Poszłam do
kinematografu, a L. na swój wykład do Fabianów; ostatecznie stwierdził
jednak, że jego umysł, dusza i ciało więcej by skorzystały z filmów
niż z państwa Webbów i doktorów, którzy rozprawiali o swojej etykiecie.
Były trzy lub cztery świetne filmy; ale jak zwykle dramat jest nudny. O,
chciałabym lubić to, co lubią inni. Sala była pełna, wybuchy śmiechu,
oklaski etc. Dzisiaj po
południu poszliśmy spacerem do Hogarth, żeby przekonać się, czy
hałas dzieci szkolnych rzeczywiście przeszkadza. Cóż — zastanawiam się, co w
końcu zrobimy. Dużo bym dała, żeby móc odwrócić tak ze
trzydzieści kartek i przeczytać, co z nami będzie. Obiad jemy wcześnie i idziemy
na koncert — niesłychana rozpusta — chociaż były takie czasy, kiedy
chodziłam do opery albo na koncerty przynajmniej ze trzy razy w tygodniu. A wiem, że
kiedy się skończy, oboje będziemy mieli poczucie, że „tak
naprawdę dobra książka byłaby dużo lepsza".
Sobota, 16 stycznia 1915
Uważam, że
wczorajszy wieczór w Coliseum był wart zachodu — pomimo różnych
niedogodności. W Halach bardzo mi się podobają „sztukmistrze" — śpiewacy
komiczni, mężczyźni udający primadonny czy żonglerzy. Nie lubię
jednoaktówek. Potrzeba mi całego aktu, żeby wciągnąć się w sztukę,
więc jednoaktówki to na ogół czysta nuda. Czułam się zatem zawiedziona,
że dają właśnie trzy jednoaktówki. Był jednakże człowiek śpiewający
jak primadonna oraz program patriotyczny. Wyszliśmy w momencie, w którym
na samym środku sceny wybuchła wschodnia wrzawa w
zieleniach i fioletach. Pisaliśmy
dziś cały ranek. Wzięłam Maksa na spacer nad rzekę, ale natykaliśmy się na
liczne przeszkody: w postaci kości, którą skradł, moich opadających podwiązek
oraz psiej bitwy, w której wyniku ucho Maksa zostało naderwane
i strasznie krwawiło. Myślałam sobie, jak bardzo jestem szczęśliwa, nie
doświadczając już tych wzruszeń, które, jak mi się kiedyś wydawało, składają
się na szczęście. L. i ja spieraliśmy się na ten temat przez dłuższą chwilę.
Także na temat bezsensu wszelkiej ludzkiej pracy, chyba że uznać ją za sposób
na uszczęśliwianie wykonujących ją ludzi. Pisanie jest dla mnie obecnie
rozkoszą tylko dlatego, że uwielbiam pisać i, zupełnie szczerze, nie dbam o to, co powiedzą inni, bardziej niż o zeszłoroczny
śnieg.
Virginia Woolf, Chwile wolności: Dziennik 1915-1941, oprac. Anne Olivier Bell, tłum. Magda Heydel, Wydawnictwo Literackie 2007.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz