piątek, 7 lutego 2014

"Humor mój jest infernalny"

"Science fiction zrujnowałem podług możliwości i sił we wszystkim, co o niej pisałem, przede wszystkim jako zawiedziony, znudzony śmiertelnie, rozczarowany, ogłupiany systematycznie Czytelnik, a nie jako pisarz". [24 marca 1972]

Kraków, 24 marca 1972

Drogi Panie,

…Ma Pan rację — oczywiście humor mój jest infernalny. O to właśnie szło, inaczej, myślę, lektura byłaby już nadto odpychająca. Lukier dowcipu osładza pigułkę tylko w momencie jej połykania, potem pozostaje gorycz, której, nie muszę chyba Pana zapewniać o tym, nie wymyśliłem sobie prywatnie, bo pochodzi ona raczej z zewnątrz, tj. ze świata, w jakim żyjemy. Tak: Dostojewski jest może najbliższym mi duchowo pisarzem, chociaż jest to bliskość choroby, nieszczęścia, piekła, zmory i wreszcie widma mogiły, a nie jakaś inna. Cytaty z Dostojewskiego można znaleźć w moich Dialogach chociażby (z Wyznań człowieka z lochu 1 np.). Co się tyczy Pana głodu Absolutu… głód ten znam chyba, ale jestem prywatnie przeświadczony o tym, że nie można go zaspokoić, bo Absolut nie istnieje w postaci do przyjęcia; w pewnym sensie jedyny Absolut, albo jedyny „model” Boga, jaki mogę serio zaakceptować, jest Bogiem oo. Destrukcjanów z 21. podróży Tichego, bo wyznania wiary tam zawarte są, tj. były pisane z najwyższą powagą, na jaką w ogóle mnie stać. W Filozofii przypadku nie brak explicite wyrażonych zastrzeżeń, o czym ta książka NIE JEST, co w niej pominięte, a mianowicie praktycznie w całości — estetyczna problematyka, problematyka przeżycia przedmiotu estetycznego, ponieważ uważam, że jej się metoda moja nie ima, tak że tu nie może być mowy o różnicy zdań między nami — po prostu milczałem świadomie na ten temat, który wydaje mi się niedyskursywny w całości.

Sądzi Pan, że oczekuję od Amerykanów zbyt wiele — w kulturze? Kiedy bo ja właśnie niczego zbyt wielkiego nie oczekuję, jak mi się zdaje. Science fiction zrujnowałem podług możliwości i sił we wszystkim, co o niej pisałem, przede wszystkim jako zawiedziony, znudzony śmiertelnie, rozczarowany, ogłupiany systematycznie Czytelnik, a nie jako pisarz. Odważyłem się niedawno odpowiedzieć szerzej po angielsku na pytania zadawane mi właśnie w kręgu tych spraw (SF) — pewnemu kanadyjskiemu fanzine, a jeśli opublikują moją odpowiedź, postaram się, by dotarła do Pana rąk, bo wyraża moje rzetelne przekonania, jakkolwiek być może w sposób kulawy wysłowione. Pana uwagi o wartości, jaką my tu przypisujemy kulturze, wydają mi się z kolei mocno paradoksalne, ponieważ właśnie w tej sferze wiele spraw i osób u nas przez długi czas po wojnie niszczono, jednakowoż doskonale rozumiem, iż względność miar, jakie obaj stosujemy, wynika z różnicy historii naszych krajów, ponieważ myśmy byli zagrożeni w sposób dosłownie śmiertelny, w kulturze najpierw (w biologii zresztą także), a dla Amerykanów chodzi zawsze w tej grze o wyobrażenia Apokalipsy, a nie o nią samą, doświadczoną osobiście.

Co do literatury polskiej, dzieła i pisarskie osoby na świeczniku nie zawsze są tożsame z dziełami i pisarzami, których cenię najwyżej. Nie wiem, czy zna Pan coś z twórczości Jana Józefa Szczepańskiego (Polska jesień, Portki Odysa, Buty, Ikar, Wyspa, Koniec westernu 2)? Nie wspominam o nim dlatego, że to mój przyjaciel, ale dlatego, ponieważ uważam jego dzieło za wyjątkowo trwałe, mimo pewnej powierzchownej zgrzebności czy niesensacyjnej szarzyzny, jaką w nim niektórzy widzą. Głośniejszy od niego T. Konwicki ma mój szacunek i uznanie, lecz właściwie są to ludzie — także w książkach swoich — nieporównywalni.

Może i będziemy mogli kiedyś wreszcie pogadać osobiście. Okazji mi nie brak, ambasada USA w Polsce już dwukrotnie proponowała mi półroczny lub dłuższy wyjazd do Stanów, ale odmawiałem, z kilku różnych powodów, ot, dla braku czasu głównie, ale może być, że ponadto także z pychy, bo wyznaję, że wolałbym, przybywając, nie być osobą w pełni anonimową, żeby choć kilka moich książek pierwej wyszło w Stanach. Gdyż dobrze wiem, jak w gruncie rzeczy (i Mann wiele o tym pisał, choć Olimpijczykiem był) komiczną, niepoważną postacią jest literat, a już literat anonimowy, o którym się nie wie nic, bo nawet się o jego książkach nie słyszało, staje się postacią w stylu autoparodystycznym.

Dr Rottensteiner, mój agent, a ponadto Austriak, trochę dziwak, trochę filozof, trochę zgorzkniały miłośnik SF, jest i pesymistą, dlatego właśnie sądził, że los Cyberiady już jest przesądzony. Otóż jak Pan widzi, tak właśnie nie jest. Wszystko jest jeszcze przed nami — przynajmniej w tym małym zakresie, który obejmuje los paru moich książek w Stanach. Mam nadzieję, że impreza ta powiedzie się — nie myślę o sukcesach rynkowych, o loterii bestsellerów, lecz po prostu o tym, że Pana trud, już włożony w tłumaczenie, nie pójdzie na marne.

Książki? Jest Pan bardzo wspaniałomyślny! Na razie o żadną nie będę prosił — zastrzegając się, że jeśli mnie potrzeby przycisną, w samej rzeczy odezwę się do Pana i w tej sprawie.

Serdeczne pozdrowienia łączę.

St. Lem

PS. Ze stanowiska pisarzy ghetta SF „mainstream” jest, zapewne, rodzajem Arkadii, ale doprawdy nie podzielam ich złudzeń; czynnik losowy zarządza karierami utworów, publiczność jest dziś znudzona i zobojętniała jak może nigdy, sztuka, tknięta lekkim wariactwem, zjada własny ogon i dobiera się już samej sobie do kiszek i do wątroby — serce już wyjedzone — i jakież ja jeszcze mogę żywić złudzenia w tej materii, zwłaszcza że właśnie mnie z kolei zjada tzwany Filozoficzny Bies?

PPS. Czy naprawdę zamierza Pan pisać na rzecz Lem in search of Utopia? Gorąco zachęcam! A proszę też bez litości!



1. Powieść Fiodora Dostojewskiego, wydana w 1929 w przekł. Marii Grabowskiej pt. Wspomnienia człowieka z lochu; tytuł oryginalny: Zapiski iz podpol’ja (1864).
2. Jan Józef Szczepański, Polska jesień — powieść (Kraków 1955); Portki Odysa — powieść (Warszawa 1954); Buty — tytułowy utwór z tomu Buty i inne opowiadania (Kraków 1956); Ikar — powieść historyczna (Warszawa 1966), której częścią drugą była Wyspa (Warszawa 1968); Koniec westernu — reportaże z USA (Warszawa 1971).

Źródło: www.halo.lem.pl


2 komentarze:

  1. Bardzo się cieszę, że pojawiły się te zbiory listów Lema. Pokazują jakim był intrygującym człowiekiem, skromnym i ze sporym dystansem do siebie i świata. A PS świetny i wciąż aktualny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że jak przez te 40 lat nic się nie zmieniło to już się nie zmieni i będzie zawsze aktualne. "Listy" Lema są wspaniałe, ja osobiście wole te pisane do Mrożka. gdzie Lem często opisuje różne absurdy, sytuację w Polsce, nietypową pogodę i pisze nad czym pracuje. Te do Kandle'a są bardziej merytoryczno-filozoficzno-warsztatowe, ale też ciekawe.

      Usuń