piątek, 26 kwietnia 2013

Hollywoodzka opowieść




02.09.2004
 
Hollywoodzka opowieść sprzed lat: miałem umówione spotkanie z bardzo wpływowym producentem, który był akurat chwilowym pupilem wytwórni filmowych. Jak niosła wieść gminna, facet mógł nakręcić każdy film, bo miał ostatnio na swoim koncie same przeboje. Zadzwoniła do mnie jego kierowniczka produkcji i oświadczyła, że szef osobiście poprosił o spotkanie ze mną, ponieważ nadzwyczaj podobają mu się moje książki. Byłem zachwycony i podekscytowany. Doszły mnie słuchy, że producent ten słynie z wytwornych strojów. Tego dnia więc postarałem się wyglądać jak najlepiej. Miałem włoską koszulę Borrellego w niezwykłym odcieniu, której dotąd nie włożyłem, toteż uznałem, że tego dnia należy ją wyprawić w dziewiczy rejs. Koszula Borrellego, najlepszy garnitur, wyglansowane buty — i w drogę!
Gdy dotarłem do biura wytwórni, miałem wrażenie, jakbym znalazł się na planie Obywatela Kanea. Ledwie wszedłem, powitała mnie wystrzałowa sekretarka i powiodła przez ciąg pięknych pokoi wypełnionych światłem i bukietami egzotycznych kwiatów. Kwiatów, jakich nigdy przedtem nie widziałem na oczy. Kolejne, znacznie większe pomieszczenie, następne wystrzałowe sekretarki, jeszcze więcej światła i kwiatów… Wreszcie dotarłem do JEGO biura. Czekała tam na mnie kierowniczka produkcji, ubrana w przerażająco szykowny, czarny męski garnitur. Wymieniliśmy uścisk dłoni, po czym otworzyła drzwi do gabinetu szefa.
Wnętrze biura nie ustępowało rozmiarami boisku do koszykówki. Było OGROMNE. Daleko po drugiej stronie pokoju siedział szef. Spieniony na twarzy wydzierał się przez telefon, złorzecząc komuś po drugiej stronie połączenia. Wyglądał, jakby chciał go zabić. „O, wspaniale — pomyślałem — będzie miał dobry humor przed naszym spotkaniem”. I wtedy zdarzył się cud: tamten uniósł w końcu spojrzenie znad biurka, zobaczył nas i zastygł w bezruchu. Bez słowa odłożył słuchawkę. Asystentka odezwała się: „Panie X, to jest Jonathan Carroll, powieściopisarz”. Pan X natychmiast zerwał się z krzesła i ruszył do nas z wyciągniętą ręką, jak gdyby chciał się przywitać. Zacząłem podnosić rękę na powitanie, ale w ostatnim momencie dotarło do mnie, że jego dłoń jest uniesiona zbyt wysoko. Ujął w palce moją koszulę i zawołał: „Genialna koszula! Gdzie ją kupiłeś?” Odpowiedziałem mu, a on skinął głową i zapytał: „Kim jesteś?” Powtórzyłem  swoje imię i nazwisko, po czym na wszelki wypadek dodałem, że piszę powieści. „Co tu robisz?” „Byłem umówiony na spotkanie”. Spojrzał na mnie, jakbym miał dwie głowy. „Nigdy nie spotykam się z pisarzami. To świry. Pogadaj z nią”. Wskazał na swoją asystentkę i oddalił się.

Jonathan Carroll "Oko dnia" (Carrollblog), przełożył Jacek Wietecki.

2 komentarze:

  1. Jednak warto było się wystroić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) "Pisarze to świry". Tak się zastanawiam, jeżeli ktokolwiek, to kto ...

      Usuń