poniedziałek, 16 grudnia 2013

Sam na sam z kotem Iwanem


"Dotrzymuję towarzystwa kotu Iwanowi, który nie lubi jeździć na wakacje. Siedzę zatem w Warszawie i znoszę fanaberie rozwydrzonego bydlaka. Wczoraj przyszła pani posprzątać. ale ten egocentryczny cham nie znosi sprzątania. Coś mu się w tym cywilizowanym obrządku nie podoba. Więc zamknąłem go w pokoju Ani, żeby nie rozszarpał sprzątaczki. Wracam po obiedzie i od razu słyszę wściekłe wrzaski. W pokoiku panieńskim nieszczęsnej Ani kupa tragicznych ruin. Całe pomieszczenie zdemolowane. Na środku podłogi zimowa czapka Marysi wypełniona po brzegi szczynami, wielka kałuża obok. Wycinane cały rok z różnych pism zdjęcia idolów piosenkarskich pozrywane ze ścian i totalnie zniszczone. Rozjuszony zwierz stoi na tylnych łapach i wali pięściami w szkło drzwi.

Tadeusz Konwicki z kotem Iwanem i rodziną, Warszawa, 1975

W milczeniu, ale z zawziętością w sercu biorę drapieżnika na ręce. Zaczyna się przymilać z pogróżką. Niosę go jakby nic i raptem schylam się nad podłogą, obalam bestię na bok, wtykam pysk do kałuży. Wyrywa się z potężną siłą, chce stanąć na nogi w pozycji, która daje mu przewagę. Ale ja go wtedy podrywam znienacka do góry, niosę kolczastego jak jeża do drugiego pokoju i chcę go rzucić na tapczan, a on w tym momencie jak nie wpije się trzema łapami w mój brzuch, jak nie rozorze czwartą łapą mojej ręki.

Sikając krwią, z wnętrznościami na wierzchu, biegnę do apteczki szukać jodyny. Potem opatruję straszne rany pod oknem. Buteleczka z jodyną wypada na parapet. Cały parapet zalany i nikt już nigdy tych plam nie zmyje.

Później leżę obłożony kompresami z wody utlenionej. Patrzę posępnie w wielkie wściekłe oczy koloru wiosennej rzęsy z wiejskiego stawu. I on patrzy na mnie ukryty pod fotelem. Mierzymy się nienawistnie wzrokiem. Lżę go najgorszymi słowami. On milczy krnąbrnie. Więc nakręcam telefon Stasia Dygata i ostentacyjnie, bardzo głośno pytam go o adres weterynaryjnej przychodni, gdzie usypiają koty.

Ale Iwan odwraca pogardliwie głowę i ziewa. Potem, przeciągając się, podchodzi, wskakuje na mój raniony śmiertelnie brzuch, układa się z samolubną troskliwością do drzemki".




2 komentarze:

  1. ,,Sikając krwią, z wnętrznościami na wierzchu..." Mężczyźni... ;-))
    Przypomniała mi się walka Joe Głodomora z kotem Huple'a, który też wściekle szarżował i boksował jak zawodowiec. To musiał być ten sam gatunek kota :)


    OdpowiedzUsuń
  2. hahah, wyjątkowo dożarty kocur ;p uwielbiam koty za ich nietuzinkowe charaktery :D za to, że każdy jest naprawdę jedyny w swoim rodzaju, za wdzięk, za piękno, za chodzenie własnymi ścieżkami- urocze istoty. Choć Iwa.. uroczy może nie był ;p

    OdpowiedzUsuń