PONIEDZIAŁEK, 22 marca 1915 roku, PARYŻ
7.00 - "Zaadoptowałam Stendhala; czytuję go teraz co wieczór i rano, jak tylko się obudzę".
8.00 - "Dzień
wczorajszy był dla mnie pięknym dniem. Muzy zstąpiły kołem, niby anioły
na dach ,,Bożego Narodzenia” Botticellego (tak się przynajmniej zdawało
pokornej małej Tig) i wpadłam w otwarte ramiona mojej pierwszej
powieści".
10.00 - "Byłam dziś u Cooka i zmieniłam ostatniego funta. Staram się być bardzo oszczędna".
14.00 - "Nareszcie przyszedł Twój list. Czytałam go w Ogrodzie Luksemburskim. Jakiś stary pan, widząc moje czułe
uśmiechy, ofiarował mi połowę swego parasola (zauważyłam wówczas, że
deszcz zaczął padać). Odmówiłam staruszkowi, ponieważ miał pomarańczowe
okulary; może to był szpieg z powieści Conrada?"
15.00 - "Napisałam porządną porcję. Będę jednak musiała wszystko przepisać dla Ciebie
na cienkim papierze. Kiedy to przeczytasz, pomyślisz zapewne, że jestem
głupiutka, ale powiesz mi swoje zdanie, prawda? Jest tam wszystkiego po
trochu. Wiosna tak na mnie działa. Myślę, że powieść będzie niezła. Oczywiście nie jest to dzieło poważne,
ale nie mogę być poważna o tej porze roku, a zawsze przeczuwałam, jaka
to rozkosz pisać powieść na wiosnę".
18.00 - "Napisałam porządną porcję, a potem zamknęłam budę i wybrałam się na długi spacer wzdłuż quai - bardzo daleko".
20.00 - "Gdy wychodziłam, zapadał zmierzch, a jak
wróciłam, było już zupełnie ciemno. Przede mną płonęły światła i łódki
kołysały się na wodzie. Przechyliłam się przez barierę na moście i
spostrzegłam, że jedna z łodzi łudząco przypomina moją powieść, a raczej
moje o niej marzenia. Nieduża, groteskowego niemal kształtu - chce
powiedzieć, że jest trochę ciężka - ludzie w niej są raczej posępni,
widzę ich w nieco dziwnym świetle - poruszają się wśród ostrego,
kontrastowego blasku i cienia; wprowadzę tam jasne drgające plamy
światła i szum wody (a to, mój chłopcze, dla spotęgowania wrażenia)".
21.00 - "Zrobiłam wielkie odkrycie; jadam na kolację gotowane
jarzyny za 20 centymów i wypijam za trzy sous mleka dziennie".
22.00 - Jak co wieczór, ponowna lektura Stendhala. Sen.
Katherine Mansfield, Listy, tłum. Maria Godlewska, Czytelnik 1978, s. 28-29.
Bardzo spodobał mi się pan w pomarańczowych okularach... Swego czasu mój młodszy smok nosił pomarańczowe okulary. Szpieg?...:-)
OdpowiedzUsuń:)) Nie znam zupełnie twórczości Kate, zresztą nie zdążyła dużo napisać, zmarła w wieku 35 lat. Ale gdy tylko przeczytałem na blogu "Płaszcz zabójcy" jej listy, zakochałem się, pięknie pięknie pisze, wykorzystany przeze mnie list nie jest wcale wyjątkowy, są lepsze, w "Płaszczu" można przeczytać ich kilka, polecam:)
UsuńA mnie fragment z Łodzią się podobał:)
OdpowiedzUsuńPolecam jej Listy, bo te znam z blogu "Płaszcz zabójcy", pisała rzeczywiście pięknie:)
Usuń