wtorek, 9 października 2012

Listy pisarzy - Franz Kafka

Felice Bauer
Listy Franza Kafki do ukochanej Felicji

15 XI 1912

Ty, owo "Ty" nie jest jednak taką pomocą, jak myślałem. I dzisiaj, a więc już następnego dnia, zawodzi. Powinienem wszakże móc być spokojnym i cóż mogłoby być bardziej wytłumaczalne jak to, że dzisiaj nie będę miał listu. Ale cóż ja robię? Biegam po korytarzach, każdemu woźnemu patrzę na ręce, wydaję niepotrzebne polecenia tylko po to, żeby móc kogoś posłać specjalnie na dół do poczty (bo ja jestem na czwartym piętrze, nadchodząca poczta jest rozdzielana na dole, nasi listonosze są niepunktualni, poza tym mamy wybory zarządu, korespondencja nadchodząca jest olbrzymia i zanim w stercie głupstw odnajdzie się list od Ciebie, ja na górze mogę umrzeć z niecierpliwości), w końcu nie dowierzając całemu światu, sam zbiegam na dół i oczywiście nic nie znajduję, bo gdyby coś nadeszło, zostałoby mi doręczone tak szybko, jak tylko jest to możliwe, ponieważ trzy osoby zobowiązały się wobec mnie, że Twoje listy będą mi przynosić na górę przed wszelką inną pocztą (...).

17 XI 1912

Ukochana, Najukochańsza, ja, całkiem i doszczętnie potępiony, mogę się więc poszczycić, żem z Ciebie zdrowej uczynił chorą. Oszczędzaj się, posłuchaj mnie, oszczędzaj się, to, com  w stosunku do Ciebie zawinił, wybacz mi dla mojej do Ciebie miłości! I ja śmiem robić Ci wyrzuty z powodu Twojego niepisania, i tak bardzo się zagrzebuję we własnym niepokoju i własnej tęsknocie, aż wcale nie czuję, że Ty jesteś chora, lecz snuję śmieszne domysły, że jesteś może na próbach lub w towarzystwie. Naprawdę, gdyby dzieliły nas kontynenty i Ty mieszkałabyś gdzieś w Azji, nie moglibyśmy być bardziej pozbawieni łączności. Każdy Twój list jest dla mnie nieskończony, i choćby był zupełnie mały (Boże, jak mi się wszystko obraca w pozorne wyrzuty, Twój list dzisiejszy nie jest mały, jest dokładnie tysiąc razy dłuższy, niż na to zasługuję), czytam go aż do podpisu, znowu zaczynam od początku, i tak to najpiękniej idzie w kółko. Ale wreszcie muszę jednak zrozumieć, że on się w pewnym punkcie kończy, że wstałaś od niego i odeszłaś, dla mnie w jakąś ciemność. Wtedy człowiek chciałby tłuc głową o ścianę (...).


27 XI 1912

Najdroższa, dlaczego tylko listy kończyć pocałunkami, skoro same listy tak są wszakże nieważne i wobec Twojej utęsknionej, a jednak niewyobrażalnej obecności papier i pióro uleciałyby w to nic, którym już teraz są też faktycznie. Naprawdę, Felice, gdy tak siedzę tu w nocy sam, a pisanie, jak dziś i wczoraj, nie idzie mi szczególnie dobrze - toczy się ono jakoś mętnie i obojętnie i tylko na krótkie momenty rozświetla je niezbędna jasność - i gdy w tym stanie, bynajmniej nie najlepszym, usiłuję wyobrazić sobie nasze ponowne spotkanie, chwilami się boję, że Twojego widoku, czy to na ulicy, czy w biurze, czy w Twoim mieszkaniu, nie wytrzymam, nie wytrzymam, jeśli mieliby mi się przypatrywać inni ludzie albo nawet tylko Ty sama, i że wytrzymanie Twojego widoku tylko wtedy będzie dla mnie możliwe, gdy będę tak rozproszony i bujający w obłokach, że nie będę zasługiwał na to, by stanąć przed Tobą. Ale na szczęście Ty nie jesteś posągiem, lecz żyjesz, żyjesz bardzo intensywnie, może gdy podasz mi wtedy rękę, wszystko będzie dobrze i moje oblicze wkrótce nabierze znowu ludzkiego wyglądu (...).
Tylko, proszę, żadnych niespokojnych snów! Robię w myśli obchód dokoła Twojego łóżka i nakazuję ciszę. A gdy już tu zaprowadziłem porządek i może jeszcze jakiegoś pijaka przepędziłem z Immanuelkirchstrasse, wracam, także we własnym wnętrzu bardziej uporządkowany, do swojego pisania, a może już nawet do spania.
Pisz mi jednak zawsze, Najdroższa, co akurat robiłaś w tym mniej więcej czasie, w którym pisane były moje listy. Wedle tego będę potem kontrolował swoje przeczucia, Ty będziesz w miarę możliwości zbliżać fakty do moich przeczuć, i czy byłoby potem rzeczą tak nieprawdopodobną, żeby po wielu próbach jedne i drugie w końcu się pokrywały, stając się jedną wielką rzeczywistością, której zawsze jest się pewnym? - Teraz więc wybija na wieży dokładnie godzina pierwsza według czasu praskiego.
Adieu, Felice, adieu! Jak to się stało, że nosisz to imię? I nie odlatuj! to mi tak jakoś nagle przyszło na myśl, może z powodu słowa adieu, w którym jest taka lotność. Musiałaby to być, myślę sobie, wyjątkowa przyjemność, odlecieć wysoko, jeśli można by się dzięki temu uwolnić od wielkiego ciężaru, który na człowieku się uwiesił, jak ja na Tobie. Nie pozwól, by skusiła Cię ulga, która się do Ciebie uśmiecha. Trwaj w złudzeniu, że jestem Ci potrzebny. Nie wmyślaj się w to głębiej. Bo widzisz, Tobie to przecież nie wyrządzi żadnej szkody; jeśli kiedyś będziesz chciała się mnie pozbyć, zawsze znajdziesz dość sił, żeby to zrobić, ale póki to nie nastąpi, jesteś dla mnie darem, o jakim nawet nie marzyłem, że go znajdę w tym życiu. Tak to jest, nawet jeśli we śnie z powątpiewaniem kręcisz głową.


Franz

Jest późna noc. Nie będę też mógł już dzisiaj napisać tego, co najważniejsze. Dokładnych informacji o sobie, jakich się domagasz, najdroższa F., nie mogę Ci udzielić; mogę Ci je dawać tylko wtedy, gdy biegnę za Tobą w Ogrodzie Zoologicznym, Ty w każdej chwili gotowa odejść zupełnie i na zawsze, ja - paść na ziemię przed Tobą; jedynie w takim upokorzeniu, że głębiej nie może być upokorzony nawet pies, mogę to zrobić. Teraz tylko tyle mogę powiedzieć, jeśli zadajesz mi to pytanie: Kocham Ciebie, F., aż do granic moich sił, co do tego możesz całkowicie mi ufać. Ale poza tym, F., ja siebie nie znam całkowicie.
Przeżywam niespodzianki i rozczarowania raz po raz, bez przerwy. Myślę, że te niespodzianki i rozczarowania będą istnieć tylko dla mnie, dołożę wszelkich sił, by do Ciebie dopuszczać jedynie dobre, najlepsze niespodzianki mojej natury, za to mogę ręczyć, ale nie mogę ręczyć za to, czy mi się to zawsze uda. Jak mógłbym za to ręczyć wobec całej tej plątaniny moich listów, które otrzymywałaś ode mnie w ciągu tego długiego czasu? Niewiele byliśmy razem, to prawda, ale nawet gdybyśmy byli dużo więcej przebywali ze sobą, byłbym Cię błagał (o rzecz wówczas co prawda niewykonalną), żebyś mnie oceniała na podstawie moich listów, a nie na podstawie bezpośredniego doświadczenia. Możliwości, które tkwią w moich listach, te możliwości są także zarówno złe, jak dobre; bezpośrednie doświadczenie ukazuje tylko zarys, a w moim przypadku ukazuje go ponadto w niekorzystnym świetle. Że ja, prosząc Cię o to, w najmniejszej nawet mierze nie chcę Ciebie przez to zwabić, to na pewno przyznasz, gdy przypomnisz sobie niektóre moje listy.
Poza tym jednak myślę, że to niewykończenie mojej natury, ta jej zmienność, która może ją popychać i w dobrym, i w złym kierunku, wcale nie musi być decydująca dla szczęścia Twojej przyszłości ze mną; Ty wcale nie musisz być bezpośrednio wystawiona na jej działanie, Ty nie jesteś niesamodzielna, F., Ty może, albo raczej zupełnie na pewno, masz chęć stać się niesamodzielną, ale jest to chęć, której nie będziesz chyba ulegać stale. Tego byś nie mogła.
Ale na Twoje ostatnie pytanie, czy jest dla mnie możliwe wziąć Ciebie tak, jakby nie było tego, co było między nami przedtem, mogę tylko powiedzieć, że nie jest to dla mnie możliwe. Natomiast jest dla mnie możliwe i, co więcej, konieczne, wziąć Ciebie ze wszystkim, co było, i trzymać Cię aż do utraty przytomności.

1 komentarz:


  1. zaczęłam się zastanawiać, co jest lepsze: kochać czy być kochaną.
    po lekturze tego listu już sama nie wiem :)

    jak fajnie, że jest ten blog!

    OdpowiedzUsuń