|
Vladimir Nabokov |
“Kiedy pisarz zasiada do tworzenia swej
rekonstrukcji, doświadczenie podpowiada mu, czego unikać w chwilach
dotykającej nawet największych przejściowej ślepoty, kiedy to pokryte
brodawkami, tłuste chochliki konwencji lub zwinne skrzaty, zwane „watą”
usiłują wdrapać się po nogach biurka. Płomienny
wostorg* wykonał swe zadanie i teraz zakłada okulary spokojne
wdochnowienije**.
Stronice pozostają wciąż puste, ale mamy cudowne poczucie, że wszystkie
potrzebne słowa są na podorędziu i, zapisane sympatycznym atramentem,
hałaśliwie domagają się wydobycia na światło dzienne. Możesz, jeśli
chcesz, pracować nad dowolną partią obrazu, bo pojęcie sekwencji,
kolejności w gruncie rzeczy dla autora nie istnieje.
Kolejność bierze się stąd, że słowa muszą być zapisane jedno po drugim
na kolejnych stronach, tak jak umysł czytelnika musi mieć czas, by
przedrzeć się przez książkę, przynajmniej przy pierwszej lekturze. Czas i
następstwo zdarzeń nie może istnieć w umyśle autora, bo żaden element
czasu ani przestrzeni nie rządził pierwotną wizją. Gdyby umysł podążał
po dowolnych liniach i gdyby książkę dało się czytać tak, jak ogląda się
obraz, to znaczy bez obowiązku wodzenia wzrokiem z lewa na prawo i bez
uwzględniania absurdalnego ładu początków i końców, byłby to idealny
sposób odbioru powieści, ponieważ tak widział ją autor w chwili rodzenia
się jej koncepcji.
A zatem jest już gotów, by ją napisać. Ma wszystko,
co niezbędne. Jego wieczne pióro jest napełnione, w domu panuje cisza,
tytoń i zapałki leżą w zasięgu ręki, noc jest młoda… Zostawimy go w tej
przyjemnej sytuacji i wyjdziemy po cichutku, zamkniemy za sobą drzwi i
odchodząc, przegonimy spod domu potwora ponurego zdrowego rozsądku,
który gramoli się po schodach, utyskując, że książka nie jest dla
przeciętnego czytelnika, że nigdy, przenigdy się… I właśnie wtedy, zanim
zdrowy rozsądek zdąży wypluć z siebie to słowo – s, p, rz, e… , należy
go zastrzelić.”
* uniesienie
** odzyskanie
Vladimir Nabokov, Wykłady o literaturze, Muza SA, 2005, s. 479-480.
Pierwszy akapit jakoś ciężko mi się czytało.
OdpowiedzUsuńDrugi jednak jest świetny.
Przepyszny tekst. ... pokryte brodawkami, tłuste chochliki konwencji lub zwinne skrzaty, zwane „watą” Iluż autorów nie potrafi pogonić ich z nóg biurka. No i ostatni akapit ... Cymes :D
OdpowiedzUsuń