środa, 27 czerwca 2012

Głód był dobrą dyscypliną

Ernest Hemingway w Paryżu

"Bywało się bardzo głodnym, kiedy nie jadło się dostatecznie w Paryżu, bo wszystkie sklepy z pieczywem miały na wystawach takie dobre rzeczy, a ludzie jedli na zewnątrz, przy stolikach na chodniku, tak że widziałeś i czułeś jedzenie. Kiedy ktoś rzucił dziennikarstwo i pisał rzeczy, których nikt w Ameryce nie chciał zakupić, i wyjaśniał w domu, że idzie z kimś na obiad, najlepszym miejscem, gdzie mógł pójść, były Ogrody Luksemburskie, bo tam nie widziało się ani nie czuło nic do jedzenia przez całą drogę od Place de l'Observatoire do rue de Vaugirard. Można tam było zawsze zajść do muzeum luksemburskiego i wszystkie obrazy były zaostrzone i wyraźniejsze, i piękniejsze, jeżeli byłeś o pustym żołądku i o drążącym głodzie. Nauczyłem się o wiele lepiej rozumieć Cezanne'a i naprawdę widzieć, jak robił krajobrazy, kiedy byłem głodny. Nieraz zastanawiałem się, czy i on też był głodny, kiedy malował, ale przychodziło mi na myśl, że może tylko zapominał o jedzeniu. Była to jedna z tych nierozsądnych ale oświecających myśli, które się miewa, kiedy zaznało się bezsenności i głodu. Później doszedłem do wniosku, że Cezanne prawdopodobnie był głodny w inny sposób".[1]

"Wtedy, u Lippa, zacząłem przypominać sobie, kiedy po raz pierwszy zdobyłem się na napisanie opowiadania po stracie wszystkiego. Było to w Cortine d'Ampezzo, kiedy wróciłem, aby tam spotkać się z Hadley po wiosennej wyprawie na narty, którą musiałem przerwać, aby się udać służbowo do Nadrenii i Ruhry. Było to bardzo proste opowiadanie, zatytułowane "Po sezonie", i pominąłem jego prawdziwe zakończenie, które było takie, że ten stary się powiesił. Zostało to pominięte na zasadzie mojej nowej teorii, że można pominąć wszystko, jeżeli się wie, że się pomija i że część pominięta wzmocni opowiadanie i sprawi, że ludzie odczują coś więcej, niż rozumieją. [...]

Kiedy się musi ograniczać jedzenie, konieczne jest wziąć się bardziej w garść, żeby nie mieć za wiele głodowych myśli. Głód jest dobrą dyscypliną i człowiek się z niego uczy. A tak długo jak inni tego nie rozumieją, jest się wobec nich w przedzie. O, jasne, myślałem, teraz jestem tak daleko w przedzie, że nie mogę sobie pozwolić na regularne jedzenie. Nie byłoby źle, gdyby mnie trochę dopędzili.

Wiedziałem, że muszę napisać powieść. Ale wydawało się to czymś niemożliwym, skoro z wielkim trudem próbowałem pisać fragmenty, które były destylatami tego, co składa się na powieść. Teraz należało pisać dłuższe opowiadania, tak jak się trenuje do dłuższego wyścigu. Kiedy przedtem napisałem powieść, tę, która zaginęła razem z walizką skradzioną na Gare de Lyon, miałem jeszcze ową liryczną łatwość wieku chłopięcego, która jest tak nietrwała i zwodnicza, jak młodość. Wiedziałem, iż prawdopodobnie dobrze się stało, że tamto zaginęło, ale wiedziałem również, że muszę napisać powieść. Jednakże będę to odkładał, dopóki nie poczuję, że już nie mogę się oprzeć. Prędzej mnie licho porwie, niż napiszę powieść dlatego, że to jest coś, co powinienem zrobić, jeżeli mamy jadać regularnie. Kiedy mi przyjdzie ją pisać, musi to być jedyna rzecz, jaka jest do zrobienia, i nie będzie wyboru. Niech napór narasta. Tymczasem napiszę długie opowiadanie o tym, co znam najlepiej.[...]

Co jest takiego, co znam najlepiej, a czego nie napisałem i nie straciłem? O czym naprawdę wiem i co mnie najbardziej obchodzi? Nie było w ogóle żadnego wyboru. Był tylko wybór ulic, które mnie zaprowadzą najszybciej tam, gdzie pracuję. Poszedłem rue Bonaparte do Guynemer, potem do rue d'Assas, i przez  rue Notre-Dame-des-Champs do "Closerie des Lilas". Usiadłem w kącie, popołudniowe światło wpadało ponad moim ramieniem, i pisałem w notatniku. Kelner przyniósł mi cafe creme i wypiłem połowę, kiedy wystygła, i zostawiłem ją na stoliku, pisząc. Kiedy przestałem pisać, nie chciałem odejść od rzeki, gdzie widziałem pstrągi w wodzie, której powierzchnia wzdymała się gładko, napierając na wbite kafarami pale mostu. Było to opowiadanie o powrocie z wojny, ale nie było w nim wzmianki o wojnie.

Jednakże rano rzeka miała być znowu i musiałem pokazać ją i okolicę, i wszystko, co miało się zdarzyć. Miałem przed sobą wiele dni, w których mogłem to robić co dzień. Nic innego nie było ważne. W kieszeni miałem te pieniądze z Niemiec, więc nie było problemu. Kiedy skończą się te, nadejdą jakieś inne. Wszystkim co musiałem zrobić w tej chwili, było zachowanie czystego i jasnego umysłu do rana, kiedy znów zacznę pracować".[2]
___________________________
[1] Ernest Hemingway "Ruchome święto", tłumaczył Bronisław Zieliński, Czytelnik, 1966, s.54.
[2] Tamże, s.59-61

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz