nigdy nie zmieniło!

30 stycznia 1922

W niedzielę padał ogromny śnieg. W poniedziałek był pierwszy prawdziwie piękny dzień zimowy. Nasze szczęście z J. doszło chyba tego dnia do szczytu; mieliśmy wrażenie, że nie możemy być szczęśliwsi, jak w owej chwili, gdy siedzieliśmy na balkonie sypialnego pokoju lub jechaliśmy sankami przez zaspy śnieżne. Taki był piękny przechadzając się z gołą głową, z rękami w kieszeniach. Zważył się, waga jego wynosi sześćdziesiąt trzy i pół kila. W poczekalni kolejowej była fisharmonia. Pocałunek nasz na pożegnanie krótki, ale nie pośpieszny, po czym odjechałam.

Droga do Sierre była przepiękna. Zastanawiałam się nad tym, że może po raz ostatni patrzę na te ośnieżone krzaki, na bezlistne drzewa... "Brak mi bułeczek".

31 stycznia 1922

Podróżowanie jest rzeczą okropną. Wszystko na kolei jest brudne, pociąg niemożliwie trzęsie, tunele są piekielnym wymysłem. Boję się podróży.

Przyjechałyśmy późno do Paryża, ale widok na miasto wynurzające się z wody, był bardzo piękny. W nocy wyjrzałam i zobaczyłam ludzi z latarkami. Hotel, jak zwykle, brudny: obierzyny z owoców, papiery, obuwie, wystawione przed drzwiami, śmiecie i opryskliwość. wieczorem widziałam się z Manuchinem. Lecz w drodze do niego, może nawet wcześniej, zdałam sobie sprawę, że robię to bez przekonania. Byłam w rozterce, złai bez odwagi. Potem między L.M. i mną wybuchła jedna z naszych sławetnych kłótni. Następnie przez pomyłkę weszłam do innego domu. Muszę zapamiętać, że gdy zadzwoniłam, usłyszałam, jak ktoś za drzwiami uciekł ze śmiechem. M. ma za tłumaczkę kulawą dziewczynę. Powiedział mi przez nią, że może mnie zupełnie wyleczyć, ale ja w to nie wierzę. Nagle wszystko wydało mi się nieważne i wstrętne. [...]

Katherine Mansfield "Dziennik", tłumaczyła Teresa Tatarkiewiczowa, Czytelnik, Warszawa 1985, s. 258-261.

3 komentarze:

  1. jakoś nie mogę się dopatrzyć ,,ladacznicy" na żadnym z jej zdjęć ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Virginia widziała w niej rywalkę, tak w kobiecie jak i w pisarce. Katherine była poza tym biseksualna, może w tym należy szukać powodu do nazywania jej ladacznicą.

      Usuń
  2. o biseksualności Virginii wiedziałam, ale o Katherine nie. ale to by tłumaczyło tę skomplikowaną relację, w której niechęć miesza się z wzajemną fascynacją.

    OdpowiedzUsuń