niedziela, 27 maja 2012

Pisarze o pisaniu (8) - Paul Auster

Paul Auster
"Pewnej nocy [...], kiedy leżałem w łóżku, walcząc z bezsennością, przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Może nie pomysł, ot, myśl, skromny wątek. Tamtego roku czytałem bardzo dużo kryminałów, napisanych głównie przez ludzi z amerykańskiej szkoły dosłowności. Były dla mnie znakomitym lekarstwem, balsamem na stres i chroniczne leki, poza tym zacząłem podziwiać niektórych autorów. Najlepsi z nich okazywali się pokornymi, rzeczowymi pisarzami, mieli znacznie więcej do powiedzenia o życiu w Ameryce niż tak zwani poważni literaci, a przy tym często budowali zręczniejsze, bardziej dosadne zdania. Jednym z typowych pretekstów zawiązania akcji było samobójstwo, które okazywało się morderstwem. Zwykle postać z powieści umierała ostentacyjnie z własnej ręki, by pod koniec historii, po wielu zagmatwanych zwrotach intrygi, wyszło na jaw, że winny śmierci jest czarny charakter. Pomyślałem: a dlaczego by nie zmienić kolejności i nie postawić tego na głowie? Dlaczego nie zaproponować opowieści, w której ewidentne morderstwo okazuje się samobójstwem? O ile wiedziałem, nikt tego jeszcze nie zrobił.

Była to oczywiście czcza spekulacja, myśl, jaka może postać w głowie o drugiej w nocy, nie mogłem jednak zasnąć i gdy serce zaczynało mi bić coraz żwawiej, podążyłem za tamtą myślą i dla uspokojenia wyobrażałem sobie dalszy ciąg opowieści. niczym nie ryzykowałem, chciałem po prostu ukoić skołatane nerwy, ale nim zasnąłem, układając kolejne elementy zagadki, wykoncypowałem główny zarys powieści kryminalnej.

Następnego ranka doszedłem do wniosku, że napisanie tej powieści to zupełnie niegłupi pomysł. Oczywiście miałem inne rzeczy do roboty. Od miesięcy nie napisałem zdania godnego uwagi, nie mogłem znaleźć pracy, konto w banku zaczynało świecić pustkami. Gdyby udało mi się wysmażyć stosunkowo dobry kryminał, wtedy z pewnością wpadłoby mi do ręki kilka dolarów. Nie marzyłem już o worach złota. Wystarczała mi godziwa zapłata za uczciwy dzień pracy, szansa przeżycia.

Do pracy wziąłem się na początku czerwca i pod koniec sierpnia miałem już gotowy maszynopis liczący ponad trzysta stron*. Było to dla mnie czyste ćwiczenie wyobraźni, świadoma próba stworzenia książki podobnej do innych, a to, że napisałem ją dla pieniędzy, nie oznaczało, że pisanie nie sprawiało mi przyjemności. Jako jedna z wielu tego gatunku wydała mi się nie gorsza od pozostałych, od niektórych zaś dużo lepsza. W każdym razie nadawała się do druku, a o to przecież mi chodziło. Chciałem jedynie na niej zarobić i spłacić tyle rachunków, na ile wystarczy pieniędzy".

* Wydanie polskie pod tytułem Nieczyste zagranie, Noir sur Blanc, Warszawa 2000.

Fragment pochodzi z: Wiążąc koniec z końcem, przełożył Krzysztof Obłucki, Noir sur Blanc, Warszawa 2001, s. 112-113.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz