19 marca 1945 r.
...Pewien gość, który nazywa się Engstead, zrobił mi
niedawno kilka zdjęć do pisma „Harper’s Bazaar” (dotychczas nie wiem właściwie
dlaczego) i jedno z nich, na którym trzymam na kolanach sekretarkę, wyszło
na-prawdę dobrze. Wyślę Ci odbitkę, kiedy dostanę zamówiony przeze mnie tuzin.
Może powinienem wyjaśnić, te sekretarka to czarna kotka perska, co ma
czternaście lat, a tak ją nazywam, bo odkąd zacząłem pisać, jest zawsze przy
mnie, siedzi zazwyczaj na papierze, którego właśnie chcę użyć, albo na
egzemplarzu, który chcę poprawiać, niekiedy leży oparta o maszynę do pisania,
czasem znów po prostu wygląda z rogu biurka przez okno, jakby chciała
powiedzieć: „Po co to robisz, stary, marnujesz tylko czas”.
Wabi się Taki (pierwotnie było Take, ale znudziło się nam ciągle wyjaśniać, że to znaczy po japońsku bambus i należy wymawiać jako dwie sylaby), pamięć ma niezrównaną. Zwykle w sposób uprzejmy jest obojętna i zamknięta w sobie, ale co pewien czas wpada w kłótliwy nastrój i pyskuje przez dziesięć minut bez przerwy. Niestety, nie wiem, co wtedy usiłuje powiedzieć, ale podejrzewam, że sprowadza się to do bardzo sarkastycznej opinii: „Powinien byś pisać lepiej!”
Wabi się Taki (pierwotnie było Take, ale znudziło się nam ciągle wyjaśniać, że to znaczy po japońsku bambus i należy wymawiać jako dwie sylaby), pamięć ma niezrównaną. Zwykle w sposób uprzejmy jest obojętna i zamknięta w sobie, ale co pewien czas wpada w kłótliwy nastrój i pyskuje przez dziesięć minut bez przerwy. Niestety, nie wiem, co wtedy usiłuje powiedzieć, ale podejrzewam, że sprowadza się to do bardzo sarkastycznej opinii: „Powinien byś pisać lepiej!”
Przez całe życie byłem miłośnikiem kotów (nie mam nic przeciwko psom
poza tym, że trzeba je wciąż zabawiać), ale nigdy ich w gruncie rzeczy nie
potrafiłem zrozumieć. Moja Taki jest zwierzęciem bardzo zrównoważonym, od razu
poznaje, kto lubi koty, nie zbliża się do nikogo, kto ich nie lubi, natomiast
zawsze podchodzi bez namysłu do każdej osoby, nawet zupełnie jej nieznanej,
która lubi je naprawdę... Ma dziwną cechę (może rzadką, a może nie),
mianowicie nigdy nie zabija pojmanej zdobyczy. Przynosi stworzenie żywe i
pozwala je sobie odebrać. Zdarzyło jej się przynieść do domu na przykład
gołębia, niebieską papużkę i dużego motyla. Ani motylowi, ani papudze nie stała
się żadna krzywda i zachowywały się, jak gdyby nigdy nic. Gołąb przysporzył
Taki nieco kłopotu i miał plamkę krwi na piersi, ale zanieśliśmy go do
weterynarza i bardzo szybko wrócił do normy. Może tylko czuł się trochę
upokorzony. Myszy nudzą Taki, ale je łapie, jeżeli przy tym obstają, a potem ja
muszę je zabijać. Zdradza leniwe zainteresowanie susłami i niekiedy dość
uważnie obserwuje ich norki, ale susły gryzą, a przy tym po diabła komu suseł?
Udaje więc, że mogłaby go złapać, gdyby tylko chciała. Jeździ zawsze z nami,
ilekroć dokądś wyruszamy, pamięta wszystkie miejsca, w których już przedtem
była, i zazwyczaj wszędzie czuje się jak w domu. W paru miejscach nie spodobało
jej się — nie wiem dlaczego. Po prostu nie czuła się tam dobrze. Teraz, z
biegiem czasu, orientujemy się już, o co jej chodzi. Ktoś może zarąbał tam
kogoś siekierą, lepiej więc, żebyśmy się czym prędzej przenieśli gdzie indziej.
Morderca może jeszcze wrócić. Niekiedy Taki patrzy na mnie w szczególny sposób
(to jedyna znana mi kotka, która patrzy człowiekowi prosto w oczy) i
podejrzewam, że pisze dziennik, bo tym spojrzeniem jak gdyby mówiła: „Bracie,
wyobrażasz sobie na serio, że jesteś całkiem niezłym pisarzem, co? Ciekawe,
jakbyś się czuł, gdybym postanowiła opublikować coś niecoś z tego, co spisuję
w wolnych chwilach”. Czasem podnosi łapkę, trzyma ją w powietrzu i przygląda
się jej z namysłem. Zdaniem mojej żony daje nam w ten sposób do zrozumienia,
żebyśmy kupili jej zegarek; niepotrzebny jej z żadnych praktycznych powodów —
lepiej ode mnie wie, która jest godzina — ale w końcu każdy powinien mieć jakąś
biżuterię. Nie wiem, dlaczego to wszystko piszę. Widocznie o niczym innym nie mogę myśleć, albo — rzecz staje się
dość niesamowita — czy to w ogóle ja piszę? Czy może... nie, to na pewno ja.
Powiedzmy, że ja. Jestem przerażony.
Raymond Chandler "Mówi Chandler" (Chandlar Speaking), przeklad Ewa Budrewicz, wstęp Krzysztof Mętrak, Czytelnik, Wydanie I, Warszawa 1983, s.344.
Witaj:) Rozbroiła mnie Twoja nazwa: Zbyszekspir, fajnie.
OdpowiedzUsuńRozbroił mnie ten fragment o kocie:)
Cieszę się, że ci się podoba, bo niektórzy nie rozumieją jej, pytaja się jak to się odmienia, wymawia, dziwne? Natrafiłem na tę ksiązkę, na blogu jest więcej pochodzących z niej fragmentów, poświeconych pisaniu, kryminałom, kotom. Lubiłem jego książki, a teraz okazuje się, że był także fajnym, zabawnym i ciekawie opowiadającym facetem:)
UsuńW natłoku podobnych blogów miło znaleźc coś, co zdecydowanie się wyróżnia:)
UsuńMam nadzieję, że wyróżnia się na plus:)
Usuń