sobota, 15 grudnia 2012

Krytyk wściekły pozytywnie (1), czyli gatunki krytyków wg Tadeusza Konwickiego

Źródło

"Naszła mnie nagle dzisiaj ochota, aby popieścić się z krytykami. W końcu żyję śród nich tyle lat i codziennie odczuwam ich obecność. A to któryś poczochra mi raptem pobłażliwie włosy, a to szczypnie boleśnie w policzek, a to kopnie znienacka i odejdzie sobie jak gdyby nigdy nic. Przyzwyczaiłem się do nich, polubiłem te permanentne zaczepki, pokochałem właściwie ową czujną ich obecność, którą słyszę za plecami.[...]

Zacznijmy od okazu krytyka-harmonisty, co go się zaprasza na wesela, imieniny albo chrzty. Jest to krytyk okolicznościowy. Dobrze ugoszczony, zagra z ochotą, solidnie, do białego rana. Znajdzie się grzecznie, nie zrobi raptem grandy, można go pokazać bez wstydu krewnym, znajomym, a nawet ważniejszym gościom. Krytyk-harmonista wywodzi się jeszcze z czasów przedwojennych, a więc uformował się w epoce spokojnej, respektującej fachowość i reguły gry. Taki na pewno nie zafałszuje.

Szacunek musi budzić także gatunek krytyka wściekłego. Krytyk wściekły jest wściekły charakterologicznie. Jeśli znielubi ciebie od pierwszego wejrzenia, to żebyś później same "Księgi pielgrzymstwa" rodził, i tak go nie udobruchasz, nie rozchmurzysz, nie rozśmieszysz. Przeciwnie, każdy twój mizerny sukcesik będzie go coraz silniej rozwścieczał. Każdy ochłap, który ci życie upuści na podłogę, on będzie przyjmował jako osobistą zniewagę. Pogrążając się w grobie, pokaże ci jeszcze mimicznie, żeś grafoman.

Ma on pozytywnego brata wściekłego. Wściekły krytyk pozytywny lubi upatrzyć sobie jakąś piśmienną ofiarę w gąszczu ciał literackich i ogłosić ją nowatorem, prekursorem, geniuszem. Wściekły krytyk pozytywny wlecze swoją ofiarę za kołnierz przez całe życie i okazuje ją z maniackim uporem zmęczonym rówieśnikom przy każdej sposobności. Jeśli współcześni, sterani zresztą ciężkim życiem, okazują obojętność, jeśli nie padają na kolana, jeśli nie intonują "Te Deum", wściekły krytyk pozytywny robi się jeszcze bardziej wściekły, zacina się w sobie, zaczyna gardzić wszystkimi i wszystkich nienawidzić. Przypomina on czcigodną postać Solonego z "Trzech sióstr", który do końca upierał się z posępną zawziętością, że w Moskwie są dwa uniwersytety, choć wszyscy wiedzieli, że tylko jeden.

W pojedynczych egzemplarzach ukazuje się nam również bardzo ciekawy okaz krytyka, który tak się wgryzł w sztukę, że przegryzł się na drugą stronę. Taki krytyk z początku bywał normalnym krytykiem, to znaczy chwalił, co mu się podoba, ganił, co go brzydzi. Ale pod wpływem pewnych układów zewnętrznych postanowił raz i drugi pokierować "na rozum" gustem. Raz i drugi pochwalił "na rozum", raz i drugi zganił "na rozum". Później robił to już coraz częściej, bo okoliczności zewnętrzne, jak to się okazało, wymagały takich praktyk coraz częściej. Więc ten narząd wewnętrzny otrzymany razem z genami od Pana Boga, wiec ten system hormonów albo, mówiąc staroświecko, ta cząstka duszy, która pozwala odróżniać dobry wiersz od grafomanii, dobrą prozę od zakalca, wiec to tajemnicze coś zaczęło raptownie usychać, aż w końcu skurczyło się i zanikło. I takim przegryzionym krytykiem rządzą już tylko przeciągi. Raz wielkie i wspaniałe, kiedy indziej słabe i z zapachem.

Mało się już widzi, niestety, krytyków-mózgowców, krytyków-tabliczki mnożenia. Ci są najsłodsi. Ze zmarszczonym naukowo czołem biorą powieść pod lupę jak szkolny przykład chemiczny. W nich siedzi groźny, ale kochany belfer gimnazjalny. Przed nimi żadnych karesów, żadnej zalotności, żadnych prysiudów. Przed nimi trzeba zdawać. Podkreślają, rysują na marginesach wykrzykniki, stawiają stopnie. Patrzą i widzą tylko rysunek, lecz nie widzą barw, słuchają i słyszą tylko rytm, lecz nie słyszą melodii, czytają i odczytują tylko sylogizmy, lecz nie odczytają nigdy poezji. Są podobni do doktora Roentgena, którego zachwycały kości i tylko kości potrafił utrwalić na wieczność".

C.D.N.

Tadeusz Konwicki "Kalendarz i klepsydra", Czytelnik, Warszawa 2005, s. 36-39.

3 komentarze:

  1. Celne jak diabli. Jak dobrze wiedzieć, że pisarz docenia gdy "recenzujący chwali, co mu się podoba, gani, co go brzydzi."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutne jest dzisiaj tylko to, że coraz więcej tych krytyków, którzy 'tak się wgryźli w sztukę, że aż się na drugą stronę przegryźli'.

      Usuń
    2. Niestety, wszędzie, we wszystkich dziedzinach pełno jest ludzi, którzy uwierzyli w siebie, uważają, że nie muszą się przygotowywać, uczyć, mają talent dany od Boga czy jakiś dodatkowy zmysł, czyli że są po prostu genialni.

      Usuń