piątek, 24 sierpnia 2012

Amerykanin w Paryżu

Młody William Faulkner
Paryż, niedziela, 23 sierpnia 1925 roku

Droga Mamo,

   Jestem w trakcie pisania nowej powieści, wielkiej powieści. To coś zupełnie nowego. Przyszło mi do głowy dopiero przedwczoraj. Odłożyłem tę o moskitach i nie sądzę, żebym był na tyle dorosły, żeby ją tak napisać, jak powinna być napisana. Za mało wiem o ludziach. 
   Tutaj zimno, nikt w ogóle nie chodzi w strojach z Palm Beach. Ubrania nosi się wełniane, zwykle kamizelkę, a wieczorem płaszcz. I całkiem tu tanio. Mój pokój, duży, wychodzący na podwórze i niedaleko od Ogrodów Luksemburskich, kosztuje 11 franków dziennie, czekolada z rogalikiem na śniadanie 1,50, chleb i ser, które zjadam u siebie w pokoju albo w ogrodzie, dwa franki, tak że mam 6 albo 7 franków na dobry obiad i utrzymuję się za 20 franków dziennie. Jeden frank to 5 centów.
   Już od trzech dni pada, ale się tym nie przejmuję, dopóki mogę siedzieć w swoim pokoju i pisać. Myślę, że tę powieść skończę do listopada. Francuzi są zwariowani na punkcie dzieci. Dorośli z dziećmi na ulicy albo w ogrodzie to strasznie fajny widok. Mam nadzieję, że jutro odbiorę swoją walizkę z biura Ekspresu. Wysłałem ją do Paryża z Genewy przez cały czas od tamtej pory używam 2 wełnianych koszul, 2 par skarpet i 2 b.v.d. [krótkich kaleson firmy B.V.D.]. Pozdrowienia dla wszystkich. Zastanów się i napisz, czy jest coś, co chciałabyś, żebym Ci tutaj kupił.

Billy

William Faulkner, Listy, tłum. Ewa Życieńska, Czytelnik 1983, s. 18–19.

Źródło fragmentu: Płaszcz zabójcy

1 komentarz: