sobota, 7 kwietnia 2012

Flaubert i ironia (1)

1. BRZASK POD PIRAMIDAMI

   W grudniu 1849 roku Flaubert i Du Camp wspięli się na wielką piramidę Cheopsa. Spędzili u jej stóp poprzednią noc i wstali o piątej, żeby mieć pewność, że dotrą na szczyt o wschodzie słońca. Flaubert obmył twarz w brezentowym wiadrze; zawył szakal; Gustaw zapalił fajkę. Następnie przy pomocy Arabów, z których dwóch pchało go, a dwóch ciągnęło, został powoli zaholowany po wysokich blokach na sam szczyt. Du Camp - pierwszy człowiek, który sfotografował Sfinksa - już tam był. Przed nimi rozpościerał się Nil skąpany we mgle, podobny białemu morzu; za nimi rozpościerała się mroczna pustynia: skamieniały ocean purpury. Wreszcie na wschodzie pojawiła się smuga pomarańczowego światła; i z wolna biała otchłań w dole zamieniła się w ogromną przestrzeń żyznej zieleni, podczas gdy purpurowy ocean za ich plecami biało się zaiskrzył. Wschodzące słońce rozświetliło szczytowe głazy piramidy; Flaubert spojrzał pod stopy i zauważył małą wizytówkę przypiętą w tym miejscu: "Humbert, frotteur" i adres w Rouen.
 
Cóż to za chwila bezbłędnie utrafionej ironii. Także chwila modernistyczna: jest to ten rodzaj wzajemnego oddziaływania, kiedy codzienność wyciska swe piętno na sprawach wzniosłych; oddziaływania, które w swej zachłanności chętnie uważamy za właściwe naszemu cierpkiemu i trzeźwemu wiekowi. Dziękujemy Flaubertowi za spostrzegawczość; w pewnym sensie nie było ironii, dopóki on jej nie zauważył. Inni zwiedzający mogli patrzeć na wizytówkę jako na zwykły śmieć - mogła tam pozostać, aż stopniowo zardzewiałyby krawieckie szpilki, całe lata; ale Flaubert wyznaczył jej rolę do odegrania.
 
A jeśli czujemy się w nastroju do interpretowania, możemy głębiej rozważyć ten krótki epizod. Czyż nie stanowi godnego uwagi historycznego trafu to, że największy europejski dziewiętnastowieczny powieściopisarz zawarł pod piramidami znajomość z jednym z najgłośniejszych dwudziestowiecznych powieściowych bohaterów? Że Flaubert, jeszcze ociekający wodą po zadawaniu się z chłopcami w kairskich łaźniach, natknął się na imię uwodziciela małoletnich amerykańskich dziewcząt z Nabokova? A dalej, jaki zawód wykonuje ta jednolufowa wersja Humberta Humberta? Jest on frotteur. Po francusku, dosłownie, froterem; ale także rodzajem zboczeńca seksualnego, który lubi ocierać się o ludzi w tłumie.
 
To jeszcze nie wszystko. Teraz o ironii samej ironii. Z notatek Flauberta z podróży wynika, że owej wizytówki nie przypiął sam Monsieur Frotteur; została tam umieszczona przez gibkiego i przemyślnego Maksyma Du Campa, który pomknął pierwszy w purpurową noc i przygotował tę małą pułapkę na wrażliwego przyjaciela. Punkt ciężkości naszej reakcji ulega, wskutek wiedzy o tym, przesunięciu: Flaubert staje się człowiekiem ciężko myślącym i łatwym do rozszyfrowania; Du Camp zaś - dowcipnym dandysem, z ironią podchodzącym do modernizmu, zanim jeszcze modernizm się objawił.
 
Ale następnie wracamy do lektury. Jeżeli zajrzymy do listów Flauberta, odkryjemy, że kilka dni po tym incydencie napisał do matki o sublime surprise swego odkrycia. "I pomyśleć, że specjalnie wiozłem tę kartkę aż z Croisset, a w końcu nie ja umieściłem ją w zamierzonym miejscu. Nikczemnik wykorzystał moje zapominalstwo i znalazł tę cudownie pasującą wizytówkę na dnie mego szapoklaka". Tak więc cała rzecz jest jeszcze dziwniejsza: Flaubert, wyjeżdżając z domu, z góry przygotował efekty specjalne, które, jak się później okazało, w sposób doskonały przylegały do jego sposobu widzenia świata. Ironia ogarnia coraz większe obszary; rzeczywistość się cofa. A tak z czystej ciekawości: po co właściwie zabierał szapoklak na wyprawę pod piramidy?[s.74-76]

Fragment pochodzi z: Julian Barnes "Papuga Flauberta" (Flaubert's Parrot), z angielskiego przełożył Adam Szymanowski, Świat Książki, Warszawa 2011, s.222.


4 komentarze:

  1. Noo, niezły tekst na rozpoczynające się święta:) Dzięki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Polecam tę książkę, jeżeli oczywiście nie czytałaś:) Niedługo o niej coś napiszę.

      Usuń