piątek, 26 października 2012

Przypilnuj, aby wszystkie jego wyobrażenia były mgliste

Mój drogi Piołunie

Z wielką przykrością dowiaduję się, że twój pacjent został chrześcijaninem. Nie łudź się nadzieją, że unikniesz zwykłych w takich wypadkach kar; przypusz­czam, że w momentach powodzenia taka ewentualność nie przyszłaby ci nawet na myśl. Tymczasem musimy wykorzystać sytuację do ostatnich możliwości. Nie ma potrzeby rozpaczać. Setki tego rodzaju dorosłych konwe­rtytów po krótkim pobycie w obozie Nieprzyjaciela udało się odzyskać i obecnie znajdują się u nas. Na razie wszystkie nawyki pacjenta, zarówno umysłowe jak i ciele­sne, są w dalszym ciągu dla nas korzystne.

W tej chwili jednym z naszych wielkich sprzymie­rzeńców jest sam Kościół. Lecz nie zrozum mnie źle. Nie mam na myśli takiego Kościoła, jak my go widzimy, roz­postartego wszędzie w czasie i przestrzeni, zakorze­nionego w wieczności, groźnego jak armia z rozwinięty­mi sztandarami. Przyznaję, że to jest widok, który niepo­koi naszych najodważniejszych kusicieli. Na szczęście jest to zupełnie niewidoczne dla tych ludzkich istot. Wszystko, co twój pacjent widzi, to na wpół wykończona pseudogotycka budowla, wzniesiona na miejscu świeżo zajętym pod budowę. Wchodząc do wnętrza, spostrzega miejscowego kupca z układnym wyrazem twarzy, za­chwalającego lśniącą książeczkę, zawierającą liturgię, której żaden z nich nie rozumie, oraz inną, tandetną książczynę, zawierającą zniekształcony tekst szeregu pieśni religijnych, w większości lichych i do tego pi­sanych bardzo drobnym drukiem. Gdy siada w swej ławce i spogląda wokół siebie, widzi właśnie galerię tych sąsiadów, których do tej pory unikał. W nich powinieneś znaleźć sprzymierzeńców. Spraw, by myśl jego wędro­wała tam i z powrotem pomiędzy takim wyrażeniem jak Ciało Chrystusowe a twarzami ludzi z najbliższej ławki. To oczywiście jest mało ważne, jakiego rodzaju ludzie naprawdę siedzą w tej ławce. Ty sam możesz orientować się, że któryś z nich jest wielkim wojownikiem po stronie Nieprzyjaciela. To nie szkodzi. Twój pacjent, dzięki Na­szemu Ojcu z Otchłani, jest głupcem. Byle tylko niektórzy z tych sąsiadów śpiewali fałszywym głosem lub mieli skrzypiące buty, podwójny podbródek albo dziwaczną odzież, pacjent twój z łatwością nabierze przekonania, że wobec tego religia ich musi być w pewnym stopniu nie­dorzeczna. Jak widzisz, w obecnym stanie pacjent wyro­bił sobie wyobrażenie o "chrześcijanach", które uważa za uduchowione, lecz faktycznie jest ono w wysokim stop­niu powierzchowne, zaczerpnięte ze starych obrazów. Je­go wyobraźnia roi się od tóg, sandałów, zbroi i ob­nażonych goleni, a prosty fakt, że inni ludzie w kościele noszą strój nowoczesny, jest dla niego prawdziwą, cho­ciaż oczywiście nieuświadomioną trudnością. Nigdy nie dopuść, aby się w tym zorientował. Nie pozwól mu ni­gdy zadać sobie pytania, czego oczekiwał on po ich wyglądzie. Przypilnuj, aby wszystkie jego wyobrażenia były mgliste, a będziesz się miał czym zabawiać przez całą wieczność, wytwarzając w nim ten szczególny rodzaj jasności, której dostarcza Piekło.

Wykorzystaj więc, ile możesz, chwile rozczarowania lub depresji, które niewątpliwie przyjdą na pacjenta pod­czas jego pierwszych tygodni przynależności do Ko­ścioła. Nieprzyjaciel dopuszcza takie rozczarowanie na progu każdego ludzkiego zamierzenia. Zjawia się ono, kiedy chłopiec, oczarowany niegdyś w dziecinnym poko­ju opowiadaniami z Odysei, zamierza na serio uczyć się greki. Zdarza się zakochanym, którzy się pobrali i stają przed realną perspektywą wspólnego życia. W każdej dziedzinie życia znaczy ono przejście od marzycielskich aspiracji do pracowitego działania. Nieprzyjaciel podejmuje to ryzyko, gdyż ma On osobliwą fantazję czynienia z tej wstrętnej, nikczemnej ludzkiej gawiedzi swych, jak On to nazywa "wolnych" wielbicieli i sług; "synowie" - to określenie, którego używa, mając dziwaczne a upor­czywe upodobanie w degradowaniu duchowego świata przez Swe nienaturalne związki z dwunożnymi zwie­rzętami. Szanując ich wolność, nie chce ich doprowadzać jedynie uczuciem i przyzwyczajeniem do któregokolwiek z celów, jakie przed nimi stawia. Pozostawia ich, by "u­czynili to sami z siebie". I tu jest dla nas okazja. Ale pamiętaj, że w tym kryje się także dla nas niebezpieczeństwo. Jeśli raz przebrną pomyślnie przez tę po­czątkową oschłość, stają się o wiele mniej zależni od uczuć, a przeto znacznie trudniejsi do kuszenia.

Pisałem dotychczas zakładając, że ludzie siedzący w pobliskiej ławce nie dostarczają racjonalnej podstawy do rozczarowania. Naturalnie, jeśli jest przeciwnie, jeśli pacjent wie, że kobieta w dziwacznym kapeluszu jest fanatyczną brydżystką, lub mężczyzna w skrzypiących butach - sknerą i zdziercą, wówczas zadanie twoje jest o wiele łatwiejsze. Wszystko, co masz wówczas do zro­bienia, to strzec jego myśli przed pytaniem: "Jeśli ja, będąc tym, czym jestem, mogę w pewnym sensie uważać siebie za chrześcijanina, dlaczego wady tamtych ludzi z pobliskiej ławki miałyby dowodzić, że ich religia jest jedynie hipokryzją i konwencją?" Może zapytasz, czy jest to możliwe, by nie dopuścić nawet tak oczywistej myśli do ludzkiej świadomości. Jest możliwe Piołunie, jest. Po­kieruj nim odpowiednio, a po prostu nie przyjdzie mu to do głowy. Nie obcował on jeszcze dość długo z Nieprzy­jacielem, aby mógł już nabyć prawdziwej pokory. To, co on mówi o swojej grzeszności, nawet na klęczkach, jest tylko bezmyślnym naśladowaniem. W gruncie rzeczy jest on w dalszym ciągu przekonany, że pozwalając się nawrócić otworzył bardzo korzystne konto w księdze bu­chalteryjnej Nieprzyjaciela, i uważa, że w ogóle okazuje wielką pokorę i uniżoność chodząc do kościoła z tymi "zadowolonymi z siebie", pospolitymi ludźmi. Utrzymuj go w tym przekonaniu, jak długo tylko możesz.

Twój kochający stryj

Krętacz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz