niedziela, 18 sierpnia 2013

Spotkanie


Droga była pusta. Określając ją w ten sposób, chcę powiedzieć, że nie było na niej człowieka ani zwierzęcia, ani też przedmiotu. Szedłem tą droga. Ja jestem człowiekiem. Ale rozglądając się — nie zauważyłem nikogo. Tak było tylko do pewnego czasu. W jakiejś chwili ukazał się ktoś, kto szedł mi naprzeciw. Trochę wyższy ode mnie, o wiele szerszy w ramionach, miał również kapelusz, podczas kiedy ja kapelusza nigdy nie noszę. Przybrałem odpowiedni wyraz twarzy, aby wydać się energicznym i pięknym. Myślałem, że wszystko odbędzie się jak zwykle. Ja wstrzymam na chwilę oddech, żeby powietrze roztrącone nieznajomym i otaczające go nie przeniknęło mi do płuc — i miniemy się.
Ale on zagrodził mi drogę i powiedział:
— Proszę się zatrzymać. Jutro, dokładnie o siódmej, przyjdzie pan do mnie posprzątać mieszkanie.
Byłem tak zdziwiony, że zapytałem tylko:
— Ja?
— Oczywiście, że pan.
— Ale co to ma znaczyć?! — Odnalazłem wreszcie właściwy sposób odpowiadania na zaczepki. 
— Co pan sobie wyobraża?! Proszę mnie przepuścić!
— Niech się pan nie unosi. Proszę posłuchać: woda bieżąca jest na miejscu, również i ściereczki.
— Czy pan naprawdę sądzi, że ja...
— Praca z pozoru wydaje się ciężka, nie przeczę, ale jest przecież odkurzacz.
Jaki odkurzacz?!
Doskonały odkurzacz, operowanie nim to prawdziwa przyjemność. Zresztą można trzepać na dole, na podwórku.
— Które piętro? Pewnie szóste.
— Ależ nie! Czwarte. W dodatku jest winda. Sam pan widzi, jakie warunki.
— Ale z jakiej racji ja mam panu sprzątać mieszkanie?!
— Bo już jest brudne i trzeba koniecznie trochę odświeżyć. Dostanie pan fartuch. Zresztą proszę nie robić
uwag.
— Ale co to ma znaczyć właściwie?!
— No bo przecież nie będzie pan sprzątał bez fartucha. Zresztą — jak pan chce.
— Nie, nie, koniecznie fartuch. Ale... jak pan śmie!
— W komórce obok łazienki znajdzie pan miotełki, światło musi pan zapalić w przedpokoju, bo w komórce
spaliła się żarówka.
— Nie, to doprawdy niesłychane!... Przydałyby się szmaty filcowe... Ale za kogo mnie pan bierze właściwie,
co?!
— Szmat nie ma, są tylko pantofle na wojłoku, znajdzie je pan także w komórce. Tylko proszę mi nie zużywać za dużo pasty do podłogi. Wszystkiego wychodzi tyle, że nie można nadążyć.
— A pan myśli, że można zbyć byle czym? Jak się robi, to trzeba tyle, ile trzeba, nic nie da się oszukać, a jak pan myśli...
— Proszę nie dyskutować. Pastować lekko, poczekać, aż przeschnie. Froterkę pożyczy pan od sąsiadów.
— Jak to, nie ma pan swojej froterki? Nie można było sprawić?
— To nie należy do pana. Do sąsiadów dzwonić tylko przed ósmą, bo potem wszyscy wychodzą. Powiedzieć, że to ode mnie. W kuchni, na kredensie, leży ementaler, proszę sobie wziąć kawałek, tylko nie wszystko. Zlew przetkać, geranium podlać, linoleum zwinąć, obcych nie wpuszczać.
— A ciepła woda? Zimną nie będę mył. Mam reumatyzm.
— Proszę nie pleść głupstw. Woda grzeje się w piecyku gazowym. Trzeba tylko przekręcić odpowiednie kurki. Jest pan dorosły.
— To i gaz jest?
— Proszę nie zadawać nieinteligentnych pytań. Jasne, że jest.
— Ja się boję. Można się otruć.
— Głupstwa. Brudne serwety złożysz pan w jednym miejscu. Szafy odsunąć, materace przetrzepać, firanki
zdjąć, klamki proszkiem, ścian nie ochlapać, okna potem na sucho trzeć długo, bo sprawdzę, radio wyłączyć i nie słuchać, bo rozprasza. No, to by było mniej więcej tyle. Do widzenia.
Odszedł, nie oglądając się, krokiem sportowca. Spoglądałem za nim, dopóki nie zniknął. Kipiała we mnie obrażona duma, krzyczała zraniona godność osobista. Nagle zrobiło mi się głupio, poczułem się bezradny, bezbronny... nie zostawił mi przecież adresu.

Sławomir Mrożek "Spotkanie", "Opowiadania", wydanie II poszerzone Wydawnictwo Literackie, Kraków,
1974.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy blog, dodaję do obserwowanych :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki temu tekstowi uświadomiłam sobie pokrewieństwo dusz między Mrożkiem a Cortazarem. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń