poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Nareszcie zapłonąć cała

22 stycznia 1916 (Willa "Pauline", Bandol)

"A więc ostatecznie, co ja chcę napisać? Pytam się sama siebie. Czy przestałam już być literatką? Czy potrzeba pisania jest teraz dla mnie mniej paląca niż dawniej? Czy ta forma wypowiadania się jest wciąż dla mnie najbardziej naturalna? Czy słowo istotnie wyraża to, czego się od niego spodziewam? Czy pragnę czegoś więcej niż opowiadać, wspominać, przekonywać samą siebie?

Są chwile, gdy myśli te przerażają mnie trochę, ale nieomal przekonują. I myślę sobie: wypowiadasz się teraz całkowicie swoją istotą i swoim istnieniem, swoim życiem, swym dążeniem do nadania większego sensu życiu i pogłębienia swych uczuć, że tamte rzeczy odpadły po prostu.

Lecz w głębi duszy nie jestem zupełnie przekonana o słuszności tego, gdyż nigdy moje pragnienie pisania nie było tak gorące. Tylko teraz wybrałabym zupełnie inną formę i pociąga mnie też zupełnie inny punkt widzenia. Żywi ludzie lub postacie, które chciałam wprowadzić do moich opowiadań, nie obchodzą mnie już wcale. Fabuła moich nowel jest mi zupełnie obojętna. Przypuszczając nawet, że ludzie ci istnieją, a różnice miedzy nimi, komplikacje życiowe, postanowienia ich zgodne są z ich charakterami, nie wiem, dlaczego miałabym pisać o nich? Przestali mi być bliscy. Wszystkie te sztuczne więzy, które mnie z nimi łączyły, już są zerwane.

Teraz chcę pisać tylko wspomnienia z mojej ojczyzny. Tak, tak długo o niej pisać, aż wyczerpię zupełnie temat. nie tylko dlatego, że jest to "święty dług", który muszę spłacić mej ojczyźnie za to, że urodziliśmy się w niej wraz z bratem, ale też dlatego, że w myślach bujam z nim zawsze po tych wszystkich miejscach, które zapamiętałam z dzieciństwa. nie oddalam się od nich nigdy i pragnę wskrzesić je piórem.

A ludzie - ludzie, których kochaliśmy tam - o nich też chcę pisać. To też jest "dług miłości". Pragnę choć na chwilę ukazać staremu światu naszą nieodkrytą ojczyznę. Musi być tajemnicza, jakby unosiła się na toni. Musi dech zapierać. musi być jak "jedna z tych wysp..." Opiszę wszystko, nawet jak pod numerem 75 skrzypiał kosz od bielizny. Wszystko to jednak musi być tajemnicze, promienne, oświetlone tylko słabym odblaskiem, gdyż ty, słoneczko tych wspomnień, zaszedłeś już i zniknąłeś poza jasnym krajem świata. Teraz ja sama muszę tu odegrać moją rolę do końca.

Chciałabym też pisać wiersze; uważam, że zawsze balansuję na krawędzi poezji. Umieściłabym w nich migdałowe drzewko, ptaki, lasek, w którym leżysz pochowany, kwiaty, których nie widzisz, otwarte okno, z którego się wychylam marząc, że opierasz się o moje ramię, i chwile, w których na fotografii "jesteś smutny". Lecz chciałabym szczególnie napisać rodzaj długiej elegii do ciebie...może nie wierszem, może i nie prozą - najpewniej jakimś specjalnym rodzajem prozy.

Wreszcie chcę pisać coś w rodzaju notatnika, który mógłby być kiedyś wydany. To wszystko. Żadnych powieści, żadnych zawierających problemy opowiadań, nic, co by nie było proste, szczere. K.M.".

13 lutego 1916

"Nic jeszcze nie napisałam, a czas mija. Nic nie zrobiłam. Od dwóch miesięcy nie zbliżyłam się ani na krok do mojego celu i zaczynam wątpić w szczerość moich chęci, aby cokolwiek dokonać. Za każdym razem, gdy się zabieram do pracy, słyszę głos mówiący: "Och, tak, słyszeliśmy to już dawniej". I słyszę głos R.B. w "Cafe Royal", który pyta: "Czy pani jeszcze pisze?" Jeśli nie wrócę do Anglii ze skończoną książką, zwątpię w siebie ostatecznie. Będę wówczas wiedziała, że cokolwiek o sobie mówiłam, nie byłam nigdy naprawdę pisarką i ze nie mam prawa "do własnego stołu w moim pokoju". Lecz jeśli wrócę ze skończoną książką, będzie to zobowiązanie na zawsze. Dlaczego tak zwlekam? Czy to lenistwo? Czy też brak woli? Tak, czuję, że raczej to jest istotna przyczyną, dla której nic nie robię. Dlaczego jest tak ważną rzeczą, abym potwierdziła czynem mą wolę. Dziś postawiłam stół skośnie w rogu pokoju, lecz widzę siedząc przy nim najwyższe gałęzie migdałowego drzewa. Morze głośno szumi. Na stole stoi doniczka pięknych pelargonii. Nie znam piękniejszego zakątka, jest tu tak cicho i wysoko, jak gdybym siedziała na drzewie. Czuję, że będę mogla tu pisać, szczególnie o zmierzchu.


Nareszcie zapłonąć cała - jakbym się wtedy paliła i żarzyła. Nowy fakt: gdy przestaję pisać, czuję, że mój brat mnie wola i ze nie jest szczęśliwy. Tylko wówczas gdy piszę lub kiedy czuję natchnienie, ogarnia mnie spokój... Ostatniej nocy śnił mi się on i brat Zosima [z Braci Karamazow Dostojewskiego] mówił: "nie dajcie umrzeć nowemu człowiekowi". Pewna jestem, że mój brat był razem z nim. A wczoraj wieczór wzywał mnie, gdy siedziałam przed ogniem. Wreszcie usłuchałam go i poszłam na górę. Stałam w ciemnościach i czekałam. Księżyc nabierał blasku. Na niebie były gwiazdy, bardzo jasne, migocące, gwiazdy, które zdawały się poruszać, gdy patrzyłam na nie. Księżyc świecił. Widziałam łuk morza i brzeg, który go łukiem obejmował, a ponad nim na niebie zaokrąglony kontur chmur. Może te trzy półkola były magiczne? Lecz wtedy, gdy się wychyliłam przez okno, wydało mi się, że widzę mojego brata, którego dostrzegałam wszędzie; to leżącego na plecach, to twarzą w dół, to skurczonego, to na wpół wtłoczonego w ziemię. Gdziekolwiek spojrzałam, wszędzie go widziałam. Poczułam, ze Bóg z jakiegoś głębszego powodu pokazał mi go w ten sposób, i uklękłam przed łóżkiem, lecz nie mogłam się modlić: nic nie zrobiłam, nie byłam w czynnym stanie łaski. Wstałam więc i zeszłam wreszcie z powrotem na dół, lecz byłam bardzo smutna... [...]

Tego roku muszę zdobyć pieniądze i stać się sławną. Chciałabym mieć tyle, aby móc coś dać L.M., chciałabym łożyć na jej utrzymanie. Takie jest moje marzenie, a oprócz tego chciałabym tyle zarobić, żebyśmy z J. mogli pospłacać nasze długi i żyć przyzwoicie. chciałabym wydać jedną książkę i mieć w zapasie pewną ilość gotowych nowel. Gdy to piszę, dym z papierosa zdaje się podnosić z wolna ku górze, a ja czuję się bliższa tej milczącej, skrystalizowanej istoty, która kiedyś stanowiła prawie jedność ze mną".

Katherine Mansfield "Dziennik", tłum. Teresa Tatarkiewiczowa, Czytelnik, Warszawa 1985, s.59-63.

4 komentarze:

  1. <>
    próbuję temu głosowi odpowiadać: ,,Owszem, ale nie z moich ust" :) czasem milknie i daje mi spokój, ale zawsze wraca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe fragmenty wynajdujesz, pozwolisz, że zagoszczę tu u Ciebie i pokręcę się trochę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, rozejrzyj się po półkach, napewno znajdziesz coś dla siebie, trzeba tylko trochę czasu aby znaleźć prawdziwe perełki, według mnie oczywiście. Pozdrawiam i zapraszam częściej:)

      Usuń
    2. Mnie również będzie miło. Widzę "stary wyjadacz" z Ciebie, nagromadziło się tego na półkach:)

      Usuń