poniedziałek, 25 czerwca 2012

Dobrzy czytelnicy i dobrzy pisarze (cz.I)

Vladimir Nabokov w 1959
Jako wykładowca jestem między innymi kimś w rodzaju detektywa tropiącego tajemnice struktur literackich.

"Jak być dobrym czytelnikiem" lub "Życzliwość wobec autorów" - tak mniej więcej mógłby brzmieć podtytuł do tych rozważań o różnych pisarzach, zamierzam bowiem zająć się z miłością, przypatrując się czule i bez pośpiechu wszystkim detalom, kilkoma arcydziełami literatury europejskiej. Sto lat temu Flaubert poczynił w liście do swej kochanki następujące spostrzeżenie: "Jakimże mędrcem byłby człowiek, gdyby poznał dobrze choćby pięć lub sześć książek!"

Czytając powinniśmy dostrzegać i pieścić szczegóły. Nie ma nic złego w księżycowej poświacie generalizacji, jeśli pojawia się ona wtedy, gdy już zbierzemy z wielką miłością słoneczne okruchy. Jeśli natomiast ktoś wychodzi od gotowych uogólnień, zaczyna od niewłaściwego końca i oddala się od książki, zanim zacznie jeszcze cokolwiek z niej rozumieć. Nie ma nic nudniejszego niż przystępowanie do lektury, powiedzmy "Pani Bovary", z powziętym z góry założeniem, że jest to oskarżenie burżuazji. Musimy zawsze pamiętać, że dzieło sztuki jest nieodmiennie kreacją nowego świata, a zatem przede wszystkim należy przyjrzeć się temu światu tak uważnie, jak to tylko możliwe, podchodząc do niego jako do całkiem nowej jakości, nie mającej rzadnego oczywistego związku ze światami, które już znamy. Dopiero wtedy i tylko wtedy, kiedy przyjrzymy się dokładnie temu nowemu światu, możemy przystąpić do badania jego związków z innymi światami i z innymi dziedzinami wiedzy.

Kolejne pytanie: Czy należy oczekiwać, że czytając powieść uzyskamy informacje o rozmaitych miejscach i epokach? Nie przypuszczam, aby ktoś mógł być aż tak naiwny, żeby sądzić, że może się dowiedzieć czegoś o przeszłości z opasłych czytadeł, które wciskają nam przeróżne kluby dobrej książki pod etykietką powieści historycznych. Ale co z arcydziełami? Czy możemy polegać na stworzonym przez Jane Austen obrazie ziemiańskiej Anglii z baronetami i aranżacjami krajobrazu, skoro jedynym miejscem jakie znała z autopsji autorka, był salon w domu pastora? A "Samotnia" ten fantastyczny romans rozgrywający się w fantastycznym Londynie - czy możemy nazwać tę książkę studium Londynu sprzed stu lat? Na pewno nie. To samo dotyczy innych powieści omawianych w tym cyklu wykładów. Prawda jest taka, że wielkie powieści są wielkimi baśniami - a powieści tego cyklu są baśniami niezrównanymi.

Czas i przestrzeń, barwy pór roku, drgnienia mięśni i myśli nie są dla genialnych pisarzy (o ile możemy ich rozpoznać, a ufam, że się nie mylimy) tradycyjnymi pojęciami, które można sobie wypożyczyć z objazdowej biblioteki publicznych prawd, ale całą serią jedynych w swym rodzaju niespodzianek, które artyści-mistrzowie nauczyli się wyrażać we właściwy tylko sobie, wyjątkowy sposób. Pośledniejszym autorom pozostaje garnirowanie banału: ci nie zawracają sobie głowy stwarzaniem świata od nowa, próbują tylko wycisnąć, ile się da, z już istniejącego porządku rzeczy, z tradycyjnych schematów literackiej fikcji. Przeróżne kombinacje, jakie ci pomniejsi autorzy potrafią wyprodukować w obrębie pewnych zakreślonych granic, mogą być całkiem zajmujące, urzekać łagodną i ulotną konwencją, ponieważ pośledni czytelnicy lubią rozpoznawać swe własne idee w przyjemnym dla oka przebraniu. Ale prawdziwy pisarz, facet, który potrafi wprawiać w ruch planety i modeluje w glinie śpiącego człowieka, by potem manipulować z zapałem jego żebrem, otóż ten typ autora nie ma do dyspozycji gotowych wartości - musi je stworzyć sam. Sztuka pisania jest bezowocnym zajęciem, jeśli nie opanujemy uprzednio sztuki postrzegania świata jako potencjalnego surowca dla fikcji. Materia tego świata może być wystarczająco realna (o ile możemy stwierdzić, że coś jest w ogóle realne), ale nie istnieje jako ogólnie akceptowana, spójna całość: jest to chaos i właśnie ten chaos uruchamia autor swym rozkazem, sprawiając, że rozwibrowany świat stapia się w jedność. Świat ów zostaje całkowicie, co do atomu, przeformowany, nie tylko w tym, co widoczne i powierzchowne. Pisarz jest pierwszym, który tworzy mapę tego świata i nadaje nazwy występującym w nim naturalnym obiektom. Te jagody są jadalne. To cętkowane stworzenie, które śmignęło jak strzała przez ścieżkę, można oswoić. To jezioro wśród drzew można nazwać jeziorem Opal albo bardziej artystycznie - Jeziorem Pomyj. Ta mgła to góra - i tę górę należy zdobyć. Po pozbawionym wytyczonych szlaków zboczu pnie się mistrz, a na szczycie, na smaganej wichrami grani spotyka... jak myślicie, kogo? Zdyszanego, uszczęśliwionego czytelnika - i obejmują się spontanicznie i, jeśli tylko książka przetrwa, pozostaną na zawsze złączeni". 

Vladimir Nabokov "Wykłady o literaturze", przekład Zbigniew Batko, Muza, 2001, s.33-35.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz