środa, 11 kwietnia 2012

"Lolita": adaptacje filmowe i teatralne

Plakat do adaptacji Lolity z 1962
Od chwili powstania takiej książki jak Lolita wiadomo było, że prędzej czy później reżyserzy pokuszą się o jej ekranizację. Według mnie jednak wierna i jednocześnie piękna adaptacja tej książki jest po prostu niemożliwa. Chodzi mi tutaj o nieprzekładalność na język filmu wszelkich gier literackich, aluzji, nawiązań, zagadek, pastiszów różnych gatunków. Dobra adaptacja w tym wypadku musiała by być dziwnym filmem, którego być może przeciętny widz nie dałby rady oglądać bez pomocy odpowiednich gloss i przypisów. A tak mamy dwa filmy zbliżone do powieści, oparte na jej głównym wątku fabularnym, najbardziej interesującym dla większości widzów. Mnie osobiście bardziej podoba się druga adaptacja z 1997 roku. Lubię ten film przede wszystkim za zdjęcia i muzykę Ennio Morricone. Bardzo dobrze, z dbałością o szczegóły, przedstawione są tam także realia Ameryki lat 50-tych. Samochód i droga są ważnymi symbolami amerykańskiej wolności i wielu możliwości, jakie daje każdemu Ameryka. Nie można także się przyczepić do gry aktorskiej, która jest całkiem przyzwoita. Niezbyt pochlebne recenzje krytyków przypisać chyba można ich zbyt wielkim oczekiwaniom jakie mieli w stosunku do tego filmu.

Scenariusz Lolity [1960] [1]





Pierwsza adaptacja Lolity została nakręcona 1962 roku w reżyserii Stanleya Kubricka. Nabokov sam napisał scenariusz do filmu (choć reżyser w wielu miejscach od tego scenariusza odstąpił). Rolę Humberta zagrał James Mason, Lolity – Sue Lyon, natomiast w Quilty'ego wcielił się Peter Sellers. Nabokov był przychylnie nastawiony do adaptacji, ale tuż przed jej premierą w wywiadzie wypowiedział się  dosyć sceptycznie na jej temat. Był też nominowany do Oskara za scenariusz, chociaż niewiele z tego co napisał zostało rzeczywiście zekranizowane. W filmie mamy bardzo rozbudowany wątek Quilty'ego oraz nie wspomina się w ogóle o wcześniejszym życiu i miłościach Humberta. Adaptacja z 1962 roku jest też bardziej ponura niż sama książka. Mnie osobiście nie bardzo przypadła do gustu obsada aktorska, nie bardzo podobała mi się gra Ptera Sellersa, a już obsadzenie Shelley Winters jako Charlotte Haze-Humbert, matki Lolity uważam jako nieporozumienie. Nabokov wyraźnie daje w powieści do zrozumienia, że mataka Lolity podobna była do Marleny Ditrich. Bardziej temu wizerunkowi odpowiada już Melanie Griffith  grająca w adaptacji z 1997r.  






Druga adaptacja filmowa powstała w 1997 roku. Jej reżyserem był Adrian Lyne. W rolę Humberta wcielił się Jeremy Irons, Lolitę zagrała Dominique Swain, Charlotte Haze - Melanie Griffith, a Quilty'ego – Frank Langella. Muzykę do filmu napisał Ennio Morricone, a scenariusz był autorstwa Stephena Schiffa. Film otrzymał mieszane recenzje. Jego premiera była opóźniona przez ponad rok z powodu kontrowersyjnej tematyki i z tych samych powodów nie był rozpowszechniany w Australii aż do 1999r. Wielu krytyków odnotowało, że ten film jest, w stosunku do oryginalnej historii, pozbawiony wszelkich elementów czarnej komedii. W Salonie Charles Taylor napisał, że "zastąpił komedię i okrucieństwo książki wytworzonym sztucznie liryzmem oraz przygnębiającym romantyzmem".

Na podstawie powieści w 1971 John Barry stworzył musical o tytule Lolita, My Love. Pomimo, że krytycy byli zdziwieni delikatnością z jaką reżyser potraktował opowieść o Lolicie, nie odniósł on sukcesu i dość szybko został wycofany ze sceny. W 1981 roku Edward Albee przerobił Lolitę na sztukę teatralną. Natomiast Rodion Szczedrin stworzył operę na podstawie powieści. 

Szukając informacji na temat adaptacji filmowych Lolity, natrafiłem w sieci na stronę Filmowo.pl a w niej na świetną recenzję Lolity z 1997r autorstwa Czarka 'Ove' Czartoryjskiego. Bardzo spodobała mi się ta recenzja, a że lepszej nie napiszę postanowiłem ją tutaj przedstawić za zgodą autora.

 Zbrodnie (nie)winności

 W naszej kulturze filmowej przyjęło się już, że każda książka odnosząca umiarkowany sukces wydawniczy szybciej czy później trafi do rąk producentów filmowych. Łakomym kąskiem są z pewnością książki zajmujące wysokie pozycje na listach bestsellerów. Wystarczy spojrzeć na oszałamiające wyniki finansowe ‘Władcy Pierścieni’ czy ‘Harry’ego Pottera’ by przekonać się, że adaptacje to kokosowy interes lub na ‘Wyznania gejszy’, by dojść do konkluzji, że niektóre dzieła powinny funkcjonować tylko w sferze literackiej. Szczególnie łakomym kąskiem dla opasłych producentów są twory kontrowersyjne. W kanon tych dzieł z całą pewnością wpisuje się ‘Lolita’ Vladimira Nabokova. W latach 50. amerykańskie wydawnictwa zgodnie odmawiały publikacji powieści obawiając się skandalu obyczajowego. Zdesperowany autor zdecydował się wydać książkę w oficynie ‘Olimpia Press’ znanej z publikacji szmatławych powiastek. Oczywiście skandal i tak wybuchł, Nabokov stał się celem nieraz bardzo ostrych, ataków. Z czasem ‘Lolita’ osiągnęła miano powieści kultowej i arcydzieła literatury XX wieku. Nic więc dziwnego, że skupiła uwagę Adriana Lyne’a – specjalisty od filmów kontrowersyjnych (‘Fatalne zauroczenie’, ‘9 i pół tygodnia’) .




 Czterdziestokilkuletni profesor Humbert Humbert zmuszony jest wynająć pokój u pani Charlotty Haze. Perspektywa ta nie napawa go optymizmem do czasu, gdy poznaje jej 12 – letnią córkę Dolores. Ujrzana po raz pierwszy w złocistych promieniach słońca, przez srebrzystą mgiełkę wody ‘Lo’ od razu zdobywa jego serce. Staje się kobietą jego życia, bóstwem, nimfetką. Dziewczynka szybko orientuje się jaką władzę zyskała nad statecznym i sympatycznym profesorem. Humbert żeni się z matką Lolity, a gdy ta ginie w wypadku staje się zarówno opiekunem ‘Lo’, jak i niewolnikiem jej kaprysów.




  W recenzji swojej zajmę się jedynie analizą filmu, wyjątkowo zostawiając na uboczu materiał literacki (tu jeżeli kiedyś przezwyciężę swoje lenistwo pokuszę się o osobny artykuł). Jak wszyscy pamiętamy ‘Lolita’ AD 1997 była wielką katastrofą finansową. Krytycy również byli bezlitośni dla tego filmu. Wielkie było więc moje zdziwienie, gdy okazało się, że dzieło Lyne’a to film z naprawdę dużą klasą.

 ‘Lolita’ to panorama namiętności i niewoli, w jaką wpadają ludzie realizujący je w swoim życiu. Profesor Humbert, człowiek szanowany, posiadający określoną pozycję w społeczeństwie jest jednym z nich. Większość z nas jego skłonności nazwałaby jednym słowem - ‘pedofilia’. Z jego punktu widzenia sprawa wygląda jednak troszkę inaczej. Dla pana H. H. ‘Lo’ nie jest dwunastoletnim dzieckiem, lecz zmysłową istotą. W jego oczach Dolores nabiera cech kobiety: ponętnej, nieobliczalnej, a jednocześnie niewinnej. Humbert nigdy nie zmusza dziewczyny do stosunków. Ona zawsze oddaje mu się dobrowolnie. Utwierdza go to w przekonaniu, że i on dla niej jest pociągający. Jest pewien, że seks z nim, przebywanie w jego towarzystwie, dla niej stanowi taką samą przyjemność. Zupełnie inną rolę pełni to, że profesor sprawia wrażenia człowieka z poważnymi zaburzeniami psychicznymi, w filmie jest to bowiem tylko ledwie zarysowane. Nas powinno interesować głównie to, że Humbert jest ofiarą iluzoryczności swych seksualno-platonicznych pragnień. ‘Lo’ nie jest dla niego tylko ciałem, ale również duszą. Jest partnerką, przedmiotem zarówno pożądania, jak i zadziwiająco czystych, bezinteresownych uczuć.




 Na naszej liście zbrodniarzy nie może zabraknąć także samej Dolores, a jakże. Ta femme fatale z pampersem to także istota zajmująca. Ja na pewno nie postrzegam jej w kategoriach ‘tej biednej, skrzywdzonej’. Lolita nie jest bowiem świadoma, jaką potworną krzywdę wyrządza sama sobie podejmując grę, która ją przerasta. Od dawna wiadomo, że władza to bardzo silny afrodyzjak. Według niektórych psychologów najsilniej pobudzającą zależnością dwojga ludzi jest władza jednego mężczyzny nad drugim (co z pewnością ma związek z samczymi zapędami, jakie sobie łaskawie przypisujemy). Jednak dla młodej dziewczyny, która dopiero zaczyna dojrzewać, władza nad dojrzałym mężczyzną jest nadzwyczaj ciekawym doświadczeniem. Zwłaszcza, gdy matka stara się za mocno być ‘dobrą, lecz stanowczą’, a Ty nasz przed sobą tyle nowych możliwości. ‘Lo’ sama zakłada sobie na ręce kajdany, będąc nieświadomą ich przytłaczającego ciężaru. Gra dojrzałą i wyzwoloną, jednocześnie nie potrafiąc zagłuszyć w sobie głosu rozkapryszonego dziecka, które płacze nie dostając tego, na co ma ochotę.
Związek tych dwojga zbudowany jest na iluzji, która staje się coraz rzadszą i niewystarczającą. Pewnego dnia znika zupełnie, a bohaterowie dramatu zauważają, że stoją nago pośród tłumu gapiów. Humbertowi nie bardzo to nawet przeszkadza, liczy się tylko ona – Lolita. Muza jego pragnień, światło jego oczu. On dalej pragnie być jej rycerzem. Ona w końcu widzi, że była swoistą prostytutką ‘rodzinnego biznesu rozkoszy’.




  Na tle szamotania się z własnymi uczuciami Humberta i Lolity wyrasta nam trzecia ofiara własnych żądz – Clare Quilty. Tak bardzo podobny i zarazem tak bardzo różny od Humberta. Gdy profesor meritum swych czynów ma zasłonięte kolorową mozaiką uczuć, Quilty doskonale wie, co robi i z niezwykłą precyzją oraz wytrwałością lawiruje wśród zagubionych, nieletnich owieczek. Jego słodkie polowania trwałyby zapewne jeszcze długo, popełnia jednak zasadniczy błąd – sięga po zakazany owoc, ‘Lo’. Przyjdzie mu drogo za to zapłacić.



 ‘Lolita’ to wspaniały film do obserwacji ludzi i ich walki. Ciekawszy tym bardziej, że widząc historię oczyma głównego bohatera, nie jest nam tak łatwo osądzać i oskarżać. Nieraz przyjdzie nam zmieniać stanowisko lub przynajmniej się zastanowić ‘a może jednak…’. Ta niejednoznaczność, nieco inny punkt widzenia, wart jest naszego czasu. Chociażby postać Humberta. Z jednaj strony zwierzę, niegodne ludzkich uczuć, wzbudzające odrazę. Z drugiej jednak każda prosta segregacja wydaje się dla niego krzywdząca. Jeremy Irons w roli Humberta jest znakomity. Jego spojrzenie niegroźnego, miłego, nawet nieporadnego człowieka w zestawieniu z pozostałymi cechami jego charakteru jest wyborną próbą kunsztu. Zwłaszcza, że wiarygodność tej postaci była trudna do uchwycenia, a Irons zrobił to w godny podziwu sposób. Dobra jest też młoda Dominique Swain. Ta rola również była wyzwaniem, a panna Swain, mimo kilku potknięć, obroniła się w zadawalający sposób. Tym dwojgu zawdzięczamy zarówno ciekawy duet, jak i wspaniałą scenę kłótni (po której Humber szuka ‘Lo’ w deszczu). Precyzyjne dozowane napięcie, operowania kamerą i stopniowe wyzwalanie emocji daje niesamowity efekt. Niestety takiego kunsztu nie uświadczymy przez całą projekcję. W całość wizji wkradają się sceny słabsze i nie do końca udane (ostatnia scena z Quilty’m, spotkanie ‘Lo’ i Humberta pod koniec filmu). Niektóre są wręcz niepotrzebne. Jednak zdjęcia i muzyka mistrza Morricone wypełniają luki w ten sposób, że w trakcie seansu możemy rozkoszować się historią i jej bohaterami. A owi są materiałem do wielokrotnego smakowania.

 ‘Lolita’ zrobiła na mnie wrażenie, tym chyba większe, im bardziej wszyscy starali się ten film potępić. Wbrew oczekiwaniom otrzymałem twór ciekawy, miejscami świetnie zagrany, przepięknie zilustrowany muzyką. Nie jest to arcydzieło, ale obraz z pewnością miejscami ociera się o miano ‘wybitnego’. W wypadku ‘Lolity ’wszystko zależy od punktu widzenia. Z kolei od czego ten zależy, wszyscy bardzo dobrze wiemy.

 Autor recenzji: Czarek 'Ovë' Czartoryjski

Wcześniejsze części cyklu o Lolicie można przeczytać TUTAJ

[1] Scenariusz Lolity, maszynopis z naniesionymi poprawkami, skreśleniami i uwagami Nabokova [1960], Berg Collection.

Źródła:

1. Nabokov Under Glass - An Exhibition at The New York Public Library,
2. Lolita (film 1962)
3. Lolita (film 1997)
4. Wikipedia.org - angielska strona poświęcona Lolicie,
5. stopklatka.pl
6. Filmowo.pl

15 komentarzy:

  1. Nie widziałem filmu, ale wiele o nim słyszałem. Film kojarzy mi się ze skandalem, jaki wywołał swoim pojawieniem się w kinach :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Publikacja książki wywołała większy skandal, a w końcu niektórzy byli zawiedzeni, że to nie to, bo to nie pornografia:)

      Usuń
  2. Ja widziałam ten nowszy film i byłam zachwycona. Uważam, że reżyserowi udało się uchwycić ten niezwykły, magnetyczny klimat powieści, który nie pozwala spać. Jest w tym filmie zmysłowość, napięcie i tragizm. Wspaniały, warty obejrzenia po lekturze książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko się zgadza, dobry film. Ja czytałem w amerykańskiej wersji Newsweeka artykuł o tej adaptacji, jeszcze przed premierą w '97, pochlebny. Dlatego zdziwiłem się, że był tak słabo przyjęty. Może dlatego, że jednak reżyser zrobił trochę coś innego niż jest w książce, brak w filmie komedii, ironii. została sama tragedia, a "Lolita" jest tragikomedią. ale warto obejrzeć dla dobrych aktorów, muzyki Ennio Morricone i zdjęć.

      Usuń
  3. Zbyszku, Ty się przyznaj lepiej, albo zrobiłeś doktorat albo robisz z tej "Lolity". Takie sprawne pióro mogłoby opisać tysiąc dobrych książek! Nie lubię nimfetek i już. Protestuję przeciwko marnowaniu Twojego talentu. Ach, ci faceci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, ale niegodzien jestem:) Wydaje mi się, że "Lolita" jest tak złożoną, pełną odniesień, symboli i aluzji książką, że nie miałbym szans w jakimś poświęconym jej teleturnieju:) Co do pióra, to w większości korzystam z jakichś źródeł, analiz, tekstów, sam nie wymyślam, nie odkrywam, nie jestem krytykiem literackim, ani aż taki mądry aby się czegoś nowego doszukać, no może czasem:). Zawsze podaję źródła z jakich czerpię. W tym tekście o filmach też nie wszystko sam, znalazłem recenzję i poprosiłem i możliwość zamieszczenia. ale nie przeczę, jeżeli coś mnie naprawdę interesuje, zależy mi, to potrafię to dobrze opisać ("jam ci to sprawił":)). I jeszcze coś, ja też nie lubię nimfetek, Lolitę ledwo toleruję, chodzi mi bardziej o Humberta, o całość, uważam, że wcale nie była ofiarą i wiedziała co robi, to wszystko jest w książce. A książka nie jest tak zupełnie poważna, to tragikomedia, Nabokov trochę się nabija, zwodzi, a może to był po prostu sen, albo majaczenie szaleńca, jest taka możliwość:)

      Usuń
  4. To jest niesamowite, ile Ty wiesz o tej książce i wszystkim, co się z nią wiąże. Tobie można naprawdę uwierzyć, jak piszesz, że to Twoja ulubiona książka, bo widać to na blogu niemal co kilka dni ;) A inni tylko piszą "X to moja ukochana książka!" i cisza ;))) Sama mogłabym się do nich zaliczyć. A czytałeś "Czytając Lolitę w Teheranie"? Co prawda to kobieca literatura, ale myślę, że mogłyby Cię zainteresować analizy autorki. Choć pewnie już ją znasz, trudno, żebyś obojętnie przeszedł koło tak obiecującego tytułu ;)

    ksiązkowcu - myślę, że warto zajrzeć najpierw do "Czytając Lolitę w Teheranie" właśnie, bo tam jest ona analizowana i wychodzą takie rzeczy między wierszami, że mi było wstyd - miałam uczucie jakbym czytała kiedyś zupełnie inną "Lolitę", a nie Nabokova.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kornwalio, przyznaję się do przeczytania Nabokova i obejrzenia jednej filmowej produkcji. Bez entuzjazmu. Facet zawsze dorobi ideę.
      Żartuję. Może Zbyszek się nie obrazi. Lubię wyzwania, to może kiedyś spróbuję. Jeśli przeczytałam "Harrego Pottera", to już nic gorszego nie może mi się przydarzyć.:)

      Usuń
    2. kornwalio - coś w tym jest co piszesz o ulubionych książkach, ale trzeba pamiętać, że czasami czytelnikom zmieniają się typy, może dlatego, muszą być absolutnie pewni. ale gdyby dobrze się zastanowili, odkryli by prawdę o swoich ulubionych, number one książkach. Myślę, że do Twoich ulubionych książek z pewnością zaliczają się dzieła Lema, to także mój ukochany pisarz, niemal od dzieciństwa:)

      Książki, o której piszesz nie czytałem, chociaż tytuł nie jest mi obcy, żałuję. Teraz już wiem, że wiele straciłem i warto ją przeczytać. Tytuł taki trochę...mylący, też rozpoznawałem ją intuicyjnie jako literaturę kobiecą;). Ja zacząłem ten cykl, aby właśnie bardziej przybliżyć czytelnikom, o co w tym wszystkim chodzi. Wielu szuka pornografii, sensacji, skupia się na historii tylko, nie zdając sobie sprawy z całej reszty, a ta jest najfajniejsza. Mam małe dzieci i sam temat pedofilii czy nimfetek co najmniej mnie brzydzi, a czasem gdy usłyszę o czymś takim w wiadomościach budzą się mordercze instynkty. Dziękuję za miłe słowa, informacje i komentarz:)

      Tak w ogóle to nie jestem aż takim fanem, aby np. zbierać wszystko co wiąże się z "Lolitą", kolekcjonować, nie myślę ciągle o niej.

      Usuń
    3. Książkowcu - absolutnie się nie obrażam, ale nie oznacza to całkowitej zgody;) Nabokov napisał właściwie komedię, chociaż pięknym językiem, chciał abyśmy jednocześnie lubili bohatera i nienawidzili, czuli do niego odrazę i współczucie. Czytałem wypowiedzi wielu osób, tak właśnie mają, ja też. Może zatem kiedyś;) A jeżeli nie "Lolita" to polecam np. "Obronę Łużyna" lub "Pnina". Napisał Nabokov też piękną autobiografię "Pamięci, przemów!", w której nie ma nimfetek, z tego co pamiętam:)

      Usuń
  5. No dobrze, dobrze;-)
    Komedia, powiadasz? No faktycznie dojrzały facet uganiający się za małolatą to komedia. Tak jak chyba wcześniej pisałeś, sam Nabokov bał się tego, co napisał (że niby ludziska źle odbiorą jego dzieło), to cóż dopiero ja. Może rzeczywiście czas przyjrzeć się Humbertowi, a nie skupiać się na Lolicie. Jak przeczytam wszystkie dzieła bliskie sercu z moich półek, to spróbuję się zmierzyć z gościem. Z podanych lektur nie mam nic, a właściwie tylko "Wykłady o literaturze" Nabokova. Przemawiają do mnie autobiografie, więc może w tej kolejności. W końcu autor wielki był...
    Dziękuję za rzetelną odpowiedź i zabawę "w oczko", bo w pracy skupić się nie mogłam, że sugeruję cokolwiek...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wykładów o literaturze" nie czytałem, ale są z tego co wiem świetne, sam chętnie bym przeczytał. Rozumiem, że moje zainteresowanie "Lolitą" można rzeczywiście różnie odebrać. Ale myślę, że gdybym miał jakieś wszeteczne myśli, to zachowałbym je tylko dla siebie i nie rozpisywał się o nimfetkach, bo po co zwracać na siebie uwagę.

      Usuń
  6. Zbyszku, odebrałam jako drążenie tematu przez fascynata literatury, stąd moje skojarzenia z doktoratem, a nie z czymkolwiek innym. Ja pewnie też jestem często monotematyczna, bo najchętniej pisałabym o PRL i to bardziej o cieniach niż blaskach. Konsekwentnie gromadzę materiały z pogranicza historii, choć historyk ze mnie żaden. Każdy ma jakiegoś... konika. Najważniejsze, to go mieć, bo wszystkiego przeczytać się nie da.:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Lolita wywarła na mnie duże wrażenie, a Jeremy Irons zagrał fenomenalnie. Rzadko adaptacja filmowa dorównuje książce (chociaż bywają filmy lepsze od książek), a Irons po prostu podniósł poprzeczkę:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dopiero co czytałam "Lolitę" i mnie zachwyciła. Jednym z jej walorów były właśnie liczne nawiązania czy - jak piszesz - gry literackie; to faktycznie ciężko przełożyć na język filmu. Obejrzałam adaptację Kubricka; póki co moje zaległości z dziedziny filmu są ogromne, ale Kubricka znam z opinii jako klasyka, geniusza etc. Bardzo mi się podobała ta "Lolita", choć zabrakło mi tego, że bodaj ani razu nie padł termin "nimfetka", nie było nic powiedziane na temat wcześniejszego życia Humberta, a Charlotte faktycznie była... średnia. Po przeczytaniu Twojego posta obejrzę nowszą adaptację.

    OdpowiedzUsuń