niedziela, 26 stycznia 2014

"Literatura jest zawsze dziełem szaleńców"

"Pozwolę sobie tu na małą uwagę: literatura, rzeczywiście prawdziwa literatura nigdy nie pełniła żadnej choćby najmniejszej funkcji społecznej, nie czyni tego także dzisiaj i na szczęście nie będzie mogła uczynić tego również w przyszłości. Literatura, rzeczywiście prawdziwa literatura jest zawsze dziełem szaleńców, skąpców, opojów, pederastów, jest wspólnym osiągnięciem zbieraniny dziwaków rozmaitego koloru i asortymentu i uchowaj Boże, aby miała kiedyś mieć wpływ na życie społeczne.

Na szczęście jest to zupełnie wykluczone. Zwolennicy Tołstoja lubowali się w bieganiu z brodami i w lnianych portkach. Czemu nie - w końcu rekrutowali się bez wyjątku z tzw. warstw wykształconych i mogli sobie pozwolić na takie ekstrawagancje. Sam Tołstoj oszalał przed śmiercią i wypowiedział wojnę lekarzom twierdząc, że są oszustami i szarlatanami. Dostojewski nie potrzebował wcale udawać się do obłąkanych, bo sam był całe życie pomylony i notorycznie grał w ruletkę. Gdyby chciano jego idee społeczne zrealizować w praktyce, wpierw należałoby całą ludzkość powiesić na drzewach, a tych, którzy by jakimś cudem ocaleli, musiano by wygnać na pustynię, aby tam cierpieli głód pogrążeni w masochizmie. Lermontow zginął w pojedynku, tak samo Puszkin. Jesienin - wielki poeta - powiesił się w toalecie, przedtem nagryzmoliwszy własną krwią wiersz na ścianie. Majakowski napisał po śmierci Jesienina wiersz, w którym potępił jego samobójstwo, dwa lata później sam wpakował sobie kulę w łeb. Faulkner był nałogowym alkoholikiem. Kiedy pracowałem w Madrycie, opowiadano mi, że Hemingway spędził wojnę hiszpańską w barach i knajpach, uwikłany w romans z jedną ze swoich licznych żon (która to była w kolejności, niestety, zapomniałem), a potem napisał swój patetyczny „Komu bije dzwon". W krajach zachodnich nikt przecież - jeśli w ogóle można to przeoczyć - nie twierdzi, iż pisarz ma do spełnienia zaszczytną misję. Pozostawia się go całkiem po prostu samemu sobie, co w rzeczy samej jest dla niego najlepsze. Inaczej, niestety, sprawa przedstawia się w Polsce, gdzie zawsze oczekuje się od człowieka piszącego, aby swoją namiętność twórczą pojmował jako zaszczytne posłannictwo w służbie większej chwały kraju, programowanej przez administrację państwową. Komunizm jest niczym innym jak nieustannym procesem sądowym wytoczonym ludziom; procesem przeciwko tradycji wolnej myśli i wolności osobistej. W tym procesie literatura powinna przyjąć rolę świadka obrony - w krajach stalinowskich stała się świadkiem oskarżenia". 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz