Londyński listonosz obsługujący swój rejon podczas niemieckich nalotów, 1940 |
"Nieprzerwany potok obrazów (telewizja, streaming video,
filmy) zalewa nasze otoczenie, ale to fotografia najmocniej wbija się w
pamięć. Pamięć działa na zasadzie stopklatki: jej podstawową jednostką
jest pojedynczy obraz. W epoce nadmiaru informacji fotografia sprawia,
że można coś szybko ogarnąć i zapamiętać w skompresowanej postaci.
Fotografia jest jak cytat, maksyma albo przysłowie. Każdy z nas
przechowuje w pamięci setki zdjęć, które dają się szybko przywołać.
Wystarczy wspomnieć najsłynniejsze zdjęcie z hiszpańskiej wojny domowej,
republikańskiego żołnierza uchwyconego przez Roberta Capę w chwili, gdy
trafiła go kula wroga, a już każdy, kto słyszał o tej wojnie, potrafi
przywołać z pamięci gruboziarnisty czarno-biały obraz mężczyzny w białej
koszuli z podwiniętymi rękawami padającego do tyłu na wzgórzu. Prawe
ramię ma odrzucone w tył, karabin wysuwa mu się z dłoni, a on sam za
chwilę padnie martwy na swój cień.
Ten
obraz jest szokujący, i o to chodzi. Wcielone do dziennikarstwa, obrazy
miały przykuwać uwagę, zaskakiwać, zdumiewać. Dawny slogan reklamowy
powstałego w 1949 roku 'Paris Match' głosił: 'Waga słów, szok
fotografii'. Polowanie na coraz bardziej dramatyczne (jak się je często
określa) obrazy napędza biznes fotograficzny, i stało się normą w
kulturze, w której szok jest najważniejszym bodźcem konsumpcji i źródłem
wartości. 'Albo Piękno będzie KONWULSYJNE, albo nie będzie go wcale',
obwieścił André Breton. Nazwał ten ideał estetyczny surrealistycznym,
ale w kulturze radykalnie przenicowanej przez dominację wartości
handlowych domaganie się, by obrazy bulwersowały, krzyczały, były
rewelacją, wydaje się kwestią elementarnego realizmu, a także dobrego
wyczucia biznesowego. Jak inaczej zwrócić uwagę na własny towar albo
dzieło sztuki? Jak inaczej się przebić, skoro człowiek jest dziś
bezustannie wystawiony na działanie obrazów, a niektóre z nich pokazuje
się mu uporczywie raz za razem? Obraz jako szok i obraz jako banał to
dwie strony tej samej rzeczywistości. Szcześćdziesiąt pięć lat temu
wszelkie zdjęcia stanowiły w pewnym stopniu nowość. [...] Zimą, na
przełomie 1936 i 1937 roku fotografie okrucieństw należały do rzadkości:
obraz wojennych potworności na fotografiach przywoływanych przez Woolf w
Trzech gwineach sprawiał wrażenie niemalże wiedzy tajemnej. My
znajdujemy się w całkiem innej sytuacji. Powszechnie znany, powszechnie
ceniony obraz - cierpienia, zniszczenia - to nieodzowny składnik naszej
zapośredniczonej przez aparat fotograficzny wiedzy o wojnie".
Susan Sontag, Widok cudzego cierpienia, tłum. S. Magala, Karakter, Kraków 2010, s. 30-32.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz