niedziela, 6 stycznia 2013

"Portret wyobraźni" (6) - Wojciech Karpiński


Lolita jako owoc romansu z językiem angielskim — formuła efektowna, ale powieść jest jednocześnie podsumowaniem wcześniejszych artystycznych doświadczeń Nabokova (więc także Sirina). Dotychczasowe wątki zbiegają się, zespalają i krystalizują. Nigdy nie interesowały mnie małe dziewczynki, odpowiadał ze wzruszeniem ramion, właściwie nie znałem żadnych Amerykanek w wieku Lolity, musiałem wszystko wymyślić. Powieść rodziła się długo, boleśnie. Z przejęciem wspominał moment, gdy zrażony piętrzącymi się trudnościami szedł do ogrodu, by spalić rękopis — dopiero żona powstrzymała go nalegając, aby się jeszcze raz zastanowił i kontynuował pracę. Lolitę otaczała aura skandalu; nie pierwszy to wypadek w literaturze, wystarczy wspomnieć Kwiaty zła, Panią Bovary, Ulissesa. Ukazała się w paryskim wydawnictwie Olympia Press, specjalizującym się w literaturze pornograficznej, lecz mającym na swym koncie również pozycje wybitne — Becketta, Henry Millera czy angielskie tłumaczenia Sade'a i Geneta. Stała się bestsellerem. Więcej przecież — symbolem epoki. Trafiła na moment eksplozji swobody obyczajowej, trafiła na usta wszystkich. Po kilku latach paryskiego wygnania doczekała się amerykańskiego obywatelstwa. Oczywiście tylko niektórzy widzieli w niej od razu pomnik języka, wyobraźni precyzyjnej i prawie wszechwładnej. Inni szukali czegoś innego. Nie znajdowali (bądź znajdowali). A książka z punktu widzenia socjologii odbioru i biografii twórcy stała się tematem przypowieści Cnota Nagrodzona.

Nigdy nie myślałem, że zdołam zarobić na życie pisaniem — powiedział Nabokov — a tymczasem utrzymuje mnie kilkunastoletnia dziewczynka o dziwnym imieniu Lolita. Ta dziewczynka nie tylko przyniosła mu dużo, bardzo dużo pieniędzy i wyzwoliła od trosk materialnych, ale też ocaliła od zapomnienia, wywołała z ciemności wybitnego pisarza, Sirina. Odtąd dzieło Nabokova rosło z obu stron: pisał nowe utwory i opracowywał przekłady dawnych. Wydawcy lekceważyli emigracyjnego literata, nawet gdy stal się amerykańskim profesorem. Autora Lolity wszyscy sobie wyrywali, powstawały angielskie wersje dzieł Sirina opatrzone magicznie pokupną formułą „by the author of Lolita".

Wychodźca z ojczyzny, daleki od emigracyjnych waśni, od politycznych sporów, od duchowego maksymalizmu mistagogów, wpatrzony jedynie w gry własnej wyobraźni, w kryształowe załamania blasku słów — i usiłujący z maksymalną precyzją odtworzyć je w sztuce. Szaleństwami bawarskiego neandertalczyka zmuszony do wyjazdu za ocean. Dwa razy zatopiła się Atlantyda. Nabokov amerykański zajmował się tym samym, co poprzedni, najintensywniejszymi namiętnościami, jakie dostępne są człowiekowi: pisaniem i łowieniem motyli. Gdyby nie sukces Lolity, jego życie potoczyłoby się zapewne podobnie (może dłużej byłby profesorem i mniej czasu poświęcał obu namiętnościom), ale my nie znalibyśmy ani Sirina, ani Nabokova, krąg jego czytelników byłby nieporównanie mniejszy — lecz dziewczynka naiwna i diaboliczna obdarzyła go swymi łaskami narzucając jego obecność literaturze światowej.

Lolita jest zapewne najdoskonalszą językowo i konstrukcyjnie powieścią Nabokova; krystalizuje się wokół jednego tematu, ma zwartość i siłę mitu, ale nie jest prezentacją tezy ani sugestią wzoru osobowego. Dzieje miłości szalonej, absolutnej i skandalicznej, fascynacja przeszłością prowadzącą do zgubnego marzenia o wydobyciu się spod władzy czasu. W tym ujęciu, lecz chyba tylko w tym, można się zgodzić z rozważaniami Denisa de Rougemonta, szukającego w Lolicie nowych wcieleń mitu Tristana, mitu o magicznych związkach miłości i śmierci. Humbert Humbert goni po Ameryce fantomatyczny przedmiot swoich marzeń, jest ich niewolnikiem. To uwięzienie wyraża się wielorako: pisze swe wyznania w więzieniu, obchodzi się z Lolitą jak z uwięzioną, jest więźniem swojej miłości, więźniem minionych wspomnień. I jest także więźniem słów: „mam tylko słowa, którymi mogę się zabawiać". To jest jedyna nieśmiertelność, jaką może ofiarować Lolicie: utrwalić w słowie, zatrzymać na zawsze, zmusić innych do zobaczenia, do przeżycia choćby jednego z tych momentów, gdy chciałoby się powiedzieć chwili: nadal trwaj. To szalona nadzieja Humberta i kilku innych szalonych artystów fikcji w dziele Nabokova — pragną narzucić rzeczywistości wzory własnej wyobraźni, treść własnych marzeń. „Czasami... Chwileczkę, Humbert, ile dokładnie razy? Czy możesz sobie przypomnieć cztery, pięć takich momentów? A może ludzkie serce nie wytrzymałoby więcej niż dwa, trzy?... Czasami (nie będę odpowiadał na to pytanie), kiedy Lolita..."

Wojciech Karpiński Portret wyobraźni, ze zbioru esejów W Central Parku, Warszawa 1980. Tekst według wydania IV (Wrocław 1998), s. 80-118.

2 komentarze:

  1. :))
    Karpińskiego też Lolita uwiodła. ta książka ma niesamowitą siłę rażenia. nie znam żadnej innej o podobnym potencjale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nabokov Lolitę uważał za swoją najlepszą książkę, największe dzieło, najbardziej ją sobie cenił i był z niej dumny niczym ojciec:)

      Usuń